Skocz do zawartości

Melodika BL30

Ten test od początku był niezwykły…

 

Najpierw długo się zastanawiałem, czy w ogóle się do niego zgłaszać.

Ja, który kilka lat temu ze względu na brak miejsca i zamianę dotychczasowej Oazy Muzyki na zwykły salonik, pozbyłem się z mieszkania kolumn podłogowych, zastępując je monitorami, miałbym brać do domu dwa wielkoludy i znowu zagracać mieszkanie?

I to w czasie przygotowań domowników do sesji egzaminacyjnej?

 

Ale niech to – jak nie teraz, to kiedy znowu trafi się okazja, by znowu pobawić się podłogówkami?

 

Przyjechały dwie paczki, wcale nie takie ciężkie, kryjące dobrze zapakowane kolumny i sprytnie zabezpieczone wyposażenie – podstawy, kolce, a nawet … białe rękawiczki do delikatnego potraktowania elementów w trakcie montażu.

 

Montaż odbył się sprawnie – elementy dopasowane i intuicyjnie kompletowane – po pół godzinie kolumny dumnie rozpierały się na wyznaczonych miejscach.

 

Najpierw o wyglądzie.

Co prawda, kolumny mają przede wszystkim dobrze grać, a nie wyglądać, ale walorów estetycznych nie można nie doceniać.

Jeśli miłośnik muzyki ma do odsłuchu własną Norę Samotnika, to nie musi przejmować się wyglądem – może nawet ściany wygłuszyć wytłaczankami od jajek – dla niego liczy się tylko, by wszystko grało jak najlepiej.

Ale nawet wtedy estetyczny wygląd elementów toru muzycznego liczy się. A szczególnie trudno nie uwzględniać w wyborze sprzętu istotnego elementu, jakim jest tzw. WAF, czyli Wife Acceptance Factor, ułatwiający koegzystencję sprzętu i ludzi…

 

Analizując kolumny Melodica BL30 pod względem estetycznym trzeba przyznać, że są one nie tylko estetyczne, ale wręcz ładne, co wyżej wymienioną koegzystencję znakomicie ułatwia.

Zarówno podstawy, jak dolne i górne powierzchnie są pokryte czarnym lakierem „fortepianowym”, co nadaje im elegancji, by nie powiedzieć wręcz, że wrażenia odrobiny luksusu.

 

Maskownice w lakierowanych ramkach ukrywają dwa głośniki z membranami z plecionki z włókna szklanego o średnicy 13 cm – niskotonowy i średniotonowy oraz polimerowy wysokotonowy zintegrowany z kopułką.

 

Maskownica, co ciekawe, nie ma bolców, tylko otwory, bolce umieszczone są na ściance kolumny, co może nie podnosi estetyki kolumn, ale za to skutecznie chroni przed powszechnym zjawiskiem, jakim jest wyłamywanie bolców z maskownic. Na szczęście bolce są czarne i zlewają się ze ściankami kolumn, ale i bez nich BL30 należałyby do kolumn, które ładniej wyglądają z maskownicami niż bez.

 

0LGXXx.jpg

 

 

Z tyłu dwie pary gniazd połączeniowych do przewodów głośnikowych, przystosowane do biampingu, ale oczywiście wyposażone w zworki umożliwiające zasilanie pojedynczym kablem.

Przewody głośnikowe można przykręcić albo wykorzystać do wtyków bananowych. Moje kable głośnikowe miały wtyki bananowe Prolink TBC-052, więc je wykorzystałem, bez sprawdzania solidności mocowań gwintowanych, które jednak na pierwszy rzut oka wyglądały nieźle.

 

0uVTTJ.jpg

 

Nad gniazdami głośnikowymi w kolumnie BL30 umieszczony jest otwór bass refleksu, co oznacza jednocześnie, że tych kolumn przytulać do ścian nie należy i potrzebują minimum półmetrowej przestrzeni za plecami. To może stanowić pewien problem dla słuchaczy nie dysponujących dużą przestrzenią i co mniejsze pomieszczenia mogą dać się „zagracić”.

Pod tym względem dużo praktyczniejsze są rozwiązania z otworem bass refleksu z przodu.

 

W podstawy kolumn wkręcane są od dołu solidne kolce blokowane nakrętkami z góry.

Do regulacji prostsze byłoby zastosowanie kolców wkręcanych od góry, z wkręcanymi od dołu było znacznie więcej zachodu.

Kolce wykonane są solidnie i nie ma obawy, że - jak często się zdarza w tej grupie cenowej – cienkie i delikatne końcówki kolców mogłyby się łatwo wygiąć.

Ponieważ razem z moimi starymi podłogówkami wywędrowały z domu granitowe podstawki, więc dla ochrony drewnianej podłogi przed kolcami kolumn musiałem zastosować proste, acz całkiem skuteczne rozwiązanie w postaci … jednogroszówek.

 

bG9zmK.jpg

 

Kolumny mają prawie 90 cm wysokości, ale przy szerokości 20 cm wydają się dość zgrabną, optycznie lekką konstrukcją. Czarny kolor sprawia, że dość łatwo dopasowują się do pozostałych sprzętów w pomieszczeniu, o co trudno, gdy próbujemy dopasować do siebie elementy z drewnianym wykończeniem w kolorze czereśni, dębu i tym podobnych. W moim przypadku kolumny ładnie zgrały się z czereśniową komodą posiadającą pionowe czarne wstawki.

 

zx0PJr.jpg

 

Po zmontowaniu, podłączeniu i rozstawieniu kolumn, nadszedł czas na właściwy test – czyli Muzykę!

 

Rozpocząłem od płyty Massive Atrack – Protection.

Celowo wybrałem na początek płytę nagraną z dużą zawartością basu, która w samochodzie zwykła mi rolować skarpetki i wzbudzać wibracje nawet w dobrze spasowanej desce rozdzielczej…

Przygotowałem się na masowanie żołądka dużą porcją basu, a tymczasem kolumny zagrały sprężyście, dynamicznie, owszem – z basem, ale z bardzo krótkim, dobrze kontrolowanym.

Bardzo dobrze oddane średnie dźwięki, wysokie mocno, ale czysto i bez sybilantów.

Bez dominującego basu, bez schodzenia – w sumie też zabrzmiało ładnie.

 

Ale kurczę - gdzie te basy?!

 

Zagadka wyjaśniła się w dalszym ciągu testu…

 

Dire Straits – On Every Street.

Płyta znana z bardzo wyeksponowanych gitar zagrała bardzo dynamicznie.

„When It Comes To You” – mięsiście, czysto, dużo środka, wysokie tony wyraźne, ale nie za ostre.

„You And Your Friend” – Soczysta, wyraźna gitara, czytelne talerze i przeszkadzajki. Bas krótki, ale wystarczająco ciągnięty dla utrzymania więzi z kołyszącym tłem. Klawisze dyskretne, nie dominują – piękne tło.

„Freehand” – wyraźna gitara i szelest przesuwanych palców po gryfie, krótki mocny bas, dyskretne klawisze, słyszalne w tle grzmoty nadciągającej burzy zostały bardzo dobrze przeniesione.

„Ticket to Heaven” – bogato, przestrzennie, soczyście, pluskająco. Tło klawiszowe z imitacją smyczków bardzo wyraziście.

 

Diana Krall – The Very Best

„‘wonderful” – bardzo szczegółowo przeniesione talerze, miotełki, cykadełka – czysto, szczegółowo, wyraźnie, bez kłucia. Smyczki w tle, mięciutki fortepian. Wyraźny środek, wycofany bas.

„Peel Me a Grape” – utwór bardzo akustyczny, wyraźny kontrabas, fortepian, gitara elektryczna jako tło, bez perkusji. Czyściutko, przejrzyście, ale trochę chłodno, wręcz smutno.

„Pick Yourself Up” – czyściutki wokal na pierwszym planie, nastrojowe smyczki w tle, mięciutki fortepian, miotełki perkusisty dyskretne, ale czytelne.

„The Look Of Love” – szerokie tło, szczoteczki, talerze, pukadełka, bardzo precyzyjnie oddane , nastrojowe smyczki w tle, wokal wyraźny, czysty, ale nie dominuje.

„Lets Face the Music and Dance” – dominuje wokal, czyściutka perkusja, pełne smyczki

“Little Girl Blue” – Pełna wiolonczela, dyskretny fortepian, wokal pierwszoplanowy, ale nie zagłusza reszty.

„Fly me to the moon” (live) – fortepian wyraźny, z przepięknym solo fortepianu i elektrycznej gitary, wyraźnie odczuwalna atmosfera salki koncertowej.

 

Pink Floyd – Meddle (remaster 2013)

„One Of These Days” - Wyraźny “wiatr” I inne sztuczne szumy, mięsisty bas, uderzenia klawiszy nie straszą ale pięknie i miękko wchodzą. Słychać floydowskie niuanse i kombinacje. Bas wyraźny, góra lekko zaokrąglona.

„Echoes” – Uderzenia klawiszy uderzają w kompletnej ciszy, ostro i wyraźnie, wyraźnie przytłumiona gitara i klawisze, miękki bas. Wokale czyste, wyraźne ale nie dominują. Słychać niuanse. Szczegółowość, gitary, perkusja. Szeroka scena.

Przerażające nawoływanie gitar, ptaki. Od 17 minuty narastanie wszystkiego, bardzo wyraźne gitary, klawisze, perkusja, a szczególnie precyzyjnie słychać talerze. Perkusja sypie rzęsiście. Perlisty dialog klawiszy z gitarą. Wszystko oddane bardzo wiernie, z dużą dynamiką.

 

King Crimson – Red

„Red” – Spodziewałem się nokautu, zapiąłem pasy. Ściana dźwięków, zlewają się, wyraźna perkusja ale bas mało wyraźny – ginie, słabuje, skrada się – nie ma łomotu, jest słaby puls.

Potem wyraźniejsza imitacja wiolonczeli i bas. Ściana dźwięków, dużo średnich.

„Fallen Angel” – Wokal czyściutki, wyraźna gitara, perkusja, szeroka baza z wycofanymi klawiszami, przepycha się imitacja klarnetu i puzonu. Szczegółowo w refrenie – słyszane pomimo ściany dźwięków.

„One more red nightmare” – Mamy marsz gitar z bogatą paletą kolorów. Mimo takiego tytułu nie straszy, gitary grają szczegółowo, wyraźna perkusja. Mimo tego, że znam utwór od lat, usłyszałem kilka całkiem „nowych” dźwięków.

 

W poszukiwaniu utraconych basów przestawiam kolumny bliżej ściany…

 

„Starless” – Bas mocniejszy, ale nadal skrócony, nie ciągnie się i nie dudni, duża szczegółowość, wyraźnie słyszane krimzonowskie przeszkadzajki. „Smyczki” bardzo wyraźne w tle. Wokal wycofany, dominują klawisze. Środkowa „zwrotka” instrumentalna i improwizacja zagrała bardzo szczegółowo. Trójkąty i pukadełka myszkują.

 

Judas Priest – British Steel

Tak jak przy Massive Attack liczyłem na masaż basem, tak przy Judas Priest oczekiwałem sponiewierania, łomotu i innych szkodliwych podniet.

A tymczasem…

 

„Rage” – sucho płasko, bas za krótki – nie do zaakceptowania. Pamiętam tę płytę graną na tonsilowskich podłogówkach klasy Bum-Cyk i wtedy miałem, co chciałem…

 

Odsuwam kolumny 1 metr od ściany…

 

Nadal mało basu, ale na szczęście równo, stabilnie, scena nieźle szeroka, choć trochę za sucho.

 

Black Sabbath – Sabbath Bloody Sabbath

Ostatnia szansa na szkodliwe podniety…

Zagrało szczegółowo, czysto, ale … tak – zgadliście - mało basu!

 

I tyle łomotu…

 

Mile Davies – Sketches Of Spain

Bardzo szczegółowo, słucha się bardzo przyjemnie, mimo delikatnego szumu (nagranie z lat sześćdziesiątych), szeroko i perliście. Gdy wchodzą dęte robi się naprawdę potężnie, wręcz drapieżnie. Trąbka Milesa pieści w całym „swoim” zakresie.

Na granicy przesterowania, ale zaokrąglona góra pomaga, szelest perkusji kojący.

 

Miles Davis – In A Silent Way.

Podobnie, jak w „Sketches Of Spain” przyjemnie i „analogowo” ciepło.

Szczegółowo, perliście, trąbka pokazuje, co ma najlepszego. Góra perkusji odrobinę przygaszona.

 

Led Zeppelin – Celebration Day (2007)

Zapis pierwszego po wielu latach przerwy wspólnego grania legendarnego zespołu. Koncert z 2007 roku wydany dopiero kilka lat później na kompakcie, winylu i Blu-rayu.

Zagrany po staremu, zmasterowany po nowemu. Niestety.

 

„Kashmir” – Bas szczególnie potężnie uwypuklony w masteringu miał przyjemnie zagrać na przenośnych odtwarzaczach i boomboxach. Na mocnym sprzęcie miał mocno łupnąć.

BL30-ki ten agresywny bas uspokajają, słychać jego mocne pulsowanie, ale nie zabija. Kolumny bezlitośnie obnażają kiepski mastering. Efekt przyzwoity, ale spodziewałem się nokautu.

„Dazed And Confused” – Jeśli w tym utworze brakuje basu, to znaczy, że nie słychać połowy muzyki! A w moim odsłuchu basu jednak brakuje. Wokal na granicy przesterowania/przedobrzenia, zaokrąglona góra kolumn ratuje odsłuch przed klęską.

 

Tonący brzytwy się chwyta, a chwyciłem się ostatniej szansy – profesjonalnego, 24-bitowego ripu wersji wydanej na winylu. I faktycznie – zagrało równiej, pełniej, mniej agresywnie, bardziej „analogowo”. Chyba jednak wersje winylowe są masterowane inaczej od kompaktowych – może ze względu na fizyczne ograniczenia igły gramofonowej nie podbija się górnego fragmentu pasma?

 

Led Zeppelin – III (Remaster 2013)

„Since I’ve Been Loving You” – w 2013 roku Jimi Page przygotowując nowy mastering legendarnej „Trójki”, postanowił wyciąć irytujący odgłos piszczącej stopki perkusji, która była cechą charakterystyczną tego utworu przez dekady. Efekt wycięcia okazał się dla mnie bardziej irytujący niż sama piszcząca stopka, do której się przyzwyczaiłem, a może nawet polubiłem. Na testowanych kolumnach zbyt wyraźnie słyszałem „echa” piszczącej stopki, poukrywane w reszcie instrumentów, tle i fragmentach wokalu. Pierwsza zasada to nie szkodzić, najwyraźniej nie została tu uwzględniona…

 

Beethoven – Koncert Skrzypcowy D-dur op. 61

Trudno znaleźć nie tylko w tej klasie cenowej kolumny, które doskonale poradziłyby sobie z tak trudnym zadaniem, jak orkiestra symfoniczna. Jednak BL30-ki zachowały się całkiem przyzwoicie. Zaoferowały dużą dynamikę, pełny zakres instrumentów, nie brakowało nawet niskich dźwięków. A gdy po orkiestrowym wstępie zabrzmiały wreszcie skrzypce Josefa Suka, można było odpłynąć.

Jasno, szeroko, wyraźnie.

Josef Suk z orkiestrą Academy of St. Martin-in-the Fields pod dyrekcją Sir Neville’a Marriner’a zafundowali mi piękny wieczór w filharmonii!

 

Podsumowując muszę przyznać, że mimo uniesień i upadków mojego nastroju w ciągu całego testu, muszę oddać producentowi BL30-tek należny szacunek. Brak basu, na jaki utyskiwałem podczas odsłuchu Judas Priest, Led Zeppelin czy Massive Attack miał źródło nie w złej konstrukcji kolumn, ale w … anemii prądowej mojego obecnego wzmacniacza.

 

Wspominałem, że przed laty wyjechały z mojego domu podłogówki zastąpione monitorami Infinity, ale nie zdradziłem, ze wyjechał też wzmacniacz Denon PMA-915R, który potrafił przedmuchać kanały przy pomocy 130 W, a mizerotka, która go zastąpiła (PMA-500AE), daje radę tylko z monitorami i słuchawkami.

 

Podłączenie PMA-710AE rozwiało wszelkie wątpliwości…

 

Kto chce poszaleć, musi zapewnić sobie wzmacniacz z lepszym zasilaczem niż 45W przy 8 ohmach impedancji kolumn. Niby na wczasy można pojechać z rodziną i maluchem, ale…

 

Kolumny Melodiki BL30 mają wszystko „na swoim miejscu” – zapewniają szerokie pasmo, dynamikę, szczegółowość. Wyglądem potrafią rozbroić nawet niechętne „zagracaniu” mieszkania kobiety, a brzmienie dopełni resztę.

 

Producent otworzył się także na słuchaczy, którzy nie dysponując mocnym sprzętem, potrafią cieszyć się pięknym dźwiękiem a ewentualne niedobory niskich dźwięków występujące przy głośnym słuchaniu agresywnego rocka, korygować przysunięciem kolumn bliżej ścian lub w ostateczności korektą barwy przedwzmacniacza.

W połączeniu z optycznie lekką konstrukcją, niemal luksusowym wyglądem, daje to szansę na akceptację kolumn podłogowych tam, gdzie „dozwolone” były co najwyżej monitory.

 

Pozwalają nawet na to, co umożliwiają tatusiom rodzinne kombi z mocniejszym silnikiem – od czasu do czasu poczuć w sobie zwierzę…

 

Zapaść się w wygodnym fotelu, zapalić cygaro, nalać coś szkodliwego do szklanki i … jazda! :-)

Plusy:
  • + Znakomity wygląd - lakier fortepianowy na podstawach, dolnych i górnych częściach.<br />Smukła konstrukcja - wpasują się nawet w małe pomieszczenia.<br />Solidna konstrukcja, dobrze spasowane, grube kolce, dobry zakres regulacji.<br />Szeroki zakres częstotliwości, szczegółowość, dobrze radzą sobie ze wszystkimi gatunkami muzyki, nawet z orkiestrą symfoniczną, choć największy popis dają w muzyce jazzowej.
Minusy:
  • - Przy tego typu sprzęcie trudno uznać to za minus, ale wymagają wzmacniacza o mocy większej niż 45W przy impedancji 8 Ohmów - zasilacz musi być wydajny, inaczej czasem zabraknie basów.
Jak długo posiadasz oceniany sprzęt?: krócej niż 1 miesiąc
Gdzie kupiłeś/aś oceniany sprzęt?: Egzemplarze dostarczone przez producenta do testów
Ile zapłaciłeś/aś?: 1800 zł - wartość testowanego sprzętu
Dlaczego wybrałeś/aś ten sprzęt?: Zaciekawił mnie wygląd kolumn i przekonał do testów
Podaj zestaw w jakim używany jest oceniany sprzęt: Wzmacniacz Denon PMA-500AE<br />Odtwarzacz CD Denon DCD-625<br />Kable audio Klotz<br />Kable głośnikowe - zwykłe, grube, miedziane
  • Jak oceniasz sprzęt pod względem wartość/cena?:
  • Jaka jest Twoja ogólna ocena?:







×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.