Jest to wersja mkII gwoli ścisłości.
Tego cedeka słuchałem podpiętego pod dobrze mi znany wmak A50iR. Cóż, taki dźwięk może się podobać. Zwraca uwagę bardzo dobra stereofonia, instrumenty mają mnóstwa powietrza wokół siebie, średnica jest z oddechem w sumie dość zwiewna. Jest bardzo dużo blasku, góra idzie w stronę perlistości i to fajna cecha zwłaszcza że CD unika natarczywego i metalicznego nalotu.
Dziwi w związku z powyższym nieco pogrubiony bas, troszeczkę nie pasujący do reszty towarzystwa. Nie żeby był jakiś przesadnie rozlazły ale jest go nadspodziewanie dużo. Ba, nawet słynące z oszczędności na tym polu Yary, przestały się krępować. Niemniej bas jest sprężysty i w sumie plastyczny, jednak bardziej „większy” niż „głębszy”.
I niestety przychodzi czas na analityczność która powoduje dysklasyfikację. Gdybym zdecydował się na zakup to natychmiast musiałbym wyrzucić z połowę płyt a w tym „wish you were here” Floydów, natomiast żadna siła, a tym bardziej odtwarzacz mnie do tego nie zmusi. Co chwila słychać było jakieś cyknięcie, komuś się czknęło, ktoś się potknął, dla mnie koszmar absolutny. Szeleszczenie, gwizdy pełną gębą. Pewnie z wydawnictwami typu Czesky Records to jest miód i w ogóle. Cóż. Jednak nie dla mnie i moich płyt. Może i da się to wyeliminować jakimś mulącym kablem lub cieplejszymi kolumnami ale i tak po prostu 50-tka jest sędzią i katem w jednej osobie.
Na dodatek wszystkiego ten cedek był jakiś naładowany elektrostatycznie i co do niego podchodziłem to kopał mnie łobuz prądem. Chyba mnie nie polubił. Ja jego też niespecjalnie :)