Skocz do zawartości

Opinie o sprzęcie

5757 opinie sprzęt

Wireworld Mini Eclipse 8

Wireworldy przyjechały na wypróbowanie na 14 dni już z oryginalną konfekcją posrebrzaną. Wtyki bananowe okazały się ciasne, a opakowanie – bez szału, ale dobrze zabezpieczające kabelki jest wygodne i praktyczne. Wtyków posrebrzanych nie dotykałem, by nie zostawiać swojego potu i różnistych, bo srebro tego nie lubi… Odpiąłem więc moje Tara Labs Prism Omni ST Bi-Wire i podłączyłem Wireworld Mini Eclipse 8. Na twarzy pojawiło się zniesmaczenie, kolumny BMN Berges 3 po prostu przestały grać… od razu telefon do konstruktora kolumn i usłyszałem „kable muszą trochę pograć”, a ja z terminem 14 dni, bo kasa już spora – jak dla mnie – a tu taki dziwny dźwięk. Więc grały sobie po kilka godzin dziennie, a nawet po kilkanaście czasami. 0-35 godzin słuchania - Pierwsze tony były jak z mini wieżyczki za tysiaka…(hehehe) Ale ja cierpliwie słuchałem i kręciłem nosem. Po około 9-10 godzinach plastikowego dźwięku pojawił się bas, jaki – całkiem spory! Bergesy 3 jeszcze tak nie schodziły z taką kontrolą… Bas zaczął być bardziej różnorodny, niż w Tara Labs, schodził troszkę niżej i zdecydowanie było go więcej w górnych jego rejestrach. Reszta pasma nadal plastikowa, tzn. średnica jakaś przygaszona i w okolicy pomiędzy głośnikami, a soprany, jak z zza koca (jak z tanich kabelków). Tony w niższych rejestrach zaczęły coraz więcej sobie poczynać i to było ciekawe doświadczenie, bo Prism Omni był szczuplejszy w prezentację górnego basu. Blusik i jazz grały ciekawiej, rock naprawdę dobrze, gitary i perkusję ponownie odkrywałem, ale najwięcej zmian w basie było w instrumentach naturalnych. To zaczęło być ciekawe brzmienie od średnicy w dół. 35-70 godzin słuchania - Bas przygasł i pojawiło się dużo zmian w sopranach, normalnie nie mogłem uwierzyć i musiałem sprawdzić, czy Żona nie pokręciła czegoś w potencjometrach – bo słuchamy też poza Direct. Blachy zaczęły nareszcie być słyszalne i scena się powiększyła oraz głębia. Ta przestrzeń nawet zaczęła mi się podobać, ale gdzie podział się bas??? Znowu telefon i zapewnienie, że „muszą jeszcze trochę pograć”. Kurde, termin 14 dni już się zbliża, a tu takie sobie efekty… Po kolejnej rozmowie uzgodniliśmy kolejne 14 dni czasu na pogranie kabelków. W między czasie przepinałem Tara Labs i tam było całe pasmo, ale jednak już różnica w sopranach była na korzyść Wireworlda. Przeróżne przeszkadzajki, trójkąty i inne wysokie rejestry grały ostrzej i zdecydowaniej, ale subtelniej, średnica nadal była taka sobie, ale ciekawsza niż w poprzednich kabelkach. 70-160 godzin słuchania - No i zaczęło się wreszcie robić ciekawiej. Najpierw pojawiła się dolna średnica i górny bas. Po jakimś czasie bas powrócił, a soprany pozostały, ale wszystkie te tony dostały takiej swobody, lekkości i subtelności. Żona do tej pory nie chciała słyszeć o tych kablach, no chyba, że za stówkę… (sic!). W miarę dalszego słuchania byłem coraz milej zaskakiwany dźwiękami z BMNów podłączonymi Mini Eclipse 8. Nie sądziłem, że czas może mieć aż takie znaczenie w prezentacji dźwięków płynących z kolumn poprzez kabelki – a jednak. Wszystkie dotychczasowe doznania przestały mieć znaczenie, bo teraz te kabelki zaczęły grać coraz ciekawiej. Każde tony, które kolumny prezentowały zaczęły zaskakiwać, miałem wrażenie, że zmieniłem coś w torze poza kabelkami, np. wzmacniacz lub CDka, czy Interkonekty, a to „tylko” kabelki sobie pograły kilka tygodni i już banan zaczął pojawiać się na twarzy!!! Scena, przestrzeń, muzykalność była taka swobodna, że słuchało się muzyki z przyjemnością. Każdy ton był bogatszy, barwniejszy, różnorodniejszy i odpowiednio wyważony. Całe pasmo prezentowane z BMNów pokazywało, na co stać te kolumny przy już tak budżetowym sprzęcie. Co prawda dwadzieścia lat temu by trzeba było położyć około 6k PLN za te klocki, ale sprzęcik działa do dzisiaj. 160 godzin słuchania do teraz - Ostatnio usłyszałem od Żony, że choć te kabelki – jak dla Nas nie są tanie – to bardzo spodobało się ich granie i jeszcze częściej razem słuchamy muzyki płynącej z głośników. Bas pojawia się w takiej ilości, że nie sposób powiedzieć czegokolwiek, bo kiedy trzeba, to potrafi tak zamruczeć, jak Mustang po tuningu. Średnica i jej prezentacja jest lekka, swobodna z dużą informacją w przestrzeni i scenie dźwięków, wokale są rewelacyjne, instrumentów ogrom pojawia się wszędzie, a soprany jeszcze bardziej się wyostrzyły. Każde tony są bardzo słyszalne i w odpowiedniej ilości się prezentują. Kolumny nie dudnią, nie krzyczą i nie piaszczą. Wszystko jest mega kontrolowane, bardzo bogate, acz subtelne i niby delikatne. Nie często zdarzało się Żonie włączać sobie sprzęt w dużym, by posłuchać tylko muzyki, tak siedząc po środku i tylko słuchać – przeważnie zawsze coś robiła innego i słuchała obok… To świadczy o tym, że BMNy z tymi przewodami zaczęły grać dźwiękami bardzo poważnie brzmiącymi, na bardzo wysokim poziomie i bardzo zadowalającymi pomimo skromnej elektroniki towarzyszącej. Te kabelki są bardzo uniwersalne i zapewne z dobrym sprzętem potrafią zaskoczyć jeszcze bardziej.


Dali 450

Bardzo dobre kolumny.Dzwięk jest ciepły,nie meczący,można słuchać godzinami.Bardzo dobra również dynamika


BMN F2

Jestem szczęśliwcem,że trafiłem na firmę P. Bogdana BMN.Okazało się strzałem w dziesiątkę!. Kolumny wygladają pięknie i tak samo się prezentują,a co najważniejsze mają duszę. Grają nie jak za niecałe 3 tys.a jak za co najmniej 10 tyś. W TYM STWIERDZENIU NIE MA ŻADNEJ PRZESADY !!!. Wczesniej szukałem kolumn po salonach,sklepach,jakies śmieszne odsłuchy...(do 4 tyś zł)... Wszystkie jakie słuchałem...grały,ale bez entuzjazmu. U Pana Bogdana BMN kupiłem prawie w ciemno,bo juz byłem zdesperowany tym wszystkim co jest na rynku.Do 4-5 tyś na nic nie mogłem się zdecydować,...wszystko grało podobnie i bez entuzjazmu,dynamiki,jaj.Na droższe za 10 tys to mnie nie stać,a nawet bym tyle nie wydał,bo mam inne ważniejsze wydatki. Zdecydowałem się na BMN po wpisach na forach-WSZYSTKIE BARDZO POZYTYWNE I CHWALONE,aczkolwiek również z pewną rezerwą ,bo wiadomo...różnie ludzie piszą. W DOMU PRZEŻYŁEM SZOK....!!!.Jak kolumny za 2900 zł moga tak grać?!..... Grają przepięknie....pełnym pasmem,wszystkie tony sa na miejscu. We wszystkich budzetowych jakie miałem słuchałem albo bas dudniący,albo srednica wycofana lub męcząca góra. Wcześniej sugerowałem sie testami kolumn dostępne w necie przeprowadzane przez fachowców....hm....jakoś zapomniałem o tym,że te wszystkie testy są robione na zamówienie przez daną firmę...w żadnym przypadku nie było mowy,że któreś źle grają...Wszystkie dobre...JEDNA WIELKA BZDURA !!! WIELKI SZACUNEK DLA FIRMY BMN....JAK KTOŚ SZANUJE SWOJE PIENIĄDZE I CHCE DOBRE KOLUMNY ZA PRZYZWOITE PIENIĄDZE-TO TYLKO BMN-y....Za 3-4 tyś dostaniecie kolumny co w salonach kosztują ponad 10 tyś. MOIM ZDANIEM KOLUMNY BMN LEPIEJ SIĘ PREZENTUJĄ NIŻ TE SKLEPOWE WYNALAZKI.....SĄ STONOWANE BEZ UDZIWNIEŃ, A ZARAZEM AGRESYWNE Z WYGLĄDU.


Accuphase DP-550

Test 4 odtwarzaczy CD: Accuphase DP-430, Accuphase DP-550, Ayon CD-10, Marantz SA-10   Witam wszystkich serdecznie i pozwalam sobie przedstawić własną ocenę brzmienia czterech odtwarzaczy, jakie miałem okazję przetestować w ostatnich tygodniach. A mianowicie: Accuphase DP-430, Accuphase DP-550, Ayon CD-10 oraz Marantz SA-10. Wszystkie powyżej wymienione urządzenia testowałem wpinając we własny tor audio, - zatem znamy mi i osłuchany. Informacja ta jest o tyle ważna, ponieważ wnioski płynące z odsłuchu w zestawieniu z inną elektroniką czy przewodami, w niektórych aspektach brzmienia mogą dawać odczuwalną różnicę, jednak w większości przypadków, wnioski te powinny pokrywać się z tym, co ja zaobserwowałem.   Przechodząc jednak do testu. Rozpocząłem go od odsłuchu odtwarzaczy Accuphase z tym, że DP-430 poszedł na pierwszy ogień. Tego modelu byłem najbardziej ciekawy, z uwagi na jego obecną premierę w naszym kraju. Cóż można powiedzieć. Godziny mijały, a mi bardzo dobrze słuchało się muzyki z tego odtwarzacza. Nic nie zawiodło, nic nie uwierało. Reprodukowany przekaz jest gęsty, aksamitny. Wysokie tony są wyraźnie obecne, ale daleko im do natarczywości. Bas, mimo, iż jest mocny, z niektórymi utworami nieco podkreślony, nie rozlewa się. Tym rożni się od poprzedniej wersji - DP-410. Jest dobrze kontrolowany. Żaden z podzakresów nie wybijał się na pierwszy plan.   Fenomenalnie zabrzmiały utwory „What Is Love” czy „Who Are They”, śpiewane przez Ayo. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę z tego, że nawet takie płyty jak składanka – The Very Best Of Chrisa Rea, która pozostawia wiele do życzenia odnośnie jakości nagrania – w moim odczuciu jest mocno skompresowana, brzmiała całkiem strawie i słuchało się jej z dużym zaangażowaniem. Dźwięk odtwarzacza jest naturalny, a raczej naturalnie ciepły, tzn, pozbawiony nadmiernego dopalenia, – choć w porównaniu z Ayonem CD-10 jest „cieplej”, ale tylko odrobinę. Na Accuphase głos ludzki brzmi przyjemnie i bardzo naturalnie, bez różnicy, czy słuchamy męski czy kobiecy wokal. Dobrze ukazały to utwory z płyt Diany Krall - Quiet Nights, oraz Chrystiana Willsonha – Hold On – (płyta dwuwarstwowa SACD).   Z tej drugiej płyty, wyśmienicie oddana została barwa fortepianu i saksofonu. Również doskonale była rozłożona holografia instrumentów na scenie. Gdy grał saksofon, zawsze wychodził na pierwszy plan, wibrował, a fortepian, mimo, iż lekko cofnięty w tył, – co było słychać wyraźnie, stawał się jego doskonałym uzupełnieniem, obejmując swym dźwiękiem całe pomieszczenie. Do tego niekiedy przebijała się perkusja, informując, iż osadzona jest z tyłu, głęboko na scenie. W tym kontekście Ayon CD-10 grając ten sam utwór, przesuwał punkt ciężkości minimalnie wyżej, w kierunku wyższej średnicy. Dając odrobinę więcej powietrza. Zakres ten pokazując odważniej, głośniej, co w moim systemie delikatnie zostało zaznaczone, lecz nie wpływało negatywnie na średnicę i najwyższe rejestry oraz ogólny odbiór słuchanej muzyki. Góry wcale nie było więcej niż w DP-430, była za to inna. Ayon stawiał na skupienie dzwięku. A w Accuphase była gładsza, spokojniejsza. W pozostałych względach odtwarzana muzyka niczym się nie różniła. Obydwa odtwarzacze oferują podobny poziom szczgółowośći, barwy, nasycenia, szybkości i kontroli basu oraz jego masy.   Wracając jednak do Accuphase. Dźwięk odtwarzacza DP-430 oceniam wyżej niż poprzedniej wersji. Zachęcony odczuwalnym wzrostem jakości, postanowiłem jego dźwięk skonfrontować z dźwiękiem odtwarzacza tańszego, ale potrafiącego odtworzyć nagranie w SACD. Tak, aby porównać granie między tymi dwoma standardami. Idealnie do tego zadania nadawał się Marantza 11s3 oraz, tylko i wyłącznie dobrze zrealizowane płyty SACD, - takie, które nie są wyzbyte w czasie realizacji z mnogości barw i wybrzmień. Wnioski? Zaobserwowałem dwie różnice na niekorzyść DP-430, w porównaniu, z tym samym materiałem, odsłuchiwanym z tej samej płyty, ale odtwarzanej w standardzie SACD.   Różnice te przedstawię opierając się o odsłuch utworu „Keith Dont Go” Nilsa Lofgrena, z płyty Acoustic Love – (dwuwarstwowa SACD). Utwór ten pokazał różnicę, jaka jest miedzy warstwą SACD, a warstwą PCM. W tym przypadku DP-430 ustępował SA11s3. Wybrzmienia strun nie miały tego samego „body” tak jak przy „gęstszej warstwie” – jednak, podkreślam, różnica w tym zakresie była dosłownie minimalna. Odwracając powyższe. Każdy, kto słucha hybrydowe płyty SACD z SA-11s3 może uzyskać prawie tą samą jakość z warstwy PCM, ale słuchanej za pomocą DP-430 – i to niech wszystkim uświadomi jak dobrze gra Accuphase. Drugim zaobserwowanym wnioskiem, była różnica wybrzmień, szarpnięcia strun. W wersji PCM owszem niosły emocje, ale były wyraźniej ostre na krawędziach, co w pewien sposób zaburzało czystość przekazu w porównaniu z warstwą DSD. Należy jednak pamiętać, iż mówimy o wersji PCM z dwuwarstwowej, dobrze zrealizowanej płyty SACD. Porównanie Marantza SA-11s3 odtwarzającego standardowe krążki CD z Accuphase DP-430 nie ma sensu. Jakość przy tym pierwszym drastycznie spadała, dając obraz mniej barwny, mniej nasycony, po prostu płaski, bardziej wyblakły z prezentowanej palety barw droższego konkurenta. Jedynie płyty nagrywane przez niemiecką wytwórnię StosckFisch-Records jakoś się jeszcze broniły, nie deklasując tak znacznie obydwu odtwarzaczy między sobą.   Po przełożeniu opisywanej powyżej płyty do Ayona CD-10 i automatycznym wyborze SACD, dźwięk znów nabierał plastyczności i stawał się odrobinę gładszy. Mimo tej subtelnej różnicy, to był ten sam rodzaj przekazu, jak chwilę wcześniej z DP-430. Po zmianie płyty i powrocie do krążka Diany Krall - Quiet Nights (zwykłą płyta PCM), oraz przełączeniu Ayona w tryb pracy DSD 256, nie odczuwałem, żadnej wyrażanej różnicy względem reprodukcji tej płyty za pomocą DP-410. Niczego nie ubyło ani nie przybyło, a wyższa średnica nie zmieniała swego charakteru względem nagrań PCM odtwarzanych przez DP-410, jak i samego Ayona tyle, że bez usmaplingu.   Ayon ogólnie ma kilka wariantów pracy z krążków CD. Pomijając odczyt PCM i SADC, każda z tych warstw/płyt może być potraktowana usamplingiem do wartości DSD 128 lub DSD 256. Jednak to nie wszystko. Można również skorzystać z opcji filtr 1 oraz filtr 2, które wybiera się niezależnie od powyższego. Jeśli chodzi o zabawę między DSD 128 lub DSD 256 oraz filt1 i filt 2, nie słyszałem jakiejś istotnej różnicy. Może tak być, że nie wiedziałem, czego szukać, a może ustawienia te swoją przewagę pokazują na „jakiś” specyficznie nagranych płytach, nie wiem. Innym czynnikiem determinującym dźwięk, jest wygrzanie odtwarzacza. Dokonując własnego odsłuchu należy pamiętać, iż Ayon potrzebuje około 15-20 minut, aby przejść w optymalne warunki pracy.   Na tle powyższej dwójki Accuphase DP-550 zaprezentował się w sposób znacznie bardziej wysublimowany. Nadal względem DP-430 dostajemy to samo spójne brzmienie, a źródła pozorne mają duży wolumen. Oczywiście wpływ na to ma prowadzenie sekcji basowej, która jest duża i dobrze wypełniona. Jest dobrze scalona z średnicą i wyższymi rejestrami, które i w tym modelu, tak jak i w DP-430 odnotowują pewną miękkość, dając dźwięk naturalny i przyjemny, umożliwiający wielogodzinne słuchanie. Mimo tych podobieństw dźwięk jest jeszcze bardziej namacalny, prawdziwszy, z odczuwalnie niższymi zniekształceniami i większym spokojem. Spokój wynika z czystości przekazu i przejrzystości pozbawionej choćby śladu wyostrzeń. To dźwięk o wiele bardziej wyrafinowany od tańszych rywali i słychać to od pierwszej chwili.   Gdy puściłem utwory takie jak „Mercy Stret” czy „Biko” oraz „Signal To Noise” z płyty Live Blond, w wykonaniu Petera Gabriela i z udziałem orkiestry symfonicznej, urzekła mnie cisza tła, a w niej wybrzmienia wprowadzające w aurę koncertu. Odtwarzacz ten w porównaniu z tańszymi modelami o wiele sugestywniej oddaje spiętrzenie dźwięku, mikroinformacje czy dramaturgię. To, że jest to odtwarzacz z wysokiej pułki słychać przy każdym nagraniu. Accuphase DP-550 swoją największą siłę pokazał w muzyce, w której ciągle mi czegoś brakowało. Chodzi o odtwarzanie dużych składów orkiestrowych, chórów, muzyki symfonicznej lub popularnej, ale wykorzystującej tak zacne grono instrumentalne. Spokój, z jakim budowane są plany był bardzo wyczekiwany prze zemnie. Zapewne droższe odtwarzacze robią to jeszcze lepiej, ale w tym odtwarzaczu poszczególne dźwięki odklejały się od siebie by ukazać muzykę bardziej namacalną, bliższą temu jak chcemy ją odbierać i jak kojarzymy z dźwiękiem granym na żywo. Melodie utworu „La Fortuna” z dzieła symfonicznego Carmina Burana, kompozytora Carla Offa wbijał w fotel i nie pozwalał nawet na chwilę przerwy w przeżywaniu emocji, jakie zaszyte są w tym dziele. Podobne emocje przeżywałem słuchając Jana Kantego Pawluśkiewicza z kompozycjami takimi jak: „Ach, moje lasy”, „Ile biedy i Głodów”, „Błogosławmy Panu” czy „Góry Baszanu”.   Zaznaczę jeszcze jedno, Ayon CD-10 mimo, iż posiada skalowanie do DSD 256, nie osiągał powyższego poziomu reprodukcji. Accuphase DP-550 ten rodzaj muzyki i każdy inny, mimo pewnej kremowości, odtwarzał naturalniej.   Ostatnim odsłuchiwanym urządzeniem był Marant SA-10. Razem z Accuphase DP-550 to najdroższy odtwarzacz testu. Granie obydwu playerów porównywałem miedzy sobą przez kilka dni tak, aby mieć 100% pewność, co do różnic w dźwięku, a nawet klasy jakościowej. Muszę stwierdzić, że Marantz grał na tym samym poziomie jakościowym, co Accuphase DP-550. W wielu aspektach odtwarzacze te oferowały ten sam rodzaj przekazu, występowały tez różnice. SA-10 w porównaniu do DP-550, to urządzenie niewiele, ale bardziej rozdzielcze. Proszę, pamiętać, że są to różnice minimalne, a nie na zasadzie „znacznie gorzej”, „znacznie lepiej”. Dobrze uchwyciły to utwory, których realizacja odbywała się w miejscach z publicznością. Tak jak, np. Nieszpory Ludzmierskie zarejestrowane w Kościele Św. Katarzyny w Krakowie. Pogłos kościoła był bardziej wyczuwalny, a z nim każde kaszlnięcie, przytup czy chrząknięcie muzyków z orkiestry. Przy odtwarzaniu innego rodzaju muzyki też można było to zaobserwować. Utwory takie jak „Unrevealed” czy „Reveal” z płyty The Made History zespołu Bliss. Miały wyraźniej zaznaczone mikroinformacje w przestrzeni.   Oczywiście Accuphase również ukazywał powyższe, ale nieznaczne wycofanie wyższej średnicy i góry wpływało na mniejszą wyrazistość niż ta, w jakiej osadzone było granie Marantz. I nie mogę powiedzieć, że owa rozdzielczość Marantza osiągana byłą przez, np. przesunięcie środka ciężkości w górę. Nie ma również mowy o pogorszeniu wypełnienia i gęstości dźwięków. To nawet była cecha wspólna. Obydwa urządzenia posiadały ten sama poziom nasycenia oraz barwy dźwięku. Przejrzystość faktur, bogactwo barw, przestrzeń oraz głębia stanowią podstawę do prawidłowego budowania sceny. Dzięki zaobserwowanym różnicą, doskonale było słychach jak budowana jest scena przez te dwa odtwarzacze. DP-550 budował obraz sceny w tył, od linii głośników, Marantz natomiast pozostawał na tej linii, niekiedy wychodząc przed nią. DP-550 pokazuje szczegóły w sposób subtelny, przyciąga pewnego rodzaju miękkością i brakiem wyostrzeń. SA-10 szczegóły przedstawia w bardziej efektowny, dźwięczny sposób.   Jeśli miałbym posłużyć się skalą zdjętą z linijki szkolnej, do porównania tego zjawiska i określić prostopadłą linię na linijce, gdzie linia ta będzie punktem neutralnym i określającym kierunki, co do dźwięku, z brakiem wyostrzenia, oraz po przekroczeniu jej, kierunek z dźwiękiem akcentującym sybilanty, a idąc dalej dźwiękiem wyostrzonym. To Accuphase grał po lewej stronie i na milimetr przed tą „linią”, niekiedy (przy niektórych nagraniach), wchodząc na ta linie. Marantz grał cały czas na tej „linii” i często wychodził w prawo na jeden milimetr od tej „lini”. To informacja bardzo ważna dla wszystkich tych, którzy mają swój „tor odsłuchowy” dość neutralny lub lekko rozjaśniony. Wtedy przy Marantzu będzie się musiało trochę pogimnastykować w odszukaniu „złotego środka”.   Bas. Jeśli chodzi szczegółowość, obydwa odtwarzacze wyznaczają ten sam poziom rozdzielczości na niniejszym zakresie dźwięku. Budowany obraz jest plastyczny, pełny i równie energetyczny jak środek pasma. SA- 10, mimo, iż ma to samo zabarwienie, co DP-550, ma jednak przewagę w większej mięsistości, połączonej ze sprężystością. Jest również bardziej zwarty, co daje większe złudzenie pulsowania rytmu. Natomiast Accuphase daje bas bardziej zaokrąglony.


Krell KAV 300i

za cenę 5000 dzisiaj nie kupisz nic lepszego, porównania do innych producentów w tej cenie to po prostu strata czasu. Model z dużą literą "K"czyli starszy gra lepiej co nie znaczy że nowszy jest zły. Za to testowany S 300i którego specjalnie dokupiłem na potrzeby testu wybrałbym na końcu.Jest za bardzo podkoloryzowany co jest dla mnie dalekie od prawdy. Numer 1 bezkonkurencyjny jest Kav 400i , ten wzmacniacz to nie drzwi do hi-end ale już rasowy hi-end.Najbardziej neutralny z magiczny oddaniem sceny i całości przekazu, trochę do niego zbliżony jest starszy model kav 300i ale tylko zbliżony. Dla naiwnych info: porównywanie Krella ze wzmacniaczami brytyjskimi czy skandynawskimi lub japońskimi nie ma żadnego sensu, jest ogólna przepaść.Przez 37 lat przez moje ręce przeszły setki wzmacniaczy gdyż kiedyś woziłem je od sąsiadów.Albo chcesz mieć hi-end albo musisz udawać i nic nie poradzę na to że konstrukcje z U.S.A są dużo lepsze (carver hafler levinson gas/sumo). Wybór należy do Was


Linn Genki

Genki. Dzięki temu zakupowi nie szukam dalej CD w budżecie "używane do 2500 zł ". Jestem w domu. Kupuje muzykę. Genki zastąpił u mnie sprzęt z tej samej półki cenowej, tj. odtwarzacz Rotel RCD-991AE . Porównanie w tej 'opinii' będzie dotyczyło jeszcze jednego konkurenta "w podobnych pieniądzach": Naim CD5i. Ale po kolei. Linn mimo swoich filigranowych rozmiarów sprawia wrażenie bardzo dobrze wykonanego. Całość jest skromna (w dobrym tego słowa znaczeniu). Wyświetlacz czytelny i z wieloma funkcjami. Z rzadko spotykanych można wymienić wyświetlanie czasu pozostałego do zakończenia całej płyty czy też ... wygaszenia wyświetlacza (w tej opcji wyświetla tylko dwie kreseczki). Z tyłu znajdziemy dwa podwojne zwykłe  'outy' rca a także dwa podwójne 'outy' regulowane. To jest coś! Dla mnie, tzn. posiadacza Baltlaba Epoca 1v.3 bez pilota, to rozwiązanie doskonałe.  Głośnością steruje przy pomocy CD. Dodam tylko, że poczyniłem szereg prób aby porównać wyjścia zwykłe z regulowanymi - różnic w dźwięku brak. Z tylu znajdziemy również wyjście cyfrowe, które dla mnie było obligatoryjne, z racji podłączenia wzmacniacza słuchawkowego. Nadmieniam, że Rotel również posiadał wyjście cyfrowe (a nawet dwa: coax i optyczne), natomiast Naim - nie. Dźwięk. W/w Rotel rozkładał dźwięk na czynniki pierwsze, w sposób laboratoryjny. To jego zaleta i wada jednocześnie gdyż nie było mowy o cieple, czerni - jak zwał tak zwał. Linn ma tą czerń, tą analogową nutę lecz bez zatracenia konturów czy wycięcia basu. Scena jest  spójna - wiesz że niczego nie brakuje a każdy rejestr jest ukazany z tą samą atencją. Wspomniany Naim to wyjątkowe CD, doskonale do małych składów, jazzu, płyt stockfish, xrcd i innych realizatorskich majstersztyków - jednak nie jest tak uniwersalny jak Linn. Rotel nada się nieprzecietnie do muzyki elektronicznej (ja słuchałem Yello, Depeche Mode...). Linn Genki to ten zawodnik, który zaangażował mnie w słuchanie wszystkiego, a muszę  powiedzieć że na półce mam wiele gatunków muzyki. Jest on jednak po czarnej stronie mocy, tej cieplejsze i intymnej. Warto zauważyć że nawet słabsze realizacje są podane w sposób przyswajalny, nie kłujący w uszy. Genki posiada procesor HDCD, co przy wyborze było dla mnie istotne. Rotel również odtwarzal HDCD, natomiast Naim - nie. Koszt Naima z procesorem HDCD oraz wyjściem cyfrowym to już cenowa inna liga. 


Yamaha AX-10

Sprzęt pięknie wykonany, wspaniały przedni panel, doskonale pracujący selektor wejścia, precyzyjna metalowa gałka volume... Niestety wzmacniacz gra bardzo słabo. Jestem wielkim fanem sprzętu tej firmy, miałem wiele klocków tej marki... Od tanich konstrukcji po droższe modele... AX-450, AX-800, A-1020, A-1000 aż do A-S2000, który uważam za najlepszy wzmak tej firmy jaki miałem. Później trafił mi się Technics SU-V909, który w mojej opinii grał jeszcze lepiej niż A-S2000. Ponieważ dużo czasu spędzam w pracy postanowiłem Technicsa zaimportować do firmy a do domu kupić zestaw Yamaha AX-10.... Wzmacniacz ma sporą moc i ....nic poza tym... Dół mocno rozlany, nijaki... Średnica bardzo męcząca, wręcz atakująca napastliwie. Góry absolutny brak przy męczącym świszczeniu hihatów...Po dwóch godzinach cichego słuchania ból i szumy w uszach.... Wymiana kolumn na inne - wrażenia podobne... Wcisnąłem wzmak na próbę znajomemu, który co nieco już słyszał - ma podobne wrażenia. Rozebrałem, sprawdziłem elektronikę, wszystko oryginalne.... Brak zimnych lutów, przekonserwowałem potencjometry i przełączniki... Brak poprawy... To najgorszy wzmacniacz jaki miałem.


Luxman L-530

Przy zakupie LUXMANA L-530 Należy zwrócić uwagę na to czy był \"grzebany\" Niestety jest to zmora sprzętu vintage Jeśli ktoś zacznie dłubać w celu poprawienia dźwięku _Koniec Dlatego przed zakupem każdemu radzę aby sprawdził jakie są w nim tranzystory stopnia wyjściowego oryginalne to Fujitsu obecnie nie do kupienia. Jednak zamienniki można dostać ale urządzenie inaczej gra a i cena takiego LUXA spada o 600-800zł Polecam tylko z tranzystorami Fujitsu!!! Jeśli ktokolwiek ma możliwość zakupu LUXMANA L-530 Proszę kupować bez wahania!!!


Harman Kardon HK3270

Sprzęt całkiem dobry, grał sobie spokojnie, potężny dźwięk, niby 2x40W ale... trzeba było coś postawić na poprawiny, a że był w domu to sprawa rozwiązana. Były obawy czy podoła, sala 20m/30m, wysoka na ok 5m. Ludzie... jak ten sprzęt zagrał na kolumnach Arcus Domino, obawy prysły, impreza udana, szacunek dla tego ampli, już jest rodzynkiem który coraz trudniej zdobyć za coraz większe pieniądze.


JVC QL-7

JVC QL-7 to klasyczny już gramofon z końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. JVC rozpoczął produkcję w 1977 roku. Wersja amerykańska i europejska miała standardową plintę z płyty wiórowej pokrytą okleiną w kolorze czarnym.     Wersje japońskie miały plintę większą i cięższą, a także ładniejszą, bo w kolorach naturalnego drewna. Na napędzie DD widniał też napis "Victor".     Podstawą gramofonu był doskonały napęd Direct Drive o symbolu TT-71. Napęd jest minimalistyczny, ma jedynie sensory wyboru prędkości 33 i 45, stop oraz wyłącznik zasilania. System Quartz Lock dba o dokładność obrotów aluminiowego ciężkiego talerza. Dokładność obrotów jest nawet dziś po wielu latach wręcz doskonała i wciąż wynosi około 0,002%.     Ramię gramofonu typu S o symbolu UA-5045 ma wymienny headshell i regulację poziomowania headshella, regulację podnośnika windy oraz antyskatingu, rzecz jasna ciężaru nacisku, a także VTA.     Mój egzemplarz wymagał tylko porządnego wyczyszczenia i niewielkiego optycznego liftingu. Po włączeniu zaskoczyło mnie, że nawet po tylu latach nie ma ani śladu żadnych przydźwięków. Przy maksymalnym wzmocnieniu wzmacniacza jest w głośnikach cisza. Także wtedy, gdy włączony jest silnik i talerz się obraca. Dla porównania moja Rega pozwalała usłyszeć pracę silnika, podobnie zupełnie nowy Pro-ject Essentail II. Ramię jest dość trudne w ustawieniu, więc kalibracja wkładki pochłania trochę czasu, bo trzeba ustawić nie tylko ciężar i skalibrować wedle szablonu, ale też ustawić VTA, co jest najbardziej niewygodne i pracochłonne ze względu na usytuowanie śrub. Najlepiej mieć dostęp z tyłu gramofonu po zdjęciu pokrywy. Gramofon grał z Ortofonem FF15XE MK2 i Excelem ES70S. Na razie jeszcze nie kupiłem docelowej wkładki. Myślę o AT440MLA. Z rozmaitych portali aukcyjnych wynika, że pojawiający się QL-7 nawet w podłym stanie może liczyć na cenę około 1500 zł. Zadbany i odnowiony, szczególnie z dobrą plintą nawet kilka tysięcy. Sam napęd TT-71 choć podstawowy i pozbawiony wszelkiej automatyki bywa często bazą wręcz hajendowych konstrukcji.     Podsumowując, trafił mi się ten gramofon jak ślepej kurze ziarno, bo rzadko pojawia się na rynku wtórnym, i jestem niesamowicie z niego zadowolony.


AriniAudio SilverStarr

Opinia dotyczy wersji XLR. Niezwykle muzykalny, gładki, kremowy, komunikatywny przekaz. Plastyczny, rozdzielczy, bardzo naturalny, o bardzo dobrej barwie. Ogromna przyjemność długich odsłuchów, zwłaszcza wieczorową porą. W tej cenie nie znam niczego lepszego. Bezpośrednie porównania (jak niżej) pokazały, że konkurentów należy szukać pośród konstrukcji za PLN 1.500-2500. Jeśli chodzi o muzykalność, plastyczność i barwy, SilverStarr z powodzeniem odpiera ataki nawet znacznie droższej konkurencji. Bardzo starannie wykonany.


Vincent SV-233

Nie wiem skąd opinie jakby średnica byla zapaszczona w tym modelu,chyba ze ktos słuchał z głośnikami telewizyjnymi lub ma w tym swój cel.Wzmacniacz porównywałem z Krell 400 i Krel ten pojedynek przegral. Panuja u nas jakies uprzedzenia co do elektroniki z Chin cóż moze kiedys tym Krelo czy Accu manom oczy i uszy sie otworza. Piekny wyglad i wykonanie nie to co w 400ce. Długo by pisac jednak Chiny dzis sa gora-w koncu na dywanach w kosmos nie lataja.


Diora TOSCA 303

Spore zaskoczenie na plus. Sprzęt przyniesiony ze strychu. Niezłe brzmienie z szeroką stereofonią. Muzyka odrywa się od głośników. Dobra szczegółowość i masywny bass(pokrętła regulacji barwy ustawione na około 2). Długie słuchanie Toski nie męczy. Zauważyłem jedną rzecz, a mianowicie, że również odbiór gorzej nagranych kawałków jest przyjemny. Na innych wzmacniaczach ograniczałem się do utworów pasujących do ich charakterystyki i odpowiedniej jakości, a na krajowym produkcie z przyjemnością przejechałem cały worek z mp3. Model z 1985 roku (pieczątka z datą na wewnętrznej stronie panelu) z czarną skalą i frontem bez dodatkowych nadruków. Surowy, prosty wygląd przywodzi na myśl pierwszą połowę lat osiemdziesiątych i bardzo mi odpowiada. Słabe podświetlenie skali obniża funkcjonalność. Do wad dochodzą wycierające się napisy, odpadające ramki przycisków, brak precyzji potencjometrów. Tuner działa, ale wymaga remontu. Moc odpowiednia do sypialni lub niedużego salonu. Tosca pobiera 15-20 Watt. Dość uczciwy amplituner, pomimo swoich wad, warty zainteresowania i cen na aukcjach.


Rubicon RP 16

Zestaw Rubicon RP F/S/C zakupiłem na początku listopada br. w lubelskim Melomanie, przyzwoita obsługa, jednak kupując lepszy (czytaj droższy) sprzęt sądzę że zapewnili by wygodniejsze warunki odsłuchu ;) Kupując za gotówkę można się troszkę potargować, mi udało się z ceną zjechać z 1390 do 1250 PLN :) Porównianie: porównywałem podłogówki Rubicon RP 16 i Wharfedale Crystal 40. W tej cenie nie udało mi się znaleść nic rozsądniejszego. (oglądałem jeszcze M-Audio, ale tylko oglądałem... jakość wykonania, odstające maskownice, postrzępione krawędzie bass-reflex...) Wharfedale zaskoczyły mnie swoim dużym basem ze sporo płytszych pudełek jednak po zapuszczeniu kilku utworów Nightwish'a wybór padł na Rubicony. Dźwięk wydał mi się bardziej zrównoważony i przyjemniejszy, żadne pasmo nie górowało wyraźnie nad innymi. Obsługa dawała do zrozumienia że "niedostatki" w basie poprawić można kablami (jakoś niebardzo w to wierzę aby kable zmieniły charakter brzmienia kolumn). W domu po wyjęciu z kartonów pierwszą rzeczą na którą zwróciłem uwagę to ciężar tych kolumn (16 kg sztuka) oraz bardzo dobre wykonanie. Jeśli chodzi o dźwięk (porównałem z posiadanymi jeszcze podłogówkami Sony SS-E 455V) to na początku lekkie rozczarowanie... Szczególnie KD na soniakach wydawało się potężniejsze. Przydał by się subwoofer. W miarę słuchania (mam je od około miesiąca) coraz mocniej podoba mi się dźwięk z Rubiconów, co do basu to może nie jest szczególnie obfity ale potrafi zejść naprawdę nisko i jest dobrej jakości. Czasem zdaża mi się usłyszeć sybilanty w niektórych utworach, jednak nie pamiętam już czy były wcześniej na soniakach czy teraz zwracam większą uwagę na dźwięk. Rubicony potrafią dać przyjemność ze słuchania i sądzę że w tej cenie trudno jest znaleść coś lepszego.


Cambridge Audio A500

Ten wzmacniacz łączy cechy brzmienia które trudno łączyć - ekspresję i dynamikę z plastycznością i brakiem agresji, analityczność i szczegółowość z ociepleniem średnicy i góry, potęgę i rozciągnięcie basu z jego świetną kontrolą i zwartością. Żeby pokazał na co go stać, warto przed "zasadniczym" odsłuchem zaserwować mu ok 2 godzin rozgrzewki. Dzwięk jest ekspresyjny, dynamiczny, pełny energii, przy tym lekko zaokrąglony i ocieplony. Muzyki można słuchać godzinami, brz uczucia znużenia. Świetna szczegółowośc i analityczność, połączona z bardzo dobrymi zdolnosciami kreowania przestrzeni i naturalną, niezafałszowaną barwą srednicy sprawia, że większość płyt odkrywa się na nowo. Z drugiej strony, wszelkie błędy realizatorów nie zostaną zamaskowane, ale też wzmacniacz ma na tyle "kultury", że nie przykuwają uwagi jako główny bohater wydarzeń. Wzmacniacz jest w tej materii po prostu rzetelny. Nigdy nie ucieka do tanich sztuczek typu podbicie góry czy dołu. Jeśli chodzi o moc i wdajność pradową - gałka vol na "godz" 9-10 w moim pokoju 26m2 jest juz głośno, gałka na "godz" 12-13 powoduje że mój słuch i część przedmiotów w pokoju zaczyna dość szybko kapitulowac, dzwięk jest nadal czysty, dynamiczny, uporządkowany, tylko jego ciśnienie zaczyna wtłaczać w kanape


AriniAudio Magnatron

Ocena ogólna: Znakomity kabel do systemów ze średniej-wyższej i wyższej półki. AriniAduio Magnatron. Potencjalny właściciel: posiadacz dobrego, zrównoważonego systemu, najlepiej o nieco technicznym, sterylnym, skupionym brzmieniu. Magnatron, bez utraty rozdzielczości i przejrzystości doprawi je szczyptą plastyczności, nasycenia i gęstości. Rozciągnie bas (chodzi bardziej o długość niż ilość) i wprowadzi większą swobodę dynamiczną (koncertowy rozmach). Przestrzeń to jedno z dań popisowych. Z jego wyborem raczej powinny uważać osoby dysponujące komponentem(ami) o zbyt gęstej, nadmiernie ocieplonej lub ciemnej prezentacji oraz o zbyt obfitej, niezbyt dobrze kontrolowanej podstawie basowej. Jego "antagonistyczny" typ to Ziggy Cheetah Mk II (szybki, dźwięczny, chłodny, skupiony, o płytkim basie). W moim systemie ZCmkII wypadł lepiej zasilając gęsto grający streamer 280DMind2 Moon'a. Jednak już w przypadku "żylastego", wzmacniacza 340i d3px, Magnatron okazał się lepszym wyborem. To podobna (IMO wysoka) półka, mimo, tak istotnych różnic w podejściu do prezentacji. Generalnie polecam do wzmacniaczy o większym apetycie na prąd.






×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.