Skocz do zawartości

943 płyty

British Sea Power - Open Season

Pierwszy kontakt z płytą jest bardzo przyjemny za sprawą pudełka, w jakim krążek się znajduje. Nie mamy tu doczynienia z ordynarnym plastikiem, który nawet pięknej okładce potrafi odebrać połowę wdzięku, lecz z kartonowym pudełkiem, na którym widnieje zarys niedźwiedzia i pięć gwiazd. Zawartość muzyczna jest już trochę mniej ciekawa od opakowania. Wszystkie kawałki utrzymane są w podobnej stylistyce, która przypomina britpop. Zespół gra sprawnie, muzyka jest melodyjna, łatwo wpada w ucho, ale to wszystko jest trochę nijakie, bez własnego charakteru. Wg mnie winę za to ponosi wokalista, który głos ma przeciętny, śpiewa w kółko tak samo. Znajdziemy tu oczywiście kilka wybijających się kompozycji (np. "Be Gone"), ale płyta spodoba się raczej niewielkiej liczbie odbiorców, którzy melodyjne, relaksacyjne granie bez własnego charakteru.

British Sea Power - Open Season

Pierwszy kontakt z płytą jest bardzo przyjemny za sprawą pudełka, w jakim krążek się znajduje. Nie mamy tu doczynienia z ordynarnym plastikiem, który nawet pięknej okładce potrafi odebrać połowę wdzięku, lecz z kartonowym pudełkiem, na którym widnieje zarys niedźwiedzia i pięć gwiazd. Zawartość muzyczna jest już trochę mniej ciekawa od opakowania. Wszystkie kawałki utrzymane są w podobnej stylistyce, która przypomina britpop. Zespół gra sprawnie, muzyka jest melodyjna, łatwo wpada w ucho, ale to wszystko jest trochę nijakie, bez własnego charakteru. Wg mnie winę za to ponosi wokalista, który głos ma przeciętny, śpiewa w kółko tak samo. Znajdziemy tu oczywiście kilka wybijających się kompozycji (np. "Be Gone"), ale płyta spodoba się raczej niewielkiej liczbie odbiorców, którzy melodyjne, relaksacyjne granie bez własnego charakteru.

Dire Straits - Dire Straits

Pierwsza płyta Marka i spólki. Od nagrania minęło 26 lat.... i ta muzyka nadal brzmi swieżo, wciągająco. Tu mamy "Sułtans Of Swing", chyba najbardziej znany utwór zespołu. Perełka. Ale pozostałe 8 utworów także trzyma wysoki poziom. Dla mnie nie ma tu nudnych momentów, słabych utworów. Płyty słucha się jednym tchem... Emanuje radość grania całęgo zespołu, swoboda, finezja. Nic na siłę. Należy pamiętać że w czasie kiedy płyta była nagrywana, taki powrót do rockandrollowych korzeni był cokolwiek ryzykowny.... ale płyta obroniła się wtedy, a i teraz słucha się jej z ogromną przyjemnością. Znakomita muzyka. Nie mam żadnych wątpliwości jaką dać ocenę

Metallica - St Anger

Łojenie. Zupełnie niemetalowe. A ja myślałem że Garage inc. to będzie najgorsza ich płyta. Anger jest równie żenujący. Malutki plusik za "mocne granie" ale chyba bez pomysłu. Swoją drogą - niektóre kontrabasy grają "mocniej" :> Czemu mówicie tak źle o ReLoad? Jak dla mnie lepsza do Load. A Nothing elese matters faktycznie jest taki... średni, żeby nie powiedzieć "pod publikę". Natomiast S&M rządzi!

Deep Purple - Purpendicular

Świętując - niestety w domu - kolejną, szóstą wizytę Deep Purple (3.12.2003) postanowiłem posłuchać ich najlepszego dokonania w latach 90-tych. Płyta nagrana w Orlando na Florydzie od samego początku ma wybitnie amerykański klimat. Połamane dźwięki nowego gitarzysty, S.Morse'a, zwiastują nowe brzmienie legendy ciężkiego grania. Brzmienia ciekawego i dość nowatorskiego. Bo jeżeli posłuchać innych płyt po "Perfect Strangers" to P wypada nieźle. Niestety, nie jest to jednak stary, dobry zespół Blackmore'a. Przede wszystkim brak jest DP dobrych kompozycji i pomysłu na muzykę. Nie wystarczy bowiem ściągnięcie "młodego", sprawnego gitarmana i jedziemy. Oczywiście poziom grania i wykonania jest nadal bardzo wysoki. DP to przecież stare wygi rocka. Ogień jednak zgasł. Dobranoc PS. Warto dotrwać do końca płyty: najlepszy, bluesujący kawałek to ostatni "Purpendicular Waltz". Wygłup, ale bardzo fajny. I na luzie.

Pink Floyd - The Wall

No coz mozna powiedziec? Ta plyte zna chyba kazdy wielbiciel PF. Plyta zrobiona z rozmachem, wieloma ( jak to w PF) efektami ( helikopter, plaszki itd). Plyta wg mnie jest genialnia. Waters w duzej mierze opisal swoje, watki biograficzne mozna znalezc praktycznie w kazdym utworze. Oczywiscie wszechobecna jest wojna i jej obraz kreowany przez telewizje. Na tej plycie mozna znalezc jeden z chyba najbardziej znanych utworow rockowych na swiecie - Another brick in the wall. Sadze, ze jesli ktos chce zaczac swoja przygode z pink floyd to najlepiej od tej plyty.

Pink Floyd - Pulse

cóż, Tuba podsumował ten album bardzo trafnie. Zgadzam się całkowicie. Kilka solówek Dave\\\'a minimalnie wydłużonych w stosunku do studyjnych wersji, i nic poza tym. Takt po takcie jak z przysłowiowej taśmy. Poważnie, monumentalnie, aż momentami bierze złość. To zarzuty do wykonania, bo muzyka - wiadomo ... Szkoda, bo nie wierzę że panowie nie potrafią grac na koncertach inaczej. Duży plus za to jak płyta jest wydana - mam pierwszą edycję EMI; tekturowe pudełko, w środku książeczka, w okładkach płyty, a w środku fotki + tekturowy \\\"wypełniacz\\\" z spisem utworów. I ta pulsująca czerwona \\\"LEDka\\\" .... Za muzyke daję 5, za wykonanie 2, czyli średnio - ....

Moby - 18

Nie zgadzam się z opinią niżej. Moby = wartościowa muzyka? Wolne żarty. Nie dość, że w jego muzie nie ma nic porywającego, to jeszcze zwykły z niego autoplagiator. Co by ten typ nie zrobił, jakich by gości nie zaprosił i jakby nie pokombinował to cały czas mam wrażenie, że gra w kółko ten sam kawałek. No... a góra dwa-trzy te same ;-) Banał, popelina i słabizna. Ot, takie sobie sympatyczne pioseneczki... dla 12-latków. Nie cierpię gościa i już. Choć jestem wielbicielem Zappy, a i Crimsonami nie pogardzę ;-) Na dodatek wszędzie pełno tego nieznośnego łysego kurdupla i jego nędznej twórczości. No bo czy jest na świecie jakiś produkt, w którego reklamie nie byłoby muzyki Moby'ego? I czy jest kawałek Moby'ego, który nie został sprzedany do reklamy? Teledyski ma czasem niezłe, a prawie zawsze zdecydowanie lepsze niż towarzysząca im muzyka. Z powyższych powodów nie warto kupować jego płyt Wystarczająco dużo mamy Moby'ego na codzień ;-) Aż strach otwierać lodówkę, bo kto wie - może jakiś producent wpadł na genialny pomysł, żeby ten popularny sprzęt kuchenny był bardziej przyjazny i witał nas muzyką. Oczywiście Moby'ego ;-)

Pink Floyd - Wish You Were Here

To dziwne, ale do tej pory nikt nie napisał o tym albumie. Sesja ich największego dzieła, ciemnej strony, okazała się dla zespołu zabójcza. Po nagraniu DSOTM zespół był praktycznie w rozpadzie, a muzycy w zasadzie nie rozmawiali ze sobą. Waters stał się otwarcie jednym z największych cyników rocka i pozostał nim z powodzeniem do dzisiaj. I za to go właśnie cenię... Muzyka na WYWH to częściowo nowe kompozycje, a częściowo spady po nagrywaniu DSOTM. Genialne spady... Album spaja jedna z najbardziej znanych kompozycji PF, poświęconych Wielkiemu Nieobecnemu - Sydowi. Welcome...i Have a cigar to cyniczne spojrzenie Watersa na wielki świat show-businessu i pieniądza. Kompozycja tytułowa to klasyka - znowu powraca Syd, choć we wkładce do brytyjskiego remastera widać małe zdjęcie: Waters obejmuje w przyjacielskim geście Gilmour'a. To oczywiście kolejny genialny fałsz i cynizm Watersa: przyjaciółmi nie byli nigdy, a po tej sesji już ze sobą nie rozmawiali. Tak było do końca trwania zespołu Pink Floyd. Show must go on... Na okładce widać dwóch facetów na tle białych baraków - było to wg. wspomnień muzyków i ekipy fotografującej jedno z najtrudniejszych zdjęć na okładkę flojda. Co ciekawe, te same baraki stoją do dziś w Cambridge, niedaleko domu Syda (sprawdziłem osobiście). Klasyczna płyta nie tylko PF, ale rocka in general. Po tym nagrali już tylko dobre Animals, ale to były już całkowicie inne, nowe czasy. . Protoplaści progresywnego grania jak Genesis, Yes czy KCrimson zaczęli cytować sami siebie, a reszta słuchała gitarowego jazgotu spod znaku punk. Światem popu rządziła dyskoteka. Rekomendacja

Pink Floyd - Pulse

Pamiętam dość dobrze recenzję tego albumu, która ukazała się na łamach miesięcznika "Tylko Rock" w chwili wejścia płyty do sprzedaży. Autor bardzo chwalił sobie oprawę wydawnictwa - rzeczywiście, "Pulse" wydany jest przepięknie, a blinking led na grzbiecie okładki też już przeszedł do historii. Co do zawartości, jest fajnie, ale... Pierwszy cd wypełniają przede wszystkim najnowsze wówczas nagrania, pochodzące z albumu "Division Bell", i jest to oczywiste, bowiem "Pulse" został nagrany w czasie koncertów promujących ten album. Są też starsze hity, jak chociażby bardzo ładnie wykonany "Shine On You Crazy Diamond". Drugi cd to niemal w całości koncerowa wersja suity "The Dark Side of the Moon", plus coś tam. Brzmi to wszystko pieknie i współcześnie, jednak autor starej recenzji miał pewne zarzuty, a ja się z nimi zgadzam. Nagrania na "Pulse", mimo, że wykonane na żywo, są wykonane zgodnie niemal sekunda w sekundę ze studyjnymi oryginałami. Druga sprawa to to, że praktycznie nie słychać wrzasków publiki. Całość brzmi zbyt poprawnie i czysto jak na koncert. Może i koncertowe nagrania powinny być perfekcyjne, ale tu stanowczo przesadzono. Można odnieść mylne wrażenie, że Pink Floyd nie umie jamować i kompletnie nie potrafi porwac publiczności. Potrafi, i to jak, trzeba tylko sięgnąć po... jeden z setek bootlegów, wśród których znalazły się i takie, które nagrano w czasie tej samej trasy, co "Pulse". Na koniec - Pink Floyd to jednak Pink Floyd, dobra muza, bdb się należy.

Tomasz Stańko - From The Green Hill

Ciezko cos pisac o plycie, na ktorej jej glowny bohater prawie nie wystepuje. Nie uswiadczymy na niej ostrego przecinania powietrza gdziewkami stabki do czego jestesmy przyzwyczajeni ... dostajemy za to wrecz wybitny i niecodzienny sklad muzykow, ktorymi TS jakby steruje z oddali dodajac co pewnien czas cos od siebie. Na plycie brak fortepianu ... dostajemy za to: skrzypce,bandoneon,saksofon barytonowy,klarnet basowy,perkusje i bas. Trzeba przyznac, ze ktos kto zna inne plyty TS moze byc lekko zawiedziony i nieusatysfakcjonowany po wstepnym odsluchu tej plyty. Mysle, ze osoby, ktore poswieca tej plycie troche wiecej swojego czasu znajda w niej pewne cos dla siebie. Plyta ta bardziej pasuje do muzyki filmowej ...

Porter/Lipnicka - Nieprzyzwoite Piosenki

Skusilem sie napisac cos o tej plycie bowiem jest kuriozalna. Najpierw troche historii. No wiec nie znalem tej plyty a dostalem ja w prezencie slicznie przeslana z kraju. Portera szanuje za Helicopters a Lipnicka jest jakas tam osobowoscia na naszej scenie. Podobno cos ich laczy wiec dodatkowy smaczek pojawil sie w czasie sluchania. Pierwszy odsluch i... Po pierwsze, na plycie jest wiele, naprawde wiele dobrych piosenek. Swietne melodie, nastroj, slowa piosenek w konwencji poetyki wprawdzie piosenkowej ale wysokiego lotu. Dosc szybko, sam nie wiem dlaczego, ta plyta skojarzyla mi sie z Disire Boba Dylana. Takze i tam jest wiele o milosci, jest Emmylou Harris, jest nastroj, koloryt miejsc, jest energetycznosc skrzypiec i jest podobne brzmienie. W sumie co innego ale... Sluchamy i sluchamy i dochodzimy do wniosku, ze jednak cos nie gra. Piosenki zamiast stawac sie coraz bardziej znajome i coraz przyjemniejsze w odsuchu powoduja, ze krecimy sie na krzeselku i wynajdujemy coraz to wiecej irytujacych przypadlosci. Ostatecznie olsnilo mnie kiedy uslyszalem jedna z piosenek duetu w radiu, w samochodzie, fale dlugie i jakosc wiecej niz marna. Wlasnie wtedy, w samochodzie, nagle piosenka zabrzmiala jak nie przymierzajac Cohen z Jennifer Warnes. Po prostu swietnie. Jak na te warunki odsuchu. No i sezam skojarzen sie otworzyl. Nie od dzis wiadomo, ze Porter nie jest mocarzem wokalu. Podobnie rzecz ma sie z Lipnicka choc moze jej glos mozna uznac nie tyle sa marny co za szablonowy i malo oryginalny. Problem jednak lezy gdzie indziej. Wzajemna harmonia tych glosow jest skazana na porazke. Duzy odstep na skali i matowa barwa glosu chlopca w kontekscie anielskich trendow u dziewczynki jest sporym problemem. Co gorsza, czasami usiluja spiewac to samo w tym samym momencie i wychodzi duet puzonu ze skrzypcami czy cos w podobnym dysonansie barwy. Niestety, to nie koniec problemow. Byc moze zdajac sobie sprawe z trudnosci para przyjela zalozenie, ze nonszalancja i luz wykonawczy moze wytlumaczyc sytuacje. No wiec nawet jezeli spiewaja to samo to nie spiewaja idealnie w tempo a zaczynaja czy koncza poszczegolne frazy czy pojedyncza slowa/sylaby niejednoczesnie. Ot, taki styl. Do tego doklada sie rownie odporna na trzymanie rytmu gitara pseudo-akustyczna, ktora jest na tej plycie instrumentem wiodacym i jako taka powinna jednak trzymac w ryzach przynajmniej relacje do metronomu. Owszem, takie wybiegi jak spoznienie czy przyspieszenie wzgledem rytmu sa czasami pozadanym efektem ale w tym przypadku jes to naduzywane. Znowu znamiona zamierzonego luzu? Plyta jest fatalnie nagrana. Nie ma w niej zupelnie poczucia przestrzeni, studia czy sceny. Brzmienia instrumentow sa ostre do bolu, ich relacja do wokalizy i relacje wzajemne nie sa zbalansowane. Trudno to wszystko jakos poukladac. Sprawia wrazenie roboty amatorskiej. Takze mastering nie lagodzi ostrych krawedzi. Produkcyjny knot. Angielski Lipnickiej na wielu utworach bardzo dobry ale nie na pierwszym. Czy to zamierzone? Taki polski angielski. Wiem, ze to co napisalem jest ostre. Ktos moze odebrac jako niesprawiedliwe. Ale te cierpkie slowa sa wywolane rozczarowaniem, ze mogla to byc plyta wybitna i moglaby przejsc do historii naszego rocka jako wydarzenie i cos specjalnego. Artysci wydaja sie byc we wlasciwym nastroju weny i niesieni nia napisali kilka osobistych i dobrych piosenek. Bo na tej plycie sa dobre piosenki. Ale potem przyszlo je wykonac i nagrac. I tu Waterloo.

Dire Straits - Love Over Gold

Wg mnie najlepsza płyta Dire Straits i Marka Knopflera. Tylko pięć utworów, z których 3 wyrózniają się zdecydowanie: tytułowy "Love Over Gold", chwalony już wcześniej "Private Investigation" no i otwierajacy płytę, wg mnie najlepszy kawałek M.K. wszechczasów - wspaniały "Telegraph Road". Te trzy utwory wystarczą, aby dać max. ocenę za muzykę. Pozostałe 2 utwory byłyby ozdobą niejednej płyty, ale tutaj nie dorównują wyżej wspomnianej trójce.

Krzysztof Herdzin Trio - "Almost After"

Krzysztof Herdzin Trio "Almost After" 1. Happy Ness ( Loch ) 6:16 2. Too Late For 8:35 3. For Antonio 7:49 4. Pieciak 7:25 5. Adela 6:24 6. Faith 5:57 7. Almost After 7:29 8. Akordowa Firdymulka 1:26 Czas: 51:57 Krzysztof Herdzin - fortepian, kompozycje Adam Cegielski - kontrabas Cezary Konrad - perkusja Nagrana: 8.4.1999 w Sali Koncertowej Akademii Muzycznej w Warszawie Realizacja nagrania: Anna Rutkowska, Kuba Pietrzak Mastering: Tadeusz Mieczkowski Producenci: Krzysztof Herdzin, Leszek Kopeć, Robert Supeł Płyta dołączona do miesięcznika "Jazz Forum" - Grudzień 1999. Jazz Forum Rec. 020 Czytając temat 2601 (Krzysztof Herdzin-Almost After), byłem nastawiony dość sceptycznie. Mimo to postanowiłem pożyczyć płytę od kolegi. No i warto było. Pierwsze wrażenie - myślalem, że muzycy grają kompozycje któregos z wielkich swiata jazzu, a okazało się , że wszystkie utwory są autorstwa pianisty - Krzysztofa Herdzina. Bardzo ekspresyjny, pełny dźwiek. Muzyka pełna świeżości, sprawiająca przyjemność muzykom. Słyszy się, że chcą grać. Mimo, że płytę firmuje swoim nazwiskiem Krzysztof Herdzin nie zauwaza się dominacji fortepianu nad pozostałymi instrumentami, pianista jest ładnie "wtopiony" w resztę zespołu. Muzycy grają zespołowo, chociaz każdy ma też okazję się pokazać. Podobają mi się wszystkie utwory - od nastrojowych, przez utwór 2 z długo narastającą kulminacją, po utwór 4 (najbardziej dynamiczny). Utwory na płycie mają ładnie rozłożone akcenty - wyrafinowane połączenie żywiołowości z "balladowym" nastrojem. Do wspaniałej muzyki doszła jeszcze wspaniała realizacja nagrania. Z dwóch sposobów odtwarzania muzyki w domu - muzycy grają u mnie lub jestem na koncercie (lub w studiu), wolę ten drugi sposób. Słuchając tej płyty mam wrażenie, że jestem na koncercie. Po tej płycie słuchałem też The Fred Hersch Trio "Plays Coleman, Coltrane, Davis...." (Chesky JD 116; 128x oversampling; też pożyczona od kolegi) Płyta jest dobrze nagrana, ale pod względem jakości nagrania i co najważniejsze - muzycznie nie jest to ta klasa co płyta "Almost After". Również odsłuchiwałem płytę Sary K. "Hobo" (Chesky JD 155; a to już moja), nagraną w High Resolution Technology. Jest dobrze nagrana, ale nie tak jak "Almost After"! Wszyscy muzycy to profesjonaliści, klasy światowej, gdyby zaczynali np. w USA, to już dawno byliby znani fanom jazzu na świecie. Myśle, że jeszcze nie raz Krzysztof Herdzin zaskoczy słuchaczy i da nam dużo dobrej muzyki. Gdy Krzysztof Herdzin wystąpi w Poznaniu na pewno pójdę na koncert. Wśród płyt, które mam, jest trochę "nietrafionych", mam też płyty, które mi się podobają, są i takie, których mógłbym słuchać codziennie, do takich płyt zaliczam "Almost After" - Krzysztofa Herdzina. Jakość nagrania (no i również muzyka) z tej płyty "wychodzi" całkiem przyzwoicie nawet na budżetowym sprzęcie (nie potrzeba zestawu jaki ma Fabio - prezentowany w "Stereophile" z lipca 1996 roku) Kolega ocenia muzykę i realizaję nagrania jako genialne (osobiście boję się używać tego słowa, może dlatego, że zbyt często go nadużywałem). Ale muzyka z tej płyty jest wspaniała i dostarcza mńóstwo przyjemności. To jest TO. Tytuły utworów 1 i 8 świadczą, że kompozytor, Krzysztof Herdzin, oprócz talentu, posiada również poczucie humoru. Bardzo pogodna i optymistyczna płyta. Polecam gorąco. System: NAD C541, ,Mission Cyrus Two/PSX, Tannoy Mercury M2, kable Monster Cable M1500 & M1, kabel sieciowy Oehlbach XXL25, pokój 21m2 System 2 (kolegi): Teac VRDS-10, wzmacniacz DIY, hybryda, 18 watt klasa A, kolumny dipole DIY, na głośnikach Focala, kable głosnikowe XLO 6 plus (?), połączenie direct (bez interkonektów) oraz odsłuch z vDH The First, kabel sieciowy Oehlbach XXL25, listwa Sun Audio, pokój 17m2

Flaming lips - Yoshimi Battles The Pink Robots

za chwilę po "pieśniach dezertera" Mercury Rev"objawiła się kontunuacja wymienionej pod postacią "Soft Bulletin" Flamingów.>Kontynuacja , bo i producent ten sam i zjawisko muzycze mocno zbliżone. W prasie zależnej/niezależnej - zachwyt. Rok ubiegły przyniósł Robota. I jest problem. Jest problem, bo wielka to płyta. Nie da się przy niej rozpędzić ale chwila bacznej uwagi może zweryfikować pojęcie rocka (on istnieje?) Grandaddy/Mercury Rev/Eels to z tych nowych, Folyd i coś około to dinozaury> Stop, wszystko powyżej się zgadza ale oni podają muzę na swój sposób. Są wielcy. To najlepsza płyta ostatnich lat.

The Mavericks - The Mavericks

The Mavericks to zespół działający z przerwami od 1990 r. Co prawda nie zrobili oszałamiającej kariery w ojczyźnie ( USA ) , albowiem tylko jedna płyta ( „What a crying shame” z 1994 r. ) osiągnęła status platyny ( 1 mln sprzedanych egzemplarzy ) , jednak zawsze uzyskiwali dobre recenzje . Bez przesady za to można uznać ich za jeden z popularniejszych amerykańskich zespołów country w Europie . Znakomicie sprzedawała się w Anglii płyta „Trampoline” ( 1998 r. ) , a pochodzący z niej singiel „Dance the night away” dotarł na liście przebojów do 2 , bądź 3 miejsca . I to na tej liście , gdzie zwykle królują potworki typu Christina Aguilera . Muzyka The Mavericks to country , jednak przyprawione elementami brzmieniowymi i melodycznymi kojarzącymi się z muzyką z lat 50 – tych i 60 – tych . Na ostatnich albumach pojawiły się również elementy latynoskie . Liderem grupy jest Raul Malo , który oprócz tego , że śpiewa jest autorem większości piosenek oraz współproducentem nagrań . Ma bardzo charakterystyczny głos ( wielu moich znajomych go nie cierpi , a ja go bardzo lubię ) , który z grubsza można określić jako połączenie Roya Orbisona i Elvisa Presleya z domieszką krwi meksykańskiej . Omawiana płyta została wydana w 2003 r. , po pięciu latach przerwy od ostatniej „Trampoline” . Brzmieniowo zresztą jest dość zbliżona , zawiera jednak mniej elementów latynoskich . Składa się z 11 kompozycji , z czego 10 to nowe utwory , a kończący album to piosenka „Air that i breathe” spopularyzowana przez The Hollies ( chyba ) , ostatnio nagrana przez Simply Red ( na pewno ) . Płytę można uznać ogólnie za udaną , mamy dynamiczne utwory - „I want to know” , w średnim tempie - liryczne z rozbudowaną sekcją instrumentów smyczkowych „In my dreams” ( jeden z najlepszych utworów ) . Nie odstają poziomem utwory spokojne - „Too lonely” - z lekko jazzującym fortepianem oraz „San Jose” – tu znowu świetna sekcja smyczkowa . Jedyne co można zarzucić albumowi to fakt , że nie wnosi do stylu The Mavericks nic nowego . No może poza utworem nr. 10 „Because of you” . Kapitalne dęciaki , fenomenalna melodia ! Super numer ! Płyta w USA ukazała się nakładem Sanctuary Records ( dystrybucja BMG ) , w Polsce jest chyba niedostępna .

Third Eye Foundation - You Guys Kill Me

"You Guys Kill Me" to płyta poprzedzająca opisywaną już przeze mnie świetną "Little Lost Soul". W zasadzie Matt Elliott prezentuje tutaj podobny pomysł na muzykę - przetwarza na swój sposób rożne estetyki - drum'n'bass, trip-hop, mroki 4 AD, post-industrial. "You Guys Kill Me" wydaje się jednak płytą mniej dopracowaną, nie tak dopieszczoną jak jej o 2 lata starsza siostra ;-) I niekoniecznie można uznawać to za wadę - znajdą się zapewne tacy, których bardziej będzie przekonywać surowość, szorstkość i nieprzystępność YGKM. Ale... no właśnie - o ile "Little Lost Soul" z pełnym przekonaniem mogę polecić WSZYSTKIM, to "You Guys..." już nie za bardzo. Muzyka jaką serwuje tu TEF jest bez porównania bardziej mroczna, dzika, poschizowana, momentami wręcz przerażająca. Zdecydowanie "bad trip". Niepokojące jęki, wycia itp. odgłosy co chwila wyłaniają się z elektronicznego zgiełku przyprawionego ciężkim bitem. Budzące przerażenie, ale zarazem podziw pieśni umierających cywilizacji. Naprawdę przechodzą czasem ciary. Brrr... Wystarczy zresztą spojrzeć na same tytuły utworów - "There's A Fight At The End Of The Tunnel", "An Even Harder Shade Of Dark" czy "I'm Sick And Tired Of Being Sick And Tired" (genialny kawałek). Słowem - nie ma lekko. Chyba bardziej niż 4 AD słychać tu jednak spuściznę tworców post-industrialnych (chociażby Coil). "You Guys Kill Me" to bardzo dobra płyta, ale z gatunku tych, ktore mocno dają po głowie.

Ralph Towner - Batik

Mam dwie płyty, po przesłuchaniu których zawsze przychodzi mi na myśl pytanie-tytuł obrazu Gauguina: Skąd przybywamy? Czym jesteśmy? Dokąd idziemy? Pierwsza z nich to Discipline, King Crimson a drugą i na niej chcę się dziś skupić, wymyślił i wyposażył w bardzo graficzny tytuł Batik, Ralph Towner. Obok gitarzysty legendarnego Oregonu, na płycie pojawiają się jeszcze basista Eddie Gomez i perkusista Jack DeJohnette Trzej muzycy zagrali muzykę w jakimś sensie ponadczasową, muzykę o bardzo męskim rysie, złożoną z intrygujących i niepokojących odcieni, przez chłodną, sporadycznie tylko pojawiającą się lirykę, po bardzo liczne i szalenie zdynamizowane lecz równie zimne formy muzyczne. Pięć świetnie zastawionych ze sobą fragmentów z punktem kulminacyjnym w postaci arcyciekawie wkomponowanej w ponad szesnastominutowy tytułowy utwór perkusyjnej solówki Jacka DeJohnette i stopniowym włączaniu się do gry dwóch pozostałych muzyków potęgujących i tak wysokie już, stworzone przez sam rytm napięcie. Rozładowuje je dopiero utwór ostatni ale i tak uczucie jakiegoś niepokoju w nas pozostaje. Piękna, choć trochę mroczna płyta.

John Taylor - Rosslyn

Jedna z moich ulubionych płyt jazzowych . Spokojna , zadumana , ale w żadnym bądź razie nie monotonna . Wyczuwa się pewne napięcie i emocje muzyków . Przy zgaszonym świetle przenosi nas w inne światy . Nie jest to płyta którą kupi sie po przesłuchaniu w empiku pierwszych minut każdego utworu . Te "rozkręcają się" dość długo , ale dzięki temu wciągają i nie pozwalają zostać obojętnym . Polecam !

Tool - Lateralus

Mam całkowicie odmienną opinię w stosunku do poprzednika, a co ciekawe odnosi się to zarówno do TOOL jak i do WATERSa. Zresztą co tu dużo pisać - ilu słuchających - tyle opinii, każdy ma swój gust, więc... Jak dla mnie to obie płyty są genialne, chociaż poprzedni TOOL (AENIMA) był odrobinę lepszy (w skali 5-stopniowej AENIMA -5, LATERALUS-4,9). W LATERALUSa trzeba dobrze się wsłuchać, sam na początku nie byłem do niej specjalnie przekonany, ale po kilku razach okazała się bezbłędna!.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.