O muzyce:
Mamy rock 1974 - Dylan w pelnym rozkwicie, po raczkowaniu sa zespoly takie jak Led Zeppelin, Yes, Queen, czlonkowie The Beatles pokazali co potrafia.
Neil Young to rock-folk amerykanski, czesto z przezwiskiem 'drugi po Dylanie'. Faktycznie, plyta 'On The Beach' stoi gdzies posrodku pomiedzy The Beatles i Bobem Dylanem. Skojarzenie zarowno wokalu jak i sposobu myslenia o piosenkach narzuca sie samo. Plyta nie jest dluga, ma ledwie 8 utworow, z ktorych chyba 2 sa zdecydowanie dluzsze - ponad 6 minut. Przewaza delikatny i balladowy klimat ale jest i lekkie rockowanie, jak to u Neila. Artysta zdaje sie byc zrelaksowany, pewny siebie i z muza na ramieniu. 'On The Beach' to dobry wstep by rozpoczac przygode z Neilem Youngiem. Tyle tylko, ze ten rodzaj obrazowania traci juz nieco myszka. Stad propozycja raczej tylko dla entuzjastow staroci. Mi sie podoba :-)
Acha, bym zapomnial - plyta ma dobre review w swiecie - np. najwyzsza ocena na AMG i czesto lapie sie na listach typu '50 Najlepszych Plyt Ever' :-) Ryzyko porazki przy zakupie zatem niewielkie.
O dźwięku:
Kupilem wersje remasterowana do HDCD. Mimo to plyta wyraznie szumi. Szkoda. Z tego samego okresu wiele plyt prezentuje wyraznei lepsza jakosc. Mimo to sedno muzyki nie jest ukryte i ewentualne audiofilskie fochy odchodza w zapomnienie bo muzyka broni sie doskonale