Harbethty P3ESR posiadam raptem od tygodnia,ale wywarły na mnie tak piorunujące wrażenie że postanowiłem podzielić się pierwszymi wrażeniami.Kupiłem je zupełnie w ciemno,bez wcześniejszego odsłuchu i przyznam że miałem pewne obawy,czy aby nie będzie rozczarowania.Nie jest w końcu regułą,że świetne recenzje w prasie audiofilskiej,czy internecie,zawsze sprawdzają się w realu.Odsłuch Harbethów szybko zweryfikował moje obawy.Już od pierwszej sekundy wiedziałem że to monitory mojego życia.Te maleńkie,niezbyt urodziwe,przypominające trochę pudełka po butach skrzyneczki mają niesamowity potencjał.Nigdy nie przypuszczałem że w 14 metrowej klitce kiedykolwiek doświadczę muzycznej nirwany.Mają niezwykle spójne,pozbawione podbarwień brzmienie z świetną stereofonią i wręcz trójwymiarowym obrazem muzycznym. Oczywiście maleńkie rozmiary skrzyneczek w zamkniętej obudowie oznaczają brak głębokiego basu,chociaż i tutaj potrafią zaskoczyć.Prawdą jest że Harbethy niezbyt dobrze sprawdzają się w ciężkim rocku czy heavy metalu,są po prostu stworzone do jazzu czy klasyki.Można je odsłuchiwać na różnych poziomach głośności,również bardzo cicho z dobra dynamiką ,co w blokowisku jest zaletą nie do przecenienia.
Alan Shaw wykonał świetną robotę,wielki szacunek dla niego.
Jestem przekonany że jest to jeden z najlepszych monitorów na świecie,bez względu na cenę z zaznaczeniem do małych pomieszczeń.
Na koniec przesyłam serdeczne pozdrowienia dla sympatyków tej zacnej marki.