O muzyce:
Oczywiście wszystko, co dobrego można napisać o Masadzie, znajdziemy również na dwupłytowym albumie "Live in Taipei", drugiej po "Live in Jerusalem (1994)" oficjalnej koncertowej odsłonie kwartetu.
Wszystko co zarzucają oponenci również ;->
Wspominałem już o tym przy okazji opinii o "Live in Sevilla".
A jednak występ z Taipei jest całkiem inny, wręcz z przeciwległego bieguna co sewilski. Nie tak efektowny, energetyczny i żywiołowy, za to bardziej skupiony, wyciszony, kameralny, gęsty, duszny, mroczny.
Na tyle oba się różnią, że nawet trudno tu używać określeń wartościujących "lepszy-gorszy". Osobiście wolę jednak wykonanie z Sewilli. A raczej płytę "Live in Sevilla". Bo o ile występ Masady z Taipei może się podobać, to płyta "Live in Taipei" owszem, mogłaby, gdyby nie...
-> patrz niżej.
O dźwięku:
Najmocniej wszystkich przepraszam - co to, do k***y nędzy ma być
??!!!@#$ @%*!
Czyżby nagrywal to jakiś stary polski załogant, miłośnik legendarnej jarocińskiej metody z zamierzchłych lat 80. -
"direct to tape on personal grundig" :-)
Bo "Live in Taipei" brzmi mniej więcej tak właśnie.
Okropność :-p
Bootlegi są w 99,9 % przypadków o niebo lepiej nagrane, a tu oficjalne Tzadikowe wydanie (i to dwupłytowe) za które w PL trza wybulić prawie półtorej stówy złych i taki zonk.
Owszem, najważniejsza jest muzyka, ale to już jest przegięcie.
Jak ktoś ceni jakość nagrania choć w najmniejszym stopniu, stanowczo odradzam zakup "Live in Taipei". Multikulti raczej nie przyjmie reklamacji z powodu kiepskiej realizacji...