Dotarł do mnie niedawno interkonekt polskiego producenta HazeAcoustics. Manufaktura mnie osobiście wcześniej nieznana, na którą natrafiłem przez przypadek w Internecie, poszukując interkonektu RCA, którym mógłbym podłączyć przedwzmacniacz gramofonowy z integrą. Pierwsze wrażenie po otwarciu przesyłki było bardzo pozytywne, Interkonekty HazeAcoustics to kable z porządnymi dokręcanymi zaciskami w karbonowym wykończeniu. Same przewody w materiałowym oplocie w kolorze brązowo czarnym z drewnianym klockiem, na którym wypalona została strzałka wskazująca kierunek sygnału i logo producenta prezentują się efektownie. Dość grube ale średnio sztywne przewody są względnie wygodne do ułożenia.
Zanim jednak zostaną połączone w torze gramofonu dałem im kilkanaście godzin prądu z CD aby wygrzały się porządnie. Producent wprawdzie podaje, że są wstępnie wygrzewane, jednak z mojej praktyki potwierdza się, że wygrzewanie nowego przewodu w systemie zawsze przynosi wyłącznie lepszy efekt w odbiorze dźwięku.
Ponadto u mnie zabieg ten wydawał się konieczny, ponieważ używając ostatnimi czasy wyłącznie XLR zupełnie zaniechałem toru RCA, a więc celowym było by też dogrzać tę ścieżkę sygnałową.
Czterdzieści osiem godzin później, pokrzepiony kawą dla pobudzenia zmysłów, zasiadłem do odsłuchów. Przyznaję, że pomimo moich pierwszych bardzo dobrych wrażeń organoleptycznych, raczej krytycznie nastawiłem się do tego co mogę usłyszeć. Dobierając komponenty mojego stereo stawiam na neutralność i naturalność w przystępnej cenie,
a odsłuchując przez ostatnie lata różne konfiguracje kablowo sprzętowe niestety częściej miałem do czynienia z przewodami, których ingerencja w brzmienie nie była akceptowalna.
Tym razem jednak stało się inaczej. Na początek Cassandra Wilson z płyty Coming Forth by Day, potem Sade z koncertu Bring Me Home i Linkin Park z płyty Minutes to Midnight.
Nie zależnie od tego czy były to kameralne instrumenty i delikatny wokal, pełna publiczności arena, czy ostrzejsze granie, Haze zagrały transparentnie, z bardzo dobrą rozdzielczością i muzykalnością, bez radykalnych tendencji do zmiany charakterystyki dźwięku. Dźwięku, oferującego doskonałe wrażenia odsłuchowe, które w porównaniu do dźwięku realizowanego w torze XLR przez znacznie droższy interkonekt Veluma, tylko w bezpośrednim porównaniu, zanim ucho słuchacza zdążyło się przyzwyczaić, pozwalał odczuć, że za wyższą ceną idą też lepsze parametry. Nie była to jednak zmiana analogiczna do porównania cen kabli i bardzo możliwe, że odczuwalna w ten sposób właśnie w moim stereo, gdzie wzmacniacz Electrocompanieta zdecydowanie lepiej sprawuje się w torze XLR niż RCA. Traktując jednak dźwięki otrzymywane z tego toru jako referencyjne, Haze wydawał się odrobinę mniej szczegółowy, scena była bliższa i mniejsza, zaś zakres tonalny delikatnie uwypuklał górne rejestry średnicy. Velum oferując więcej powietrza i jeszcze niżej schodzący bas zastąpił u mnie Tarę Labs ISM Onboard The One, więc Haze w tym towarzystwie i w swojej cenie wypada rewelacyjnie.
Kolejne odsłuchy w konfiguracji z różnymi niestety na razie budżetowymi wkładkami przekonują mnie, że kabel ten doskonale sprawdza się w torze gramofonu i być może gdy moja przygoda z winylami nabierze rozpędu dokupię jeszcze jeden...
Reasumując, moja ocena jest subiektywna i może pobieżna, bo oparta na wrażeniach wizualnych i odsłuchowych, przewodów nie rozbierałem i nie robiłem żadnych pomiarów, ale nawet jeżeli zrobili to ze sznurka do prania to ten sznurek GRA.