O muzyce:
Zna ktoś Can ?
Mam nadzieję, że tak. Ubolewam jednak, że nie jest to tak popularny zespół jak np. King Crimson. Ze wszech miar na to bowiem zasługuje, choć z Crimsonami ma chyba tylko jedną cechę wspólną - okres ich największej świetności przypada na podobne lata.
Can to sztandarowa formacja z kręgu tzw. kraut-rocka.
Ale zostawmy szufladki. To po prostu jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych zespołów rockowych w historii. Muzyka Can zainspirowała i wciąż inspiruje wielu artystów z kręgu rocka czy elektroniki. Weźmy chociażby Tortoise, Stereolab i masę innch - w ich twórczości wyraźnie pobrzmiewają echa Can. W 1979 roku Jaz Coleman - muzyk posiadający klasyczne wykształcenie muzyczne i grający na skrzypacach i fortepianie zaintrygowany muzyką Can zakłada Killing Joke - jedną z ważniejszych formacji rockowych lat 80. Podobnych przykładów można by podać dziesiątki.
Can to też mój ulubiony zespół rockowy z pierwszej połowy lat 70.
A "Future Days" to obok sławnego "Tago Mago" ich najlepsza płyta.
Tytuł jest bardzo adekwatny - muzyka zawarta na tym albumie rzeczywiście wybiega mocno w przyszłość. Podobne dźwięki znajdziemy np. na słynnej płycie Davida Byrna i Briana Eno "My Life In the Bush Of Ghosts" z 1981. Tyle, że Can grało je dekadę wcześniej!
Ale to jeszcze nic - okazuje się, że jeden z ważniejszych nurtów lat 90. - post rock to w zasadzie odświeżona wersja Can przyprawiona kilkoma nowymi elementami. No... może trochę przesadziłem, ale o paru płytach z tego kręgu można w sumie tak powiedzieć.
Słuchaczom, którzy nie mieli styczności z Can postaram się trochę przybliżyć co za dźwięki zapodawał ten niemiecki band.
Muzyka tego zespołu jest przede wszystkim bardzo transowa - oparta na dość jednostajnym rytmie perkusji i basu. Jest też mocno psychodeliczna (ponoć muzycy Can spożywali LSD całymi łyżkami, choć obecnie sami dementują te plotki :) W każdym razie na płycie tej pełno jest różnych genialnych wręcz smaczków - dźwięków i odgłosów nie z tej ziemi :) Ale w sumie większość utworów zachowuje piosenkowy charakter. Bardzo przyjemnie się tego słucha. Kilmat jest niesamowity - trudno to opisać słowami, to trzeba usłyszeć. Koniecznie!
Przy okazji mała dygresja. W muzyce pop(ularnej) Niemcy niczym nie zachwycają (łagdonie mówiąc :) Powiedzmy sobie szczerze - najczęściej są żałosnymi zżynaczami. Okazuje się jednak, że w "muzyce, jakieś świat nie widzi" - poszukującej, alternatywnej czy jak tam ją zwał, często mogą wpędzić anglosasów w kompleksy. Bo nierzadko biją tych ostatnich na głowę. Tak jest właśnie z Can.
O dźwięku:
ABSOLUTNA REWELACJA!!! PIĘĆ GWIAZDEK TO ZA MAŁO :-)
Nie słyszałem płyty z tamtego okresu brzmiącej równie dobrze.
Wprost trudno uwierzyć, że nagrania pochodza z roku 1973.
Nie dość, że brzmienie jest bardzo naturalne, to jeszcze cechuje je wręcz bajeczna przestrzeń.
Aż strach pomyśleć jak to musi brzmieć na winylu :)