Skocz do zawartości

944 płyty

Bibb Eric - Just like love

Już od pierwszych chwil słuchania tej płyty udziela się nam jej specyficzny nastrój. Mamy tutaj do czynienia ze szczególną mieszanką bluesa (najwięcej), ballady, soul, folk i …. . Elementem prowadzącym melodię na płycie jest gitara wykonawcy wsparta jego miękkim głosem. Reszta instrumentarium zmienia się w zależności od otworu. Mamy tutaj jednak do czynienia generalnie z instrumentami akustycznymi jak gitara, mandolina, harmonijka, akordeon itd. Aranżacje są skromne i na miarę, czasem bardzo oryginalne i chyba dlatego należy je zaliczyć do udanych. Materiał muzyczny jest głównie autorstwa samego Bibba (+ tradycyjne). Ni za dużo można tutaj w temacie napisać trzeba po prostu posłuchać płyty.

Iron Maiden - Fear of the dark

Płyta- elementarz heavy metalu. Jest na niej wszystko, mocne kawałki, ballady. Najmocniejsza strona płyty to melodie, które chwytają za uszy (i serce).Szkoda, że nikt już tak nie nagrywa. Nawet sam Iron.

Ewa Braun - Esion

Co tu dużo gadać - Ewa Braun to najważniejsza polska gitarowa formacja końca ubiegłego wieku. Esion to ich druga "oficjalna" płyta. Wydało ją punkowe podziemne wydawnictwo Nikt Nic Nie Wie i o ile się orientuję nakład jest aktualnie wyczerpany (przynajmniej na CD, bo wyszedł tez podwójny winyl z tym materiałem). Ale jeśli kogoś to odstraszyło, to pragnę uspokoić - muzyka z Esion właściwie z punkiem niewiele ma wspólnego. To najspokojniejsza z płyt Ewy Braun. Jej wydaniu towarzyszyło spore zamieszanie - bodaj po raz pierwszy zespół kojarzony ze środowiskiem hc/punk wydał płytę tak wyciszoną i trzeba to powiedzieć -- w sumie dość nietypową i oryginalną (oczywiście jak na polskie warunki). O dziwo przyjęcie tego albumu było całkiem pozytywne. I to zarówno w kręgach ostro załoganckich jak i wśród przeciętnych zjadaczy rocka :-) Dzieki temu albumowi zespół Ewa Braun wypłynął bowiem na szersze wody i stał się jak to się ładnie mówi - "kultowy". Muzykę z Esion trudno nazwać, zaszufladkować. Pojawiały się określenia typu - "muzyka drogi" czy "odwrócony noise" (na to drugie nie było szczególnie trudno wpaść -> patrz tytuł :-) Jest transowa, oparta na jednostajnym rytmie basu i perkusji. Faktycznie może kojarzyć się z podróżą samochodem przez jakieś bezkresne hajłeje w juesej :) W kilku utworach pojawia sie gościnnie Sławek Gołaszewski grający na klarnecie (muzyk ten udzielał się też na słynnej "Legendzie" Armii). Ot, taki fajny smaczek dodający brzmieniu płyty szczyptę magii :) Najlepsze utwory na Esion to otwierający album instrumentalny "Czarny ptak" oraz "Samochodem i domem zajęła się policja" (odlot!) Natomiast utwór nr 7 (nie pamiętam w tej chwili tytułu) jest prawie żywcem zerżnięty z kawałka Sonic Youth z płyty "Dirty". Na szczęście Sonic Youth to nie Metallica ani Majkel Dżekson, więc głośnych spraw sądowych nie było ;-))) Jakieś minusy? Właściwie tylko jeden - płycie tej brakuje jakiegoś pazura, intrygującej drapieżności, która pozwoliłaby na postawienie pięciu gwiazdek :-) Różne padały określenia na

Mark Knopfler - Shangri - La

Opinia na temat muzyki bez zmian: Zapomnijcie na chwilę, że istniał kiedykolwiek taki zespół jak Dire Straits i że słyszeliście kiedykolwiek takie kawałki, jak Private...czy Telegraph Road. Zapomnijcie, że taki ktoś, jak Mark Knopfler był też kiedyś młody. Zapomnijcie, że istnieje taka muzyka, jak rock. Nie lubicie hałasu i jazgotliwych gitar? Fuzzów? Dudniącej sekcji? Drażliwego wokalu? Słuchania za głośno? To świetnie, możecie zatem teraz zapuścić sobie nowe dzieło Marka i oddać się temu błogiemu nastrojowi country i rhythm and bluesa. Proszę tylko, nie zapomnijcie wygodnie usiąść, napić się gorącej herbatki albo czegoś mocniejszego. No i koniecznie miękka podusia - płyta jest dość długa. Dobranoc!

Christie William - Les Indes galantes

Klasyka to specyficzny gatunek muzyki. Jest w niej wszystko, co napisano kiedyś. I do mszy i do picia. I do pogrzebu i do zabawy. I na pokaz i dla jednego widza. W klasyce pojawiają się czasem dzieła, które stoją ponad podziałami, przemawiając na wielu poziomach, olśniewając, potrafią zdumiewać i pokazywać nam samych siebie i to, jak na nie reagujemy. Czasami żartują sobie i z widza i z samej sztuki, której są częścią. Jean Philippe Rameau był twórcą niezwykłym. Jego rzemiosło było na poziomie dostępnym dla niewielu twórców w historii, jego prace teoretyczne dokonały scalenia dotychczasowej wiedzy i stanowiły odskocznię w całkiem nowy świat. To, co Haydn pracowicie pisał przez całe życie, Rameau zapisał tekstem, muzykę pozostawiając ucieleśnieniu tego, co można zrobić, parodiującą samą siebie i będącą jednocześnie żartem i dziełem doskonałym. Przełamywał konwencje, żonglował techniką komponowania i tworzył kombinacje zanim Mozart w ogóle zaczął tworzyć. Mozart słyszał zresztą dzieła Rameau pod jego własną dyrekcją w Paryżu i wykorzystał wiele rozwiązań. Mozart nie był lepszym kompozytorem od Rameau, byli równi. Rameau sam ograniczył zakres twórczości, tworząc opery i dzieła na klawesyn, stawiając na jakość. "Les Indes Galantes" jest komiedią-baletem, pomysłem wracając do czasów Moliera, którego "Mieszczanin szlachcicem" z oprawą Lully'ego był przemieszaniem komedii i muzyki. Fabuła to zbiór kilku nowelek, których akcja opisuje zjawisko miłości od dalekiego wschodu przez Persję do Peru i Ameryki. Jest to okazją do bombardowania wszystkim co można zrobić z muzyką. Od wielkiej skali do kameralizmu. Od rosnącej wieży przetworzeń do minimalistycznych zwielorotnionych motywów, które tworzą złudzenie polifonii. Zamiast bachowskiej fugi będącej intelektualną spekulacją otrzymujemy płynny metal, przyciągający obrazem i dźwiękiem. Przedstawienie z Opera Garnier w Paryżu pod dyrekcją Christiego dostało świetną oprawę sceniczną. Reżyserem jest Andrei Serban znany z doskonałych uwspółcześnionych Paladynów. Choreografia Blanki Li jest współczesna, nawiązania do baroku są pośrednie i korzystają z przetworzonych dawnych motywów od ubrań do elementów sceny. Tempo jest na tyle szybkie, że nic się nie rozwleka, muzyka tętni pulsem lub liryką zależnie od sceny. Wykonawcy są doskonali, Paul Agnew i Danielle de Niese doskonale stapiają się z orkiestrą - rzecz, która w tak wielkim stopniu została zastosowana po raz pierwszy przez Rameau, podczas gdy wcześniej głos był z zasady oddzielony od orkiestry. Patricia Petibon i Nicolas Rivenq tworzą doskonałą parę w części "amerykańskiej", której chemia i zespolenie głosów i gry są absolutne. To także zasługa odpowiedniego prowadzenia orkiestry, reżysera i choreografki, którzy doprowadzili spektakl do perfekcji. Reakcja ludzi na sali tłumaczy zresztą wszystko. Płyta zdobyła nagrodę czasopism muzycznych Europy MIDEM 2006, moim zdaniem słusznie. Jest to jeden z najlepszych zapisów oper Rameau obok "Platee" pod Minkowskim. Perfekcja, życie, puls, energia i żart. Zdumiewające Indie. To fakt. Jedno z najlepszych muzycznych dvd w 2005 roku.

Toby Keith - Pull my chain

Toby Keith nagrywa od 1993 r. i zdążył już wydać kilka płyt , a w ostatnim czasie zmienił wytwórnię . Od 1999 r. jego nagrania w USA ukazują się nakładem Dreamworks Nashville ( dystrybucja Universal ) . Recenzowana płyta została wydana w 2001 r. i moim zdaniem jest jak na razie jego najlepszy album. Kolejna płyta ukaże się w listopadzie 2003 r. Na płycie znajdziemy 13 utworów i to bardzo zróżnicowanych . Kończący płytę „8 seconds” ma lekkie zabarwienie bluesowe , a tekst napisał znany ze współpracy z Eltonem Johnem - Bernie Taupin . Naprawdę trudno jakiś piosenkę wyróżnić , ponieważ utwory prezentują bardzo wyrównany poziom . Moje ulubione to przebój „I’ m just talkin’ about tonight” oraz „My list” . Sporo utworów dynamicznych , z mocnym rockowym uderzeniem . Idealna płyta , jeśli ktoś chce posłuchać jaka brzmi komercyjna odmiana country , bo to na pewno jedna z najlepszych płyt w tym gatunku w kilku ostatnich latach .

Jan Garbarek - In Praise of Dreams

Z pewną nieśmiałością nabyłem nowego Garbarka, ale jako że jest to jedna z trzech najważniejszych tegorocznych premier w ECM-ie (obok nowych płyt tria Jarretta i Stańki), to zakup w zasadzie był przesądzony długo przed ukazaniem się tej płyty. Zaskakujący jest skład muzyków: obok mistrza mamy skrzypaczkę Kim Kashkashian, znaną mi jak dotąd z produkcji ECM New Series oraz doskonale znanego nam perkusistę sesyjnego Manu Katche. Skład, mimo że mocno okrojony w stosunku do wcześniejszych płyt JG, wydaje mi się bardzo interesujący; zważywszy na "współczesne" pochodzenie skrzypaczki, spodziewałem się lekkiego odchylenia w stronę klimatów z wspommianej Nowej Serii. Początek płyty jest - muszę powiedzieć - moim zdaniem dość szokujący, gdyż żywcem przypomina...współczesne płyty, ale smooth jazzowe! Czy to jest zatem jeszcze Garbarek, jakiego znamy i kochamy? To chyba jest niestety Garbarek, ale w wersji: uwaga - umieścić na półce "muzyka ilustracyjna"! Dalej płyta wolno i leniwie snuje się jak jesienny dzień, gdzieniegdzie budząc dosypiającego słuchacza momentami pięknymi wejściami mistrza Jana. Rzeczywiście, najkrócej można rzec, że nowa płyta Garbarka jest bardzo melodyjna i piękna, ale.... to nie jest jazz! Skądinąd w tym momencie należałoby spojrzeć wstecz - w ogromnym rzecz jasna skrócie - na ostatnie 20 lat kariery naszego saksofonisty i prawie-rodaka. Ostatnie ciekawe rzeczy powstały grubo ponad 10 lat temu i były to projekty z kręgu Ethno-Jazzu (Rosenfole, Ragas & Sagas, Madar), zresztą są to znakomite płyty, które szczerze polecam. Z drugiej strony mieliśmy Garbarka w wersji "średniowiecznej" Z Hillard Ensamble i, choć to nie jazz, bardzo Jana za taką muzykę pokochaliśmy... Niestety, od ponad 20 już lat jazzowa kariera Jana Garbarka podążą moim zdaniem w złym kierunku. Muzyka JG ulega niepotrzebnemu zmiękczeniu i rozmyciu, a piękny ton saksofono ozdabiany jest wątpliwej jakości elektroniką. Dość powiedzieć, że ostatnia jazzowa płyta (2 CD Rites) spokojnie mogłaby zmieścić się na pojedynczym krążku i w dodatku niezbyt długim - bo tyle wartościowej muzyki się tam znalazło, a było to już dość dawno - 6 lat temu. Od tego czasu JB nieco się zestarzał, w związku z powyższym uruchomił mocniejszy aparat elektroniczny celem...no właśnie czego? Przecież oddani fani JG, do których nieskromnie się zaliczam, nie kupują jego płyt, aby słuchać sampli ani loopów. A przecież współczesne elektroniczne granie jest dużo ciekawsze i jednocześnie nowocześniejsze od tego, co usiłuje zrobić Jan.... Czy zamiast tego elektronicznego badziewia nie można było skorzystać nawet z nadwornego garbarkowskiego nudziarza elektrobasu. E.Webera? Albo z jakiegoś innego, mniej znanego muzyka, ale grającego na instrumencie AKUSTYCZNYM? Tak więc w rezultacie otrzymaliśmy pięknie zagraną, dobrze brzmiącą, po ECM-owsku zrobioną i bardzo melodyjną płytę, która niestety nie spełnia ambitnych wymagań fanów starszego Garbarka, a dla nowych jest nużąca. Dlatego niestety zgodzić się muszę z tezą, że wszystko co najlepsze, Garbarek już nam zagrał. A tak pięknie się zapowiadało po zeszłorocznej płycie Universal Syncopations Vitousa z gościnnym występem JG. Janek, why? Ambitna muzyka ilustracyjna do czytania dobrej książki i kontemplowania jesiennych liści. Uwaga: to NIE jest jazz! Mimo to ocena "4 gwiadki", bo na tle nowego Knopflera jest to jednak lepsza muzyka ilustracyjna :-) Tamto to już nawet mojego kota męczy ;-)

Sting - Ten Sammoner's Tales

Ten Summoner’s Tales to plyta z roku 1993. Sting po rozstaniu sie z Police zapragnal drazyc siebie w karierze solowej. To mu sie w pelni udalo w sensie drazenia siebie ale nie zawsze w sensie komercyjnego sukcesu. Jednak ‘Dzisiec opowiesci Summonera’ (plus introdukcja i epilog) dobrze sie sprzedaje. Summoner to imie Stinga jakie dostal na chrzcie – gwoli wyjasnienia. Plyta zwiera zawsze mily super hit ‘Fields of Gold’ oraz czasami grywane w radio ‘If I Ever Lose My Faith in You’ czy ‘Love Is Stronger Than Justice’. Poza tym mamy zestaw silnych pozycji o dosc atrakcyjnej melodyce wplecionych w rozmaite style muzyczne. Sting staral sie bardzo utrzymac forme przez caly album i to sie udalo. Mimo to barkuje ostatecznego dotkniecia geniuszu. Niektore piosenki to kalki brzmieniowe Police, inne jazzuja czy tracaja karaiby ale wowczas jest malo swobodnie. Plyta ma wiele atrakcji w postaci soloweczek, chorkow, brzmien. Takze forma wokalna Stinga jest przednia. W sumie atrakcyjna pozycja, nie przefilozofowana i dosc popowa w swym wyrazie.

Sarah McLachlan - Surfacing

Piękna, spokojna, wzruszająca plyta w sam raz na dlugie jesienne wieczory. Moje ulubione 2 kawalki to "Angel" i "Full of Grace". Glębokie teksty i czysty piękny glos Sary. Uwaga!!! Moze wywolywać melancholię :-)

Vas - Offerings

Wygląda na to, że trafiłem na duet Vas jak większość - w poszukiwaniu rozwinięcia muzyki 4AD, w szczególności Dead Can Dance. Lekko zawiedzionych karierą Lisy Gerrard zapraszam gorąco - to mój pierwszy Vas, ale na pewno nie ostatni. Nie potrafię wskazać jednoznacznie inspiracji twórców: Indie, Persja, ale i muzyka celtycka, średniowieczni minstrele... Bardzo oryginalne instrumentarium z dulcymerą na pierwszym planie. Nawet wiolonczela, skrzypce i \"zwykła\" gitara akustyczna brzmią tu nieziemsko. Koniecznie słuchać po ciemku! Muzyka absolutnie nie nadająca się jako tło... Svarga - długi, dwuczęściowy utwór ze wspaniałą sekcją perkusyjną i piękną pracą wokali w finale. Spokojna i smutna Roya. Varuna z wodnym tłem i nieoczekiwanym przyspieszeniem. Piękne i melodyjne Promise, \"przebój\" płyty. Niepokojąca Ellora. Temple of the Maiden absolutnie kompatybilne z tytułem. Nieco słabsze i bez wyrazu (IMHO) Leyli. Gregoriańskie Veiled. Ornamentyczne Wajad, instrumentalne z początku z ciekawą męską wokalizą w części centralnej. Garland of Breath - niesamowite, czekaj grzecznie do końca, niech wybrzmi! I w końcu hipnotyzujące Mist Weaving... Czy jest to wszystko wystarczająco oryginalne, żeby dać maksymalną ocenę w kategoriach artystycznych? Będę się asekurował - dam gwiazdkę mniej... Poczekam z nią być może na swoje następne płyty Vas...

Sting - Ten Sammoner's Tales

Kolejna pozbawiona jakiegokolwiek rockowego pazura płyta byłego rockowego pieszczoszka Mr Stinga, która pokazuje, że Police to temat zamknięty. Sporo przebojów, dużo ładnych melodii i kilkadziesiąt minut bezrefleksyjnego grania. W opinii fanów pozycja udana, moim zdaniem początek absolutnego końca Mr. Stinga.

Metallica - Metallica

Płyta która wzbudzila u mnie najwiękze kontrowersje. Po wcześniejszych albumach okazało się że muzycy zboczyli trochę z drogi którą szli do tej pory. Pamiętam że dla wielu zatwardziałych metalowców był to początek "zdrady". Trudno też powiedzieć abyśmy na tej płycie usłyszeli próbki jakiegoś wcześniej uśpionego geniuszu. Płyta wg mnie jest dosyć przeciętna i zrobiona pod "szerokiego" odbiorcę , co zresztą zespołowi zostało przy następnych produkcjach. Ostatecznie moje wątpliwości po ukazaniu się płyty rozwiał koncert promujący tą właśnie płytę w Chorzowie (razem z AC/DC) gdzie Metallica wypadła chyba gorzej od Quinsryche , nie mówiąc o AC/DC .Wg mnie Metallica coraz bardziej podąża drogą komercji i trudno powiedzieć czy to dobrze czy źle , aczkolwiek nie spodziewajmy się jakiś specjalnych mecyi.

Marillion - Marbles

Na podstawie własnych obserwacji wymyśliłem sobie taką teorię ,że przeważnie po wydaniu dobrej płyty zespół lub artysta z długim stażem albo odcina kupony od tego co wceśniej nagrał i robi sobie 5 lat przerwy albo następna płyta jest dużo słabsza od udanej poprzedniczki. Poprzedni album zespołu Anoraknophobia z 2001 jest w/g mnie udany więc w związku z powyższą teorią nie spieszyłem się z nabyciem kolejnego albumu Marillion nie spodziewając się specjalnych wzruszeń. Mimo iz Marbles wydano w maju 2004 zaopatrzyłem się w nią dopiero w lipcu tak naprawdę zachęcony wpisami na forum. Tymczasem Invisible Man chodzi za mną od 3miesięcy... Codziennie... Muzycznie płyta tworzy pewną spójna całość powiązaną krótkimi tytułowymi wstawkami : Marbles I do Marbles IV . Poza niesamowitym Invisible Man na wyróżnienie zasługuje Angelina , Fantastic Place,Drilling Holes i kończący płytę utwór Neverland . Ale najważniejsza cechą Marbles jest fakt ,że jest to tzw concept album wciągający jako całość, gatunek który prawie już wyginął . Z tym ,że trochę czasu trzeba aby muzyka dotarła do słuchacza – trzeba posłuchać jej kilkakrotnie. Pierwsze przesłuchanie może nie wypaść zbyt zachęcająco. Poza You’re gone nie ma tam przebojowych „singlowych” piosenek. Paradoksalnie ma na płycie zbyt wiele indywidualnych popisów gitarowych solówek klawiszowych czy wokaliz , które to elementy są charakterystyczne dla tego zespołu . Gra każdego muzyka jest podporządkowana koncepcji całości . Nie ma na płycie efekciarstwa. Jest za to muzyka i w/g mnie warto spróbować dać się wciągnąć. Dawno żadna płyta nie wywarła na mnie tak mocnego wrażenia. Do płyty dołączona jest informacja ,że w/w album został pomyślany jako wydawnictwo 2płytowe ale z uwagi na niechęć sprzedawców do podwójnych albumów przygotowano skondensowaną wersję 1 płytowa . Razem z 1płytową wersją sklepową otrzymujemy kupon na zakup pełnej 2płytowej edycji albumu za cenę 1 płyty ( wszak zapłaciliśmy już za 1 płytę). Po gruntownym przesłuchaniu wersji „skondensowanej” mam nieodpartą chęć na zapoznanie się z Marbles nagraną w sposób w jaki została pierwotnie stworzona. Reasumując myślę ,że Marbles przypadnie do gustu dawnym wielbicielom stylu Marillion z okresu Misplaced Childhood. Być może nawet przysporzy zespołowi nowych fanów . Mimo iż zespół nie gra nic nowego muzycy udowodnili ,że wciąż w obrębie gatunku określanego niekiedy na tym gościnnym forum jako muzyka obciachowa ;-) są w stanie stworzyć interesującą muzykę przy której zapomina się o wzmaku , kablach czy akustyce pomieszczenia. Mimo braku przebojowych piosenek jest to wg mnie najlepsza płyta Marillion w składzie z Hoghartem. Dojrzały , spójny kawałek muzyki nagrany przez doświadczonych muzyków , którzy od lat „grają swoje” nie oglądając się na obowiązującą modę i aktualne trendy . Trzeba tylko znaleźć dłuższą chwilę czasu aby sprawić sobie dłuższą przyjemność. Po takiej płycie to muzycy już na pewno zrobią sobie dłuższą przerwę ;-)

Paul McCartney - Ram

‘Ram’ to jeden z pierwszych albumow Paula McCartneya po rozkladzie The Beatles. Rok 1971, zona Linda, farma na wsi i plyta pt. ‘Tryk’. Lennon nazywal/przezywal McCartneya w tym okresie ‘Kupczykiem’ i chyba zazdroscil mu zaradnosci, zadowolenia z zycia, jakie sobie ulozyl i sukcesu muzycznego. No bo ‘Ram’ stal sie sukcesem muzycznym i jest popularny do dzis. Jest to plyta z serii ‘must have’ i nie zawodzi co do zawartosci i przyjemnosci jaka daje. Piosenki niezwykle chwytliwe, czesciowo stylizowane na domowe granie a czesciowo postbeatlesowskie. Swietny coctail. Bardzo lubie ‘Monkberry Moon Delight’, ktory to utwor gdyby okrasic sensownym tekstem zamiast psycho-narko-dzieciakowania moglby stac sie standardem muzyki rockowej. Bardzo polecam. Jezeli miec tylko jedna plyta McCartney to warto rozwazyc ‘Ram’.

Frank Zappa - Freak Out!

Najbardziej poważana i rekomendowana płyta Franka Zappy , zagrana w sposób dość nietypowy jak na tamten okres , płyta która ośmieszała wszystko co dało się wtedy ośmieszyć. Słuchacza z naszej szerokości geograficznej urodzonego w okresie gdy płyta była już na rynku z przeciętną znajomością j.angielskiego i nie do końca czującą żarty Franka płyta niekoniecznie rzuci na kolana - proponowałbym dla kolegów z Forum pragnących rozpocząć niesamowitą przygodę z F.Zappą bardziej przystępne płyty np. Hot Rats , Grand Wazoo ,Chip Thrils ,Bongo Fury (z Beafheartem). Zapomniałbym dodać że muzycy Freak Out płycie przerośli samych siebie.

Tina Turner - Private Dancer

UWAGA - Recenzja dotyczy wersjiJVC xrcd Nie wiem czy wypada mi cokolwie napisać po tak szanownym przedmówcy, ale niech tam. Płytę tą znałem jeszcze z czasów, kiedy w polsce na porządku dziennym były punkty świadczące usługi przegrywania z CD i winyli na taśmy. Mam więc do muzyki zawartej na niej stosunek raczej sentymentalny. Aczkolwiek zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym muszę uznać Private'a za chyba najrówniejszy krążek. Poza tym na płycie mamy praktycznie same przeboje a i Tina jest w szczytowej formie. Pomimo ballad płyta ma niesamowitego kopa energetycznego. Dla miłośników Tiny po prostu pozycja obowiązkowa.

Bob Dylan - Masked and Anonymous

‘Masked and Anonymous’ to przedziwna plyta i w kontekscie tego do czego przywyklismy sluchajac Dylana jest przedsiewzieciem wyjatkowym. Kompozycje wylacznie Dylana dopasowane byly do filmu pod tym samym tytulem z roku 2003. 4 z nich wykonuje sam Dylan i jest to niewatpliwie wielki atut tej plyty. Jedna nowosc. Poza tym Los Lobos, Grateful Dead, Jerry Garcia i inni mniej mi znani. Sam film traca temat ograny – swiat konfliktow po III wojnie swiatowej. W tym mamy piosenki Dylana, ktore nagle okazuja sie na tyle uniwersalne, ze pasuja i do takiego wybryku wyobrazni. Strona muzyczna jest warta wspomnienia bo jezeli ktos siegnie po ta plyte z rozbiegu moze poczuc sie rozczarowany. Piosenki Dylana sa spiewane w roznych jezykach, w tym po japonsku i wlosku. Mamy hip-hop (‘Like a Rolling Stone’), i rock w starym stylu, i meksykanska ballade, i indie. Dziwna zupa z warzywami z roznych ogrodkow. Porazka jest wklad Grateful Dead – wokalista ordynarnie falszuje a jak na ironie wybitnie brzmi gitara na tym nagraniu. Szkoda – moglby byc niesamowity numer (‘It’s All Over Now Baby Blue’). Podsumowujac – ostroznie z ta plyta! Jezeli kochacie Dylana bardzo to ‘Masked and Anonymous’ niczego nie zepsuje a moze nawet bedzie warta uwagi – w koncu sam mistrz przylozyl sie do tej plyty takze jako aranzer i producent. Przypadkowego sluchacza plyta moze zaskoczyc na tyle, ze odlozy ja na ‘swiete nigdy’. Dobor tresci i formy jest wysoce konfudujacy. Nie widzialem filmu - obsada znakomita z Penelopa Cruz, Dylanem i innymi znanymi aktorami.

Dave Brubeck - Love Songs

Moja pierwsza płyta jazzowa. Spokojna, delikatna ale bynajmniej nie nużąca. Piękna Muzyka (nie przypadkowo piszę przez duże \\\"M\\\").

Kayanis - Synesthesis

na wstępie sprostowanie - płytę wydał "Luna music" Kayanisa pierwszy raz zobaczyłem i usłyszałem w programie Hołdys Guru Ltd. no i wymiekłem. Koleś około trzydziestki a tworzy muzykę porwnywalną do Vangelisa i Oldfilda. Może trochę przeginam, ale syntezatory przeplatane rewelacyjnymi partiami gitar elektrcznych i akustycznych, chórem, niesamowity dźwięk boghranu, no i oczywiście żeńskie wokale. Krótko mówiąc jakościowy szok w porównaniu z tą palstikową papką klepaną przez polskie gwiazdy muzyki rozrywkowej. Jest to kawał dobrej muzyki stworzonej przez człowieka który dość miał szarości

Pascual Gallo - Emma

’Emma’ Pascuala Gallo to plyta o gitarze akustycznej. To takze plyta o flamenco. Wydana w roku 2000 przez mala wytwornie jest dystrybuowana przez Harmonia Mundi i zawiera nagrania z 1998 roku. Mlody gitarzysta jest debiutantem. Na okladce rekomendacia Paco De Lucia ale czy to cokolwiek znaczy? Sam bohater pochodzi z pogranicza hiszpansko-francuskiego, z rodziny muzycznie skazonej, mieszka glownie we Francji. Gra w towarzystwie niewielkiego zespolu. Gra swoje utwory. W niektorych sa wokalizy. W tym miejscu koncza sie suche fakty. Zaczyna sie muzyka. Ta plyta jest porywajaca! Brzmienia jakie wyciaga ten chlopina z instrumentu sa niewiarygodne. Plyta od ktorej trudno sie oderwac i ktora przemija jak chwilka. Arcydzielo. Bardzo, bardzo goraco polecam jezeli ten gatunek muzyczny was nie zraza.

  • faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.