Małe Dynki grają bardzo spójnym dźwiękiem, lekko zaokrąglona, ale słodka góra pasma płynnie przechodzi w średnicę, która jest cechą najbardziej wyróżniającą. Jest ona lekko wyeksponowana, dogrzana, pełna i mięsista. Niższa średnica jest mocno dopalona podobnie jak wyższy i średni bas. Całość nadaje brzmieniu swoistego ciężaru, potęga, choć oczywiście ograniczona wielkością/ilością głośników, wydaje się imponująca jeśli spojrzeć na wielkość kolumienek. Analityczność została w pewien sposób poświęcona na rzecz gładkości i wypełnienia, kontury pogrubione. Bas mimo ograniczenia na zejściu jest bardzo mocny i obfity a to za sprawą sprytnego, nieco mijającego się z ogólno przyjętą definicją neutralności, podbicia średniego i wyższego podzakresu. Dysponując utwardzonym na basie, wydajnym i dynamicznym wzmacniaczem zauważymy iż wykop stopy perkusji oraz wyższych strun basu jest niewątpliwie podkreślony. Mimo jednak bardzo ładnych, ciepłych barw, sam bas może wydawać się mało zróżnicowany, nie oferuje wrażeń znanych posiadaczom kolumn podłogowych lub wielkich monitorów na dużych, ponad 25cm wooferach. Bardzo często też niestety wspomaga się dość mocnym dmuchaniem z otworu bass reflex. Kolumienki tworzą bardzo naturalną przestrzeń, pozbawioną efekciarstwa na które często nabierają się początkujący audiofile. Budują scenę w głąb za linią kolumn stawiając wokalistę oraz instrumenty wiodące nieco bliżej przed lub blisko linii bazy, może też właśnie dlatego odnosi się nieodparte wrażenie że to właśnie pierwszy plan jest najbardziej faworyzowany. Nie wycinają ostro rysów instrumentów, przez to tworzą o wiele bardziej naturalną przestrzeń. Przetworniki Dynek są bardzo mocno kierunkowe, miejsce w którym każdy meloman stara się jak najczęściej znaleźć: „sweet spot”, jest bardzo wąskie, to dobrze czy źle, w każdym bądź razie na pewno sprzyja starannemu ustawianiu kolumn w pomieszczeniu. Mikrodostrajanie co do centymetra z linijką w ręku wydaje się całkiem na miejscu i pozwala w pewnym niewielkim stopniu zmieniać charakter brzmienia.
Konstrukcja charakterystycznych przetworników Dynaudio a więc wooferów opartych na dużej, 75mm cewce oraz jedwabnych tweeterów, wywodzi się technologicznie jeszcze z lat 80-tych, a więc złotego okresu stereo. Co ciekawe, wiąże się to również z muzyką jaką najchętniej grają te kolumny. Ich znana ciepła, gęsta faktura, firmowe Dynaudio-Sound, preferuje je wprost do odtwarzania nagrań lat 80-tych, często nieco rozjaśnionych z utwardzonym, nieraz suchym basem. Nawet ostrych i nieprzyjemnych na bardziej analitycznych kolumnach płyt można słuchać godzinami, niekiedy głośno na tyle na ile pozwala oczywiście moc tych niewielkich kolumienek.
Brzmienie Dynek jest podatne na modyfikacje elektroniką jaką pod nie podłączymy. Choć nie wymagają nie lada jakiej spawarki, z pewnością odwdzięczą się za podłączenie do wydajnego, wysokiej klasy wzmacniacza, mezaliansu z Hi-Endowym Krellem nie będzie, zaś idealnie grają ponoć dopiero z najdroższymi integrami Gryphona. Potrafią zagrać przyjemnie i ciepło, otulającym, rozmiękczonym basem, niesamowicie soczystą, „mokrą” barwą, która podczas słuchania klimatycznej, spokojnej muzyki a zwłaszcza kobiecych wokali, spowoduje emocjonalny opad szczęki. Z bardziej techniczną, szybszą, lekko chropowatą i twardszą elektroniką zagrają znakomicie mocniejszą muzykę z prądem. Ograniczenia wielkości powodują jednak że zdecydowanie wierniej grają prostsze kompozycje klasycznego, garażowego hard-rockowego tria, czy brzuchatego bluesa w niewielkim składzie, oddadzą dostatecznie dobrze akustykę ciasnej knajpy czy garażu, zaś nie na ich siły są stadionowy rozmach czy symfoniczna dynamika.
Osobom słuchającym głośniej, mocniejszej, dynamiczniej, w sposób techniczny większej muzyki, może po pewnym czasie brakować właśnie tej potęgi i dynamiki jaką oferują kolumny podłogowe. Choć wiele osób twierdzi że nawet podstawkowe Dynki potrafią zagrać jak kolumny podłogowe, równie potężnym basem to nie oszukujmy się, gdyż fizyki nie da się oszukać. Dwie wyżyłowane 18stki zachowują się troszkę jak tuningowany Opel Astra przy większych kolumnach które można porównać do Dodgea Vipera. Małe 52SE mają wyjątkowo spójne brzmienie, co za tym idzie, jak na kolumienki podstawkowe grają przede wszystkim średnicą i średnim basem wycofując nieco skraje pasma. O ile wycofanie najniższego basu wynika w sposób naturalny, z tak małych paczek nie da się wytworzyć wielkich ciśnień, to już góra została zaokrąglona strojeniem zwrotnicy. By dołożyć mocy i potęgi, oraz najniższego basu w moim dość kapryśnym akustycznie pokoju, próbowałem swego czasu podłączyć subwoofer do swojego zestawu stereo. Niestety spowodowało to zachwianie równowagi tonalnej, przesuniecie jej w dół, przyciemnienie brzmienia, wyszła na wierzch „monitorowa” natura Dynek gdyż dla najniższej oktawy na dole nie było kontr-uzupełnienia na górze. Dogłębna analiza oraz wielokrotne konsultacje z innymi użytkownikami Dynaudio, wyłoniły naturalnego następcę 52SE, który teoretycznie oferował to czego małym Dynkom brak, a więc potęgę dołu oraz odpowiednie nasycenie na górze, pełne pasmo, pełne na ile to oczywiście możliwe z solidnych acz nie największych podłogówek Dynaudio Audience 72SE, o których piszę gdzie indziej. Zapraszam do zapoznania się również z opinią o nich.