Muzyka - ocena
Dźwięk - ocena
|
||
O muzyce: | Mamy 1998 rok i pierwszy, twardy krążek amerykańskiej kapeli z Little Rock, znanej tam lokalnie już praktycznie od 1995 roku. Jak na EPkę przystało zawiera kawałki skromne aranżacyjnie, dwa zostały poprawione na późniejszych pełnowymiarowych albumach, reszta to prawdziwe perełki, których już nigdy później chyba nie zarejestrowano. Oczywiście nie prawdziwe są pogłoski że Evenescence to komercyjny wytwór płytowego molocha o nazwie Wind-Up. Pierwsze kompozycje grali oraz wydawali praktycznie na własną rękę i za własne pieniądze. Wszyscy znają Evanescence bez wątpienia z hitów jakie zagrali na Fallen, bardzo dobrej, ale jednak nie odkrywczej płycie rockowej. Warto wiedzieć, że przed powstaniem tego przebojowego, pop-rockowego, ubóstwianego nie tylko przez dojrzewające nastolatki albumu, zespół grał muzykę całkowicie inną, śmiem twierdzić ambitniejszą, na pewno bardziej klimatyczną, alternatywną i daleką od komercji, choć niezbyt skomplikowaną. Gdy pierwszy raz usłyszałem opisywaną tu EPkę wprost nie mogłem uwierzyć że ta kapela poszła pięć lat później tak komercyjną, utartą przez numetalowe kapele ścieżką na Fallen. Muzyka zawarta na płycie (coś koło rocka gotyckiego) jest niespotykanie klimatyczna, wolna, eteryczna, dźwięki wyłaniają się z głośników niczym przymglony sen. To określenie znakomicie oddaje klimat tej płyty, jest delikatna i ulotna jak sen, ale również miejscami surowa i mroczna niczym przebijająca się koszmarna wizja. Nieskomplikowane aranżacje są tu niewątpliwą ozdobą. Urok utworów śpiewanych przez młodziutką wtedy (17 lat !) Amy Lee wspomagają żeńskie chórki. Instrumentami są, prócz gitar akustycznych i przesterowanych elektrycznych, na których gra współzałożyciel kapeli Ben Moody (wtedy 18 latek !), perkusja, elektroniczne, gotyckie organy, i również ambientowe, syntezatorowe plamy, w końcu znakomicie uzupełniane fortepianem Amy. Niektóre kawałki są skomponowane schematycznie, choć dość nietypowo. Do połowy spokojne i oszczędne, a od połowy mocne, ciężkie, miażdżące ścianą przesterowanych gitar. Głos Amy na tym krążku jest przepełniony smutkiem, śpiewając wydaje się że dziewczyna momentami płacze, słychać niesamowite emocje przepełniające jej głos, w mocniejszych momentach jej krzyk jest niemal rozpaczliwy. Słychać że młodej Pannie brakuje jeszcze warsztatu, można się przyczepić że wszystko śpiewa podobnie, mimo to nadrabia sercem i uczuciem jakie wkłada w kompozycje. Jej głos brzmi bardzo naturalnie, delikatnie, nie ma tu za często zbędnego popisywania się, charakterystycznego wycia (co czasem przeszkadza np. w The Open Door). Pierwszy kawałek brzmi jak demo (dźwięk jest stłumiony, nie grzeszy audiofilską jakością). Where Will You Go, dominują tu gotyckie organy, elektroniczny bit i ściszona gitara elektryczna. Wersja kawałka z albumu-demo Origin jest już znacznie lepiej dopracowana. Dalej mamy Solitude, to pierwsza perełka, brzmi również zdecydowanie lepiej. Bardzo oszczędny śpiew Amy z cicho brzdąkającą, rozwibrowaną akustyczną i później elektryczną gitarą. Nagle od połowy zmiana tempa, wchodzi perkusja razem z przesterowana gitarą i chórkami w tle. Imaginary, podobna sytuacja co z pierwszym kawałkiem, brzmi to jak demo nagrywane na kolanie. Wolniejsze tempo i cichsza tonacja od znanej wersji z Fallen. Exodus, zagrany na fortepianie i zaśpiewany tylko przez Amy. Znakomita, klimatyczna piosenka, mimo że szybsza w tempie od znanych nam tego typu kawałków My Immortal czy Hello, to brzmi delikatniej i smutniej. Słowa są tylko z pozoru pogodne, z tonacji śpiewania bije smutek. So Close, kolejna obiecana perełka. Melodia pogodniejsza i żywsza od reszty kawałków, fajnie brzdąkająca elektryczna gitarka, żywo wybijająca rytm perkusja, od połowy utworu mocne gitarowe wejście, znakomite przejścia, krótki powrót do poprzedniego klimatu, przyspieszenie, i ponowne ostre wejścia na przesterowanej gitarze. Amy jednak ciągle śpiewa jakby gryzło ją coś bardzo smutnego. Nawet wydawać by się mogło gdy melodia zmienia się w ciut bardziej optymistyczną, Amy wciąż nie może znaleźć ujścia dla swego smutku. Understanding, siedmiominutowy, piękny, monumentalny i chyba jeden z najsmutniejszych utworów jaki dane mi było słyszeć w życiu. Zaczyna się monologiem obco brzmiącego głosu mężczyzny: "You hold the answers deep within your own mind. Consciously, you've forgotten it. That's the way the human mind works. Whenever something is too unpleasant, to shameful for us to entertain, we reject it. We erase it from our memories. But the answer is always there." Warto wiedzieć, że początek zdania jest również wstępem do albumu-dema Origin. Zawodzące chórki, delikatny śpiew Amy, monotonnie powtarzającej smutne słowa. Oszczędna akustyczna gitarka, równo, wybijająca tempo perkusja (brzmi niemal jak bezduszny automat). Z czasem słyszymy znów obcy głos tym razem kobiecy, dwie osoby prowadza ze sobą rozmowę (brzmi to jak rozmowa psychiatry z pacjentką). Nagle zmiana tempa, perkusista wali galopadą na stopach, ostro tną elektryczne gitarowe przestery. Utwór kończy się cicho, grają organy, słychać mężczyznę: "But the answer is always there. Nothing is ever really forgotten.", kobieta powtarza po kilkakroć jak zaklęta: "Because I'm tired of it too." The End, instrumentalne, majestatyczne dwu minutowe zakończenie. Wyjąca w tle przesterowana gitara, zawodzący chór i niski, uderzający powolnym basem przestrzenny bit. Doskonałe zakończenie tego niesamowitego mini-albumu. Chyba nie dziwię się czemu zespół uznał że lepiej nie wznawiać wydań tej i kolejnych, skomponowanych w podobnych klimatach płyt. Nastrój jest niesamowicie przygnębiający i mroczny, jeśli macie doła nie słuchajcie tego, grozi wyskoczenie przez okno lub innymi ekstremalnymi czynami ;P Nakład tej EPki wynosił ledwie 100 sztuk. Najprawdopodobniej nie można już dostać żadnego z tych egzemplarzy w oryginalne, a jeśli tak to za jakieś astronomiczne sumy (liczone w setkach, tak nie pomyliłem się, w setkach dolarów !). Amy jednak wyraźnie w pewnym wywiadzie powiedziała, że jeśli kogoś interesuje ta, jak i inne, wydane przed Fallen rzeczy, śmiało może je sobie ściągnąć z internetu (cóż za rozbrajająca szczerość ! ;)). Zachęcam tak zrobić, dokładne zripowane FLACi są dostępne w kilku miejscach w sieci, więc praktycznie za darmo możemy zapoznać się z tą niezwykłą muzyką :) Choć płyta ma 30 minut, nie jest pełnowymiarowym albumem jak późniejszy Origin. Zresztą Origin jak powiedziała w pewnym wywiadzie Amy też nie jest do końca albumem, wyraźnie zaznaczyła by określać go jako album-demo, co też niniejszym jak widać zazwyczaj robię. Mimo to, dla mnie ta EPka jak i przede wszystkim Origin, są bez wątpienia tym, co najlepsze popełniło Evanescence. Tak innej muzyki, od wszystkiego co słyszeliście do tej pory nie znajdziecie nigdzie indziej. Evanescence w wolnym tłumaczeniu oznacza efemeryczność, przelotność, zanikanie, tak właśnie brzmi ta kapela w okresie nagrywania swoich dwóch EPek i Origin. Jaką ocenę mogę postawić takiemu króciutkiemu mini albumikowi ? Choć z pewnością gdyby trwał dłużej słuchacz niechybnie mógłby nie wytrzymać emocjonalnie ;) Nie przesadzę chyba, gdy napisze że jest to dzieło na miarę Disintegration zespołu The Cure. Nawiasem, jeśli miałbym porównać tą muzykę do czegokolwiek, to właśnie płyta Disintegration byłoby bardzo blisko. Słychać kawał serducha jakie włożyli w te piosenki muzycy, słychać je w śpiewie Amy, w gitarach Bena. Jakże prawdziwie brzmi ta płyta w porównaniu do lukrowanej papki jaką serwują nam obecnie media. Gdyby nie krótkość i dwa, brzmiące jak dema utwory, byłaby maksymalna ocena w gwiazdkach. Choć może jednak nie, pięć gwiazdek zostawię dla Origin... | |
O dzwięku: | Specyficzna, surowa, nieaudiofilska produkcja, nadaje jeszcze większej głębi i grozy tej muzyce. Krążą kawały, że ta jak i późniejsze płyty, nagrywane były w szafie u Bena ;P Mówiąc już na serio, to spotkałem się z relacjami (nie wiem czy prawdziwymi), że te płyty nagrywane były po prostu w domu, w jednym z pokojów Bena. Z minusów przeszkadzający w słuchaniu wymienić należy częste słyszane nieczystości np. w formie przejaskrawionej, ziarnistej góry pasma, słychać to szczególnie gdy Amy zaczyna śpiewać w wysokich rejestrach. Słychać różne śmieci tła, jakieś szumy, trzaski, ale stanowią one dodatkowy urok, gdyż podsycają jeszcze mocniej psychodeliczny klimat. Surowe podejście do nagrania ma jednak niewątpliwie i kilka plusów. Z pewnością głuchy realizator za konsoletą nie poprzestawiał gałek na chybił/trafił, nawiasem, w ogóle oni używali do masteringu tej płyty jakichś zabawek ? Jeśli tak to chyba bardzo tanich, lub z dwiema, audiofilskimi gałkami ;P Dynamika jest specyficzna, nie ma mowy o żadnym sztucznym podciąganiu pasma, tak popularnym obecnie niestety loudnessie. Słychać oszczędne użycie kompresorów i limiterów, jawi się to bardzo dobrą dynamiką cichych fragmentów, ale też i lekkimi przesterami głośniejszych. Większe spiętrzeniach ściany głośniejszych dźwięków powodują nieład na scenie, uważam że wbrew pozorom jest to bardzo naturalne zjawisko. Mianowicie audiofile dążą często, by za wszelką cenę, w symfonicznie grającej orkiestrze nagranej na płycie słyszeć każde pierdnięcie... ehm, znaczy się każde brzdąknięcie piątego skrzypka w czwartym rzędzie ;) Ktokolwiek słyszał głośną muzykę graną na żywo na wielu instrumentach wie, że nieczęsto jest to możliwe. Muzyka jest odbierana przecież jako całość, muzykalny przekaz współgrających ze sobą dźwięków, jaki dopiero tworzą poszczególne grające instrumenty. Wracając do omawianej płyty, dwa kawałki demo, pierwszy Where Will You Go i trzeci Imaginary, brzmią najbardziej tragicznie, jakby ktoś je nagrał na taśmie magnetofonowej jamnika ;P Reszta kawałków prezentuje już lepszą jakość. Ocena nagrania więc może być skrajnie różna dla poszczególnych osób. Jeśli jesteś zasłuchany w wygładzone, wypucowane płytki Diany Krall postaw sobie jedną gwiazdkę. Jeśli jednak cenisz sobie pewną surowość nagrań (vide płyty zespołu Shellac), obecną często na rockowych koncertach na żywo (nie w akustycznie wypindrzonych pomieszczeniach), wówczas trzy gwiazdki nie będą pomyłką. Biorąc więc średnią daje dwie gwiazdki ;) |
Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe.
Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.
Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.
Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.