Skocz do zawartości

1056 opinie płyty

Jacintha - Jacintha Is Her Name (dedicated to Julie London)

najpierw trochę danych o płycie: Jacintha - Vocals Ron Eschete - Guitar, Guitar (7 String Acoustic) Harry Allen - Sax (Tenor) Larry Bunker - Conga, Vibraphone Bill Cunliffe - Piano, Arranger Holly Hofmann - Flute Larance Marable - Drums Darek Oleszkiewicz - Bass 1. Willow Weep for Me (Ronell) - 5:32 2. The Thrill Is Gone (Brown/Henderson) - 5:20 3. Something Cool (Barnes) - 6:07 4. Don`t Smoke in Bed (Robison) - 4:06 5. Light My Fire (Densmoore/Krieger/Manzarek/Morrison) - 4:03 6. I`m in the Mood for Love (Fields/McHugh) - 4:14 7. God Bless the Child (Herzog/Holiday) - 5:42 8. Round Midnight (Monk/Williams) - 6:14 9. I`ll Never Smile Again (Lowe) - 4:05 10. Gone With the Wind (Magidson/Wrubel) - 3:17 11. Cry Me a River (Hamilton) - 4:40 Groove Note Records, GRV 1014 Dzięki uprzejmości jednego z Kolegów z Forum, poznałem muzykę Jacinthy za sprawą płyty "Heres To Ben". Tak mi się spodobało, że najnowszą płytę kupiłem kompletnie w ciemno (rzadko zdarza mi się takie zaufanie do artysty, ze poniżej pewnego poziomu nie zejdzie, a chyba takich przypadków, że nabrałem takiego przekonania po jednej płycie, miałem chyba 2, może 3 razy) I nie zawiodłem się - bo "Heres To Ben" podobała mi się, a muzycznie obie płyty są do siebie bardzo podobne. Tutaj jest jeszcze spokojniej, praktycznie wszystkie utwory są utrzymane w bardzo spokojnym, delikatnym, nastrojowym klimacie. Trudno wyróżnić mi tutaj jakiś konkretny utwór - może kolejna, ciekawa interpretacja "Light My Fire" , czy kołyszący "Cry Me a River ".... cała płyta jest muzycznie bardzo jednolita i równa. Bardzo mi się podoba. Ciepły, miły głos wokalistki, oszczędne aranżacje. Idealna płyta na zimowy wieczór, aby odpocząć i wyciszyć się po ciężkim w dniu w pracy, przygaszone światła, w ręku .... filiżanka dobrej herbarty ;-). Jedyne czego mi troszę brakuje to jednego-dwóch ciut żywszych aranżacji.... chociaż może wtedy płyta nie miałaby tyle uroku?

Patricia Barber - Cafe Blue

raczej lekka odmiana jazzu, swietna muzyka na wieczór, po powrocie z pracy. W większości akustyczne instrumenty. Niepowtarzalny nastrój i klimat. głoś Patricii jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, hipmotyczny. Oszczędne, przemyślane aranżacje.

Joss Stone - The Soul Sessions

Przesłuchałem tę płytę po powrocie do domu dwa razy na głośnikach a wieczorem poprawiłem jeszcze raz przez słuchawki. I wciąż nie mam dość. A to podobno wprawki przed nagraniem autorskiego albumu. No to pięknie, jak mawiał pułkownik Alvarez. Dziesięć coverów – soul z silną domieszką bluesa, funky i folku. Mieszanka piorunująca. Właściwie trudno wskazać najlepsze utwory, bo wszystkie są co najmniej dobre, poczynając od rozpoczynającego płytę przebojowego ”The Chookin’ Kind”. Póki co największe wrażenie robią na mnie bluesowy ”Dirty man”, śpiewany jedynie z akompaniamentem gitar, a bezpośrednio po nim startujący od pierwszego uderzenia motorycznym funkowym rytmem ”Some Kind of Wonderful”. 16-letnia Joss Stone śpiewa z ogromną energią i entuzjazmem, bez grama rutyny, co znakomicie równoważy pewne niedoskonałości techniczne i brak wyrafinowania typowego dla doświadczonych wokalistek. Do tego znakomite chórki w wykonaniu m.in. Betty Wright, która jest również współproducentem albumu. Całość przebojowa i rozrywkowa, ale na szczęście pozbawiona tego strasznego elektroniczno-smyczkowego lukru, typowego dla różnych Houstonów, Braxtonów i Dionów. Ciekawe co będzie dalej.

Roger Waters - Amused to Death

Dla zaawansowanych słuchaczy i laczej wielbicieli tych klimatów. Waters cudownie przekazuje klimacik i muzyczne opowieści tworza nierozerwalną całość.Trudno słuchać konkretnego utworu bez wnikliwej analizy całości. Nie są to przeboje, ale jakie to ma znaczenie dla genialnej muzyki. Sposób realizacji powala ale o tym niżej.

Roger Waters - Amused to Death

najbardziej znana płyta Rogera. Bardzo osobiste, refleksyjne teksty. Muzycznie płyta stanowi całość, jeden utwór płynnie przechodzi w drugi. Najlepiej posłuchac całości od początku do końca. Klimat muzyki przystaje do tekstów -refleksyknie, momentami wręcz smutno... lepeij nie słuchac tego w stanie depresji

Milkshop - Milkshop

uwazam ze to jeden z najciekawszych debiutow na polskiej scenie muzycznej. Slucha sie tego prawie tak dobrze jak Portishead, Goldfrapp czy Waldeck. No coz, to nie muzyka dla koneserow radiowych przebojow,a juz na pewno do sluchania w samochodzie. No nic, goraco polecam tym, ktorzy oczekuja od muzyki czegos wiecej, a zwlaszcza od rodzimych produkcji. Tak nie wiele sie dzieje na naszym rynku muzycznym, a tak zle sa odbierane tak swietne debiuty, egh, zgroza... Trudno sie dziwic ze artystom nie oplaca sie tworzyc-siac na taki grunt.

Sheryl Crow - The Globe Sessions

The Globe Sessions to zapis sesji w studiu nagraniowym Globe. Rok 1998. Sheryl Crow w wielkiej formie. Szczegoly? Prosze bardzo. Skoro wiemy, ze pani Sheryl transponuje rockowe brzmienia lat 60-70-80-tych i nadaje im wspolczesny blichtr to i w tym przypadku nie jest inaczej. Instrumenty z epoki brzmia nieco po nowemu a koneksje do dawnego stylu sa tylko koneksjami a nie kalka. Ogladajac okladke – sceny ze studia – od razu zostajemy wprowadzenie w klimat. Takze odsluch tej plyty potwierdza podejrzenia. Slychac ciche rozmowy w studio i wiele utworow tak konczy jak i zaczyna sie od pogaduszek czy szmerow jakie moga towarzyszyc praca nad plyta. Czesto pojedyncze instrumenty zabieraja sie do pracy na poczatku piosenki i wciagaja powoli reszte az do zlapania charakterystycznego, mainstreamowego brzmienia. Sheryl Crow gra na gitrze basowej, gitarach i klawiszach (takze czesto Wurlitzer!). Towarzyszy bardzo profesjonalny zespol. W chorkach znalazlo sie miejsce i dla jej siostry. Dedykacje dla rodziny. Sheryl Crow nie spiewa na 100% swych mozliwosci ekspresji, nigdy nie popada w histerie a raczej opowiada spokojnie historie. Owszem, swietna piosenka *Members Only* jest zaspiewana wiecej niz z przekonaniem ale wciaz nie przekraczana jest granica darcia sie jak przy wbijaniu na pal. Na plycie wyroznia sie wiele piosenek, wlasciwie kazda przykuwa uwage. Jednak wspomne *My Favorite Mistake* za nieco przewrotny tekst i wciagajaca melodie oparta na mocnym basie. Takze zawsze czekam na *Anything But Down* - po prostu przeboj, *It Don’t Hurt* z brzmieniem uzyczonym przez Led Zeppelin. *Maybe That’s Something* - nieco psychodeliczne przywoluje wspomnienia lat hippisow. Dylanowy *Mississippi* wykonany jest porywajaco i zupelnie inaczej, niz nagrana kilka lat pozniej przez Boba Dylana wersja autorska. *There Goes The Neighborhood* jest podobnie wciagajaca – nie mozna oprzec sie urokowi a na dodatek swietna, tracaca The Rolling Stones sekcja deta. W sumie plyta bardzo udana choc moze brakuje jej spekakularnego przeboju moszczacego sie na kilka tygodni na szczycie hit-list. Ale skoro cala plyta jest taka dobra to czy to problem? Na mojej prywatnej liscie wielkich wykonawcow rocka ostatnich lat pani Sheryl Crow znajduje sie na samych szczytach. Wydaje wyjatkowo pelne i wartosciowe zbiorki na absolutnie topowym poziomie. Szkoda, ze jest taka ladna. Jej uroda myli. No wiecie – blondynka, jak ktos taki moze porzadnie grac, spiewac i komponowac. A przeciez swiadectwa sa do nabycia w sklepach :- ) Goraco polecam. Nie zawiedziecie sie.

Custom Trio - Back Point

Skład zespłu Marcin Oleś - bas Bartłomiej "Brat" Oleś - perkusja Krzysztof Kapel - saksofon tenorowy i sopranowy Maciej Sikała - saksofon tenorowy Wydawnictwo www.Nottwo.com Nie będę długo opisywał bo to nie ma sensu - lepiej posłuchać :) Po pierwsze - nie jest to płyta dla zaczynających przygodę z jazzem. Może być za ciężka, niezrozumiała, a nawet trochę agresywna, drapieżna. Po drugie - jest to płyta dla ludzi, którzy szukają: - świeżości, - młodości, - wolności, - nieskrępowana, - muzyki zagranej do ostatniego tchu - bez oszczędzania. Po trzecie - Ogień na całej płycie !!! Nie ma wytchnienia. Od 1 do ostatniego kawałka jest "grubo". Są momenty, w których sekcja perkusji mogłaby być podbudowa zespołu rockowego, na dodatek Bartek "Brat" Oleś grający smyczkiem na basie dodaje do całości takiego ognia ... - wogóle dziwne, ze nic jeszcze się nie pali ;) Nie można zapominać o K. Kapel, który razem z M Sikała dolewają "jazzowej benzyny" do całości. [tylko nie myślcie o naszej benzynie ...;)] To co "Polska Fabryka Jazzowa braci Oleś" pokazuje, napawa mnie uwielbieniem i wręcz daje mi otuchę, że nie będzie tak źle z nasza muzyka. Niech nam żyja długo i płodnie bracia Oleś :)

Boy George - U never b2 straight

Boy George? Och, chyba nie moze byc wiekszego obciachu!! Tak powie pewnie spora grupa ludzi. Ale myla sie. Prosze, posluchajcie plyty: ‘U never b2 straight’ (warning!: this record is sexually confused). W moim prywatnym rankingu w czolowej piatce plyt wydanych w 2002 roku – to pewne. Zaczyna sie kabaretowo, potem jakis jazz, w koncu akustyczne spiewanie przy gitarze bez innych instrumentow. Atmosfera silnie unplugged choc plyta niewatpliwie studyjna. Boy George ma swietny glos choc moze nie jest to latwe do zauwazenia w piosenkach typu ‘Karma Cameleon’ czy ‘Do You Really Wants To Hurt Me?’. Jest bieglym kompozytorem co na tej plycie widac. Pisze poruszajace i poetycki teksty na poziomie Cohena, Dylana czy Paula Simona. Czyz moze byc cos lepszego? Tak! Na tej plycie zamiata na gitarze akustycznej jakis gosc. Gra tak, ze szczeka opada i powiem szczerze, ze glownie na nim koncentrowalem sie wczoraj, kiedy sluchalem tej plyty po raz kolejny. Operowanie rytmem, dynamika, wybrzmiewaniem – to jest poezja. Na wlasny uzytek nazawalem goscia Mistrzem Swiata W Grze Na Gitarze Akustycznej. Oczywiscie w wymiarze rockowym. Niemniej wrazenie powalajace. Ten czlowiek do ostatniego detalu wie co robi i to jest piekne, miodek. Pewnie podbny efekt bylby gdyby zamknac w jednej celi Gintrowskiego, Alberta i Strobela i dac im ze 3 gitary ;-) Oblawa!!!! Sluchajac wczoraj plyty rozpracowalem poslugujac sie zalaczona ksiazeczka kto zacz. Nie trzeba byc Holmesem by dojsc, ze imie Mistrza Swiata W Grze Na Gitarze Akustycznej jest John Themis. Dzis rzucilem okiem w internet i z przyjemnoscia dojrzalem, ze urok Johna Themisa udzielil sie i innym artystom, ktorzy go zaprosili do swych nagran. Oto ‘krotka’ lista: Dido Blue Stevie Wonder Emma Bunton Charlotte Kylie Minogue Sugababes George Michael Madonna Amici Lee Ryan Atomic Kitten Craige David Spice Girls Cat Stevens Will Young Gerri Halliewell Blazing Squad Sophie Ellis Bextor Lemar Samantha Mumba Girls Aloud Jamelia Darius Gerri Halliwell Shaun Escoffery Lulu Ronan Keaton Natalie Imbruglia Mary J. Blige The Appletons Five. Gabrielle Rod Stewart Boy George and Culture Club Taboo B.B. Mak Russel Watson Dolly Parton Tori Amos Ladies First M2M Victoria Beckham Louise Des'ree Emmylou Harris Cher Boyzone Fierce Eternal Jessica Garlick Dane Bowers Smoke City Bleachin Michael Kamen Elton John Andrew Lloyd Galliano Christian Dior Gary Barlow Sinead O'Connor Blondie Tanita Tikarem Mica Paris The Beloved Suggs Brian Ferry Pet Shop Boys Billie Ray Martin O.M.D. Chris De Burgh Maria Nayler Barry Manilow Malcom Mc Claren Trevor Horn Gary Kemp Holly Johnson Belinda Carslile Haddaway Simon Climie Bond Ofra Hasa Paul Young Kim Wilde Bellefire Othello Odyssey The Saint Eaters of the Dead Wings of a Dove Victoria's Secrets Nigel Kennedy The Grid Wendy and Lisa Alphaville Jason Donovan Black Marie Claire Ray Simpson .................. Wracajac do plyty Boya George'a. Mimo, ze dlugasna nie mozna sie nudzic. Na zakonczenie porywajaca wersja wymietego hitu (nirwana przez male n)Hari-Krishna, Krishna-Krishna, Hari-Hari z towarzyszeniem chorkow, zaspiewow buddyjskich oraz.. Londynskiego Choru Gospel (!). Mocna rzecz i tak porywa, ze mialem ochote zawinac sie w przescieradlo i wyjsc na ulice mojej wsi i tancowac. Ostatecznie jednak zrezygnowalem. Byla polnoc a do najblizszej chalupy z kilometr. Ale plyta porywa, wierzcie mi. Na deserek nawet mamy ukryty utworek ;-) Boy George anno domini 2002 to JEST rewelacja i 5 gwiazdek niewyjete.

Pink Floyd - The Wall

No coz mozna powiedziec? Ta plyte zna chyba kazdy wielbiciel PF. Plyta zrobiona z rozmachem, wieloma ( jak to w PF) efektami ( helikopter, plaszki itd). Plyta wg mnie jest genialnia. Waters w duzej mierze opisal swoje, watki biograficzne mozna znalezc praktycznie w kazdym utworze. Oczywiscie wszechobecna jest wojna i jej obraz kreowany przez telewizje. Na tej plycie mozna znalezc jeden z chyba najbardziej znanych utworow rockowych na swiecie - Another brick in the wall. Sadze, ze jesli ktos chce zaczac swoja przygode z pink floyd to najlepiej od tej plyty.

Ayreon - Into The Electric Castle

Jest to trzecia z kolei płyta projektu pod nazwą Ayreon, pochodzi z 1998 roku. Pierwsza, "The Final Experiment" była wydana w 1995. Dzisiaj aż ciężko mi uwierzyć, że tyle czasu nie wiedziałem nic o tak wartościowym zjawisku na prog-rockowej scenie. "Into The Electric Castle" jest, jak to autor określa, "space operą". "Operą" ze względu na jej formę - bynajmniej nie chodzi tu o ten operowo-rockowy charakter brzmienia, tak często spotykany wśród zespołów skandynawskich - ale ze względu na sposób konstrukcji całej warstwy tekstowej i narracji (tak, narracji!). Mamy oto 8 osób, wyrwanych ze swoich realiów, umieszczonych w jakimś dziwnym miejscu poza czasem i przestrzenią. Następne 105 minut (ITEC to podwójny album) to opowieść o tym co muszą zrobić, aby się stamtąd wydostać, o ich podróży, którą dane jest nam z nimi razem odbyć. Gorąco polecam przynajmniej raz przesłuchać płytę z książeczką w ręku, czytając teksty. Warto. Sama muzyka to mieszanka utworów delikatnych i bardziej "zdecydowanych". Pełna harmonia instrumentalna, prawdziwa uczta dla fanów progresywnego grania, ale nie tylko - jest to swoista mieszanka stylów: znajdziemy tu folk, blues, pop, momentami jazz czy gothic a nawet metal - jest to jednak wymieszane w świetnych proporcjach i bardzo zgrabnie podane. Wszystko to w wykonaniu świetnych wokalistów: Fish, Anneke van Giersbergen (The Gathering), Sharon del Adel (Within Temtation) czy Damian Wilson (Threshold) ale również instrumentalistów, chociaż tu sław mniej: Clive Nolan (Arena) czy Ed Warby (ex-Gorefest).

Roger Waters - Amused to Death

Co prawda o gustach się nie dyskutuje, ale czytając wczesniejsze wypowiedzi mam wrażenie, ze nie tyle niektórym słoń nadepnął na uszy co krzywde sobie wyrządzili nabywająć szczątkową edukacje w podrzędnych szkołach/uczelaniach. Ciach Co do muzyki na płycie, to oczywisice zasługuje na najwyższą ocenę, jest zróżnicowana, teksty typowe dla Watersa, płyta dla ludzi inteligentnych. Motłoch nie zrozumie takich płyt (pomijając znajomosc języka), dla tlumu tłoczone sa inne produkcje. Najlepszy utwór na płycie - "Three Wishes"

The White Stripes - Elephant

Jak wiadomo w dzisiejszych czasach kiedy naciśnięcie kilku guzików na klawiaturze może tworzyć niby-muzykę ciężko o coś prawdziwego.Dla mnie jedną z najważniejszych cech jakie musi mieć muzyka jest szczerość.Słucham różnej muzyki ale na próżno jej szukać ( szczerości ).Straciły ją wszystkie kapele rockowe jak Metaliki, Korny, nie ma jej za grosz w jakimś cholernym brytyjskim szlam-rocku a o plastikowych i wyreżyserowanych produkcjach jak Britney czy JLO nie wspominam.Jak powiedziałem sam słucham wiele z tej komery bo po prostu nie mam wyboru i część z nich mi się podoba.Jednak od czasu Nirvany nigdy muzyka nie wzbudzała we mnie uczuć.Podobała mi się , słuchałem jej z chęcią ale nie przeżywałem jej.Z Nirvaną potrafiłem po prostu czuć się szczęsliwy, leżeć na podłodze i słuchać z uśmiechem lub smutkiem na twarzy.Tak.Nirvanę uważam za muzykę szczerą, PRAWIE zero sztuczności.Jednak gdy przesłuchałem przez wiele lat miliard razy każdy utwór przestalem Nirvanę jakoś emocjonalnie przeżywać.Myślę że był to proces dość naturalny.Jak się jednak okazało już nie miałem przeżywać więcej muzyki, nic co potem odkryłem mnie nie poruszyło.Z biegiem lat doszedłem do wniosku że widocznie już nigdy nie będę przeżywał muzyki, że tak ogromny wpływ Nirvany na mój stan ducha był możliwy dzięki temu że byłem wtedy młody i zeszło się to z burzliwym dojrzewaniem, teraz natomiast jestem już za stary i takie odczuwanie muzyki się juz nie powtórzy nigdy więcej. Jak się niedawno okazało myliłem się i wiadomo co mam na myśli.Od pierwszych sekund słuchania padłem na kolana, wzruszyłem się i zrozumiałem że oto druga szczera kapela na ziemi.I mam gdzieś jaka moda muzyczna będzie za dziesięć lat WS zawsze będzie częścią mojego życia.

Ralph Towner - Batik

Mam dwie płyty, po przesłuchaniu których zawsze przychodzi mi na myśl pytanie-tytuł obrazu Gauguina: Skąd przybywamy? Czym jesteśmy? Dokąd idziemy? Pierwsza z nich to Discipline, King Crimson a drugą i na niej chcę się dziś skupić, wymyślił i wyposażył w bardzo graficzny tytuł Batik, Ralph Towner. Obok gitarzysty legendarnego Oregonu, na płycie pojawiają się jeszcze basista Eddie Gomez i perkusista Jack DeJohnette Trzej muzycy zagrali muzykę w jakimś sensie ponadczasową, muzykę o bardzo męskim rysie, złożoną z intrygujących i niepokojących odcieni, przez chłodną, sporadycznie tylko pojawiającą się lirykę, po bardzo liczne i szalenie zdynamizowane lecz równie zimne formy muzyczne. Pięć świetnie zastawionych ze sobą fragmentów z punktem kulminacyjnym w postaci arcyciekawie wkomponowanej w ponad szesnastominutowy tytułowy utwór perkusyjnej solówki Jacka DeJohnette i stopniowym włączaniu się do gry dwóch pozostałych muzyków potęgujących i tak wysokie już, stworzone przez sam rytm napięcie. Rozładowuje je dopiero utwór ostatni ale i tak uczucie jakiegoś niepokoju w nas pozostaje. Piękna, choć trochę mroczna płyta.

Roger Waters - The Pros And Cons Of Hitch Hiking

Najlepsza płyta solowa Watersa. Muzyka zróżnicowana, tematyka "watersowska', uczta dla uszu, gitara Claptona, saksofon Sanborna miażdzy. Do słuchania raz na 2/3 miesiące, częściej może nużyć, jest to raczej jedna z tych płyt do których wraca się mając odpowiedni nastrój (podobnie jak Amused To Death). Płyta dla ludzi inteligentnych.

Dave Douglas - Constellations

To druga płyta chyba najciekawszego zespółu prowadzonego przez Dave'a Douglasa - Tiny Bell Trio (Dave D. - trąbka, Brad Shepik - gitara elektryczna, Jim Black - perkusja). I IMHO najlepsza :) Nagrana została w 1995 roku i ukazała się nakładem niewielkiej, acz bardzo zacnej szwajcarskiej wytwórni HatHut. W tamtym czasie Dave Douglas nie został jeszcze okrzyknięty trębaczem nr 1 światowego jazzu, co nie znaczy że nie był już wtedy znakomitym muzykiem. Mało tego - nagrywał wówczas ciekawsze płyty niż obecnie, gdy ma już status międzynarodowej gwiazdy i próbuje wpisywać się w nurty bardziej mainstreamowe. Ale zostawmy te dywagacje i wróćmy do "Constellations". To płyta genialna i na tym mógłbym już zakończyć tą recenzyjkę :) Bo nie bardzo wiem jak pisać o rzeczach, ktore sięgają niemalże absolutu. Może więc coś o samej stylistyce. Czy to jazz? Może tak, może nie - jeśli ktoś ma sięgnąć po ta płytę tylko dlatego, że to jazz, a więc muzyka najbardziej audiofilska i najbardziej wyrafinowana z możliwych to lepiej napisać, że to jest jazz ;-) Ale równie dobrze, albo i nawet bardziej trafnie można by ją nazwać balkan-etno-free-improv. No bo z jednej strony bałkańskie melodie (przy czym to raczej stylizacja niż sięganie po tradycyjne ludowe tematy), z drugiej zaś pyszne i szalone improwizacje określają charakter tej płyty jak i całej tworczości Tiny Bell Trio. I coś takiego mi się cholernie podoba - muzyka nie siląca się specjalnie na awangardę, choć jednak awangardowa (zwłaszcza dla przyzwyczajonych do mainstreamu i tradycji), ale jednocześnie zawierająca też elementy, na których można "zawiesić" ucho i chyba tylko głuchy nie podda się ich urokowi. Przy czym warto dodać, że "Constellations" to najbardziej rozimprowizowana, "odjechana" i energetyczna z płyt TBT. Chłopaki jadą aż miło już od pierwszych dźwięków perkusji Jima Blacka rozpoczynajacych płytę. Dobrze, że są momenty spokojniejsze, jak znakomite "Scriabin" i można na chwilę odetchnąć. Z ciekawostek - oprócz kompozycji Douglasa mamy tu utwór Herbie Nicholsa, Georgesa Brassensa oraz kapitalną wersję "Vanitatus Vanitatum" Roberta Schumanna (z dopiskiem "mit Humor" :) Warto wspomniec również o samych muzykach, bo i postaci to wyjątkowe i sam skład instrumentalny dość nietypowy. Dave Douglas - trąbka nr 1 naszych czasów, cóż tu więcej dodawać. I brzmieniem czaruje i improwizacjami zachwyca. Brad Shepik - najmniej znany z tej trójcy, ale to naprawdę znakomity "wioślarz". No i last, but not least - Jim Black. Nie ukrywam, że ten niepozorny i skromny człowiek jest dla mnie postacią boską niemalże ;-) To co wyprawia za perkusją to jest mistrzostwo świata. Gra na zestawie wyposażonym w dodatkowe "bajery" - dzwoneczki (nazwa grupy zobowiązuje), łańcuchy, łańcuszki i cholera wie co jeszcze. I brzmi to wprost bajecznie - tu pyknie delikatnie w jeden bajerek, tam w drugi, to znowu w blaszki, a za chwilę uruchamia szaloną rozpędzoną machinę perkusyjną, jakby za garami siedział Zwierzak (o ile dobrze pamiętam) z Muppet Show :-) Raz maluje swą grą finezyjne pastelowe krajobrazy, by za moment przejść do (pozornie) nieokiełznanego chaosu - prawdziwej perkusyjnej abstrakcji, podanej na dodatek z niesamowitym powerem. Niezwykła wyobraźnia i fantastyczna technika, oraz nietypowe rozwiązania rytmiczne i brzmieniowe powodują, że to drummer, którego rozpoznaje się już po 2-3 uderzeniach. Przy czym nie ma w jego grze nic z durnego popisywania się - po prostu idealnie wkomponowuje się w muzykę, w jakim składzie by nie grał. I staje się bohaterem niemal każdego zespołu, każdej płyty na której gra, na równi z liderami. W Tiny bell trio ma dodatkowo utrudnione zadanie, no bo przecież nie ma tu wsparcia w kontrabasie. Nic to - nie tylko pod względem rytmicznym płyta jest mimo tego "braku" pełnowartościowa, ale dodatkowo Jim Black nierzadko czyni z perkusji jeszcze jeden instrument melodyczny. Podsumowując - "Constellations" to płyta którą od paru lat zaliczam do swoich ulubionych i mój cedek połyka ją dość często :) Mimo to nie znudziła mi się ani trochę i prawie zawsze słucham jej z wypiekami na twarzy. FANTASTYCZNA MUZYKA. Powinna się spodobać nie tylko fanom zakręconych dźwięków, ale i miłośnikom mocniejszego rockowego uderzenia czy też z drugiej strony spokojniejszych i uroczych brzmień bałkańskich. Może nawet fanom Bregovica? ;-) No... oni może lepiej niech zaczną od pierwszej płyty TBT wydanej przez Songlines, albo od twórczości grupy Pachora, gdzie udziela się dwóch bohaterów opisywanego tu krążka - Black i Shepik, tam jest więcej etno, a mniej tych "strasznych" improwizacji. Oczywiście dla miłośników jazzu, niekoniecznie z przedrostkiem "avant-" jakakolwiek płyta Tiny Bell Trio to pozycja obowiązkowa. Jeśli wypociny takiego pseudo-znawcy jak ja nie są wystarczającą rekomendacją to podeprę się tzw. autorytetem - Maciej Karłowski na łamach HFiM przyznał płycie "Constellations" 6 (słownie - SZEŚĆ) czarnych kółeczek!

King Crimson - THRAK

Trzecia odsłona King Crimson (po dwóch wcześniejszych przerwach w działalności na scenie muzycznej) w postaci “THRAK” to ciekawa pozycja, która dla mnie ma charakter szczególny i wyjątkowy. Muzyka różnorodna z mocnymi niemalże „metalowymi” gitarami jest nowoczesna, ale cały czas zachowuje pewien sentymentalny duch dawnych dokonań grupy, a właściwie jej lidera w postaci Frippa. Szczególnie polecam jej dla tych, którzy poszukują czegoś innego niż tradycyjny rock i metal. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z taka muzyka, jaka wykonuje King Crimson. Nie staram się porównywać tej płyty z wybitnymi wydawnictwami tejże grupy z lat ’70, bo jestem świadomy zmian, jakie dokonują się w człowieku i jego twórczości. Nie spodziewam się też już niczego na miarę „jedynki”. W piętnastu kompozycjach o łącznej czasie trwania 56 minut znajdziemy kilka „perełek”; tj. zadziorny „Dinosaur”, świetny nostalgiczny „Walking on Air”, gdzie szczególnie podobają mi się spokojne partie basu, “Inner Garden”, czy jeszcze jedna ballada „One Time”. Instrumentalne utwory to charakterystyczne wariacje crimsonowskie, do których przyzwyczaili nas już nie jeden raz Fripp, choćby, na “Discipline\" czy \"Beat\". „THRAK” to udany powrót King Crimson na scenę, który chociaż zostawia pewien niedosyt zważywszy na piękną przeszłość zespołu nie ustępuje pod żadnym względem wysokim poziomem technicznym i artystycznym.

Manowar - Kings Of Metal

“Kings of Metal” to juz szósta odsłona legendy heavy metalu. Muzyka pełna jest charakterystycznego dla Manowar podniosłego stylu bogatego w melodie czy wręcz w swego rodzaju hymny („Kings of Metal”). Nie brakuje tez świetnych ballad („Heart of Steel”, „The Crown and the Ring”), w których nie znajdziesz cukierkowych naleciałości czy tego podobnych „gejowskich” cieplnych kluchow w stylu Raphsody czy Hammerheart. „Czterech wojowników” wykonuje twardy rasowy metal z ostrym mocnym brzmieniem z typowym dla gatunku epickimi tekstami. Bardzo dobra i równa płyta, chociaż do wybitnie technicznych nie należy (poza niektórymi fragmentami, po których, muzycy udowadniają swoje wysokie umiejetnosci, szczególnie Joey DeMAIO („Sting of the Bumblebee”)). Ale nie o to w heavy metalu chodzi! Najgłośniejszy zespół świata prze do przodu niczym wicher, pobudza do działania, wynosi swoja mocą i siłą ponad chmury. Muzyka Manowar najbardziej sprawdza się oczywiście na koncertach, na których grupa czuje się świetnie i niczym nieskrępowany Król jednoczy metalowych braci w metalowym misterium. Płyt Manowar należy słuchać głośno i zawsze mieć pod ręką piwo;). Oczywiście polecam!.

Al di Meola - Orange And Blue

Wg mnie jedna z najlepszych płyt Ala. Bardzo równa, do tego zróżnicowana. Jak zwykle, gitarzysta niezwykle umiejętnie łączy tu jazzową stylistykę z elementami różnej muzyki etnicznej. Całośc wypada znakomicie, w większości płyta składa się z nastrojowych tematów, bogato zaaranżowanych, zawierających swietne improwizacje lidera na przeróżnych typach gitar, wszystko na tle ładnych linii melodycznych i rytmicznych.

Metallica - ...And Justice For All

Ostatnia płyta prawdziwej Metalliki, troszke słychać "napływ gotówki" ale zachowuje klimat lat 80-tych w metalu i zespół ma już wyrobiony absolutnie niepowtarzalny styl. Płyte trzeba słuchać w całości wtedy zrozumiemy ciekawy układ sekcji i basu, który lekko wkreca się w perkusję. Ta płyta to popis Ulricha. Utwory mało wpadające w ucho (na szczęście) po całym odsłuchu można powiedzieć że metal to młodość i energia (pomimo ponurych przemyśleń w tekstach). Oczywiście One rzuca sie w uszy ale takich perełek Metallica już nie stworzy. Polecam Harvester of Sorrow, ... and Justice for All - własciwie to wszystko polecam!

Johnny Cash - American IV: Man Comes Around

Plyta trudna do klasyfikacji pod kazdym wzgledem. Niespojna stylowo, zawiera kilka powalajacych utworow ale i chybione strzaly. Czlowiek nad grobem ma z pozoru cos innego do powiedzenia niz nastolatek. Tego oczekujemy. Podobnie od krola muzyki country oczekuje sie krolowania na polu country. Tymczesem mamy w rece plyte, ktore nie spelnia warunkow zadnego standardu. Muzycznie jest akustycznie i gitarowo, skromnie i prawie bez perkusji (jeden wyjatek). Swietnie sprawdzil sie na strunach Mike Campbell z druzyny Toma Petty. Goscie na wokalach praktycznie tylko przeszkadzaja. Zatem by bylo sprawiedliwie przelecimy sie po kazdym z utworow z osobna. 1. The Man Comes Around Wyjatkowy tekst swobodnie sie interpretuje. Przepiekne uderzenia w struny, w tym dolne rejestry fortepianu – tez struny ;-). Wlos sie jezy na przedramieniu. Jedna z lepszych piosenek jakie istnieja. 2. Hurt Pieknym instrumentem jest gitara. Swietne dozowanie emocji. Urocza piosenka z narastajacymi akcentami. 3. Give My Love to Rose Wiezienny klasyk poruszajacy prostota. Skromna, doskonala aranzacja. Gitary brzmia jak na ‘Pat Garrett and Billy The Kid’ Dylana. 4. Bridge Over Troubled Water Pierwsze nieporozumienie na tej plycie. Sluchajac czuje sie nieswojo. Czy mozna takie tekst wlozyc w usta czlowieka po 70-tce? Do tego dysonas wokalny – Fiona Apple. No i gitary wybijajace rytm czego nie ma w oryginale. Nie kupuje tego. 5. I Hung My Head Niby fajnie ale przedszkolna melodyjka kompozycji Stinga potrafi popsuc wszystko :-( 6. First Time Ever I Saw Your Face Poruszjace. Widac, ze Johnny Cash wiedzial co spiewa i pasowalo mu to. Delikatne echa daja uroczysty charakter. 7. Personal Jesus Trans oraz nieziemski wydzwiek piosenki daja jej wysoka pozycje na liscie w tym zestawie. Niespodziewany przyklad, ze obca z pozoru stylowi country piosenka DM moze okazac sie ciekawym, drazacym temat motywem. Samograj. 8. In My Life Rod Steward zrobil z tego perle. Jonny Cash pogrzebal. Brak przekonania, prawie jak spiewanie z musu. Szkoda, bo gitary stylowe. 9. Sam Hall Kapitalny sketch rodem z kowbojskiej kawiarenki z rozstrojonym pianinkiem i swojskimi gitarami. Wiejskie poczucie humoru. Cash czuje sie swietnie w takim otoczeniu. 5 punktow na 5 mozliwych. 10. Danny Boy Jestesmy w kosciele i ludowy standard brzmi jak psalm. I nic ponad to. Nie bardzo wiadomo po co ta piosenka w zestawie. By zmianic nastroj? 11. Desperado Wstep jak z ‘People Get Ready’. Dalej jednak bardziej przytulnie. W chorku udziela sie dzielnie Don Henley. Tym razem wspolnota glosow lepsza niz z Fiona Jablko. Stylowe. 12. I'm So Lonesome I Could Cry Tak typowe country, ze az chce sie plakac. ;-) Nie moj styl. Slodkie, walcujace, banalne. 13. Tear Stained Letter Ponownie skocznie oraz relatywnie bogata aranzacja. Pierwszy raz na plycie ktos zasiadl za perkusja! 14. Streets of Laredo Ladna piosenka, ktora pewnie kazdemu rasowemu muzykowi country dobrze wyjdzie. Nie inaczej bylo tym razem :-) Aranzacja przypomina nieco legendarne brzmienie Prefab Sprout. Mi brakuje nieco ostatniego tapniecia i odrobiny sloniowatosci. Ale jest dobrze. 15. We'll Meet Again Wodewilowe pozegnianie z zyciem? I ten poruszajcy chor na koncu. Cos jak nasze ‘..bo za sto lat nie bedzie nas’. Genialne zakonczenie.

Patricia Barber - Modern cool

To jest jedna z pierwszych płyt dzięki którym zacząłem słuchać jakiejkolwiek odmiany jazzu. Wcześniej szerokim łukiem omijałem półki z jazzem w sklepach płytowych mając stereotypową opinię o tym gatunku muzycznym. Przede wszystkim na płycie jest niepowtarzalny wieczorny KLIMAT tworzony głównie za pomocą akustycznych instrumentów popartych solidną pracą perkusji i basu . Od pierwszego utworu "Touch of the trash" zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej czuć ,że artystka robi wszystko żeby i nam udzielił się nieco dekadencki nastrój wieczoru w zadymionym klubie. W dłoni raczej lampka wina niz kufel piwa - ewentualnie szklaneczka Jacka Danielsa . Oprócz pierwszego utworu szczególnie zasługują na wyróżnienie "Winter" , "You & The Night & The Music" , dłuuugie solo perkusyjne w "Company" oraz " Post modern blues". Inne utwory niewiele w/w ustępują - wg mojego odczucia nieco gorzej wypadła PB w coverach " Ligth my fire" oraz " She's a lady" - wersje tych songów niekoniecznie są lepsze od oryginałów ponieważ ich aranżacja jest dostosowana do klimatu całości . Trans trwa do samego końca płyty i dopiero chóralne "Let it rain" zapowiada ,że trzeba znowu nacisnąć "play" ;-) Jeśli to jest jazz to naprawdę to lubię ;-)

Roger Waters - Amused to Death

to i ja sie dopisze. Muzyka moim zdaniem jest co najwyzej srednia. Nie sposób sluchac muzyki w nawiazaniu do twórczości Pink Floyd, a wtedy okarze sie, ze wiele motywów zostało niemrawie powtórzonych, nie ma mowy o fenomenalnym klimacie grupy z przeszłości. Jest jeden moment, kiedy odnosze wrazenie, ze twórca chciał wywołac emocje na słuchaczu poprzez zastosowanie przemocy. Osobiscie nie cierpie takiej sztuki, ktora przez przemoc wywołuje emocje (nie znosze world press foto i tych niektorych zdjec). Wokal Rogersa jest dla mnie wrecz irytujący, chyba chciał za bardzo zrobic z tej plyty swoją wlasność artystyczna.

Keith Jarrett - Changeless

Wspaniała muzyka, pełna ciepła i harmonii. Przy "Endless" artyści wznieśli się na wyżyny- to jest właśnie ten Jarett, jakiego słuchanie ma transformujący wpływ na takiego amatora muzyki, jak ja. Ta płyta ubogaca.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.