Słuchawki Grado RS-1 należą do serii Reference i do niedawna były flagowym modelem w ofercie amerykańskiego producenta. Spotkałem się ze skrajnymi opiniami na temat ich brzmienia i chociaż nie myślałem nigdy o ich kupnie, to postanowiłem sam posłuchać, co oferują osobom gotowym wydać na słuchawki 2850zł. Tyle kosztują obecnie w promocyjnej ofercie polskiego dystrybutora, chociaż jeszcze do jesieni ubiegłego roku cena była o 600zł większa. Odsłuch odbył się w sklepie i był krótszy niż wcześniej planowałem, gdyż na miejsce dotarłem nieco spóźniony. Jako źródło posłużył Creek Destiny połączony interkonektem Cordial CMK-250 ze wzmacniaczem słuchawkowym Q-Audio. Rolę słuchawek odniesienia pełniły Beyerdynamic DT-150, a w uszach miałem także brzmienie Sony MDR-SA1000 odsłuchiwanych kilka godzin wcześniej.
W mojej ocenie RS-1, poza ciekawym wyglądem, nie prezentują sobą żadnych wybitnych cech. Brzmienie jest przede wszystkim niespójne i nie ma jednorodnego charakteru. Wyostrzona góra pasma potrafi bezwzględnie zakłuć w uszy. Na tym tle bas wypadł mało dźwięcznie i mimo, że schodził naprawdę nisko, to sprawiał wrażenie stłumionego. Natomiast średnica wykazuje dziwaczne nierówności pasma powodujące, że głos ludzki „pływa”, jakby wokaliści przybliżali i oddalali się od mikrofonów. Przestrzeń poniżej oczekiwań.
Myślałem, że Q-Audio nie poradził sobie z niskohomową konstrukcją, jednak podobny efekt wystąpił po podłączeniu wzmacniacza lampowego Cayirn.
Niesamowity efekt wywoływało przyłożenie dłoni do komór rezonansowych – zamknięcie ich w ten sposób powodowało, że dźwięk dobiegał jak ze starej słuchawki telefonicznej. Komfort użytkowania oceniam przeciętnie, poduszki opierają się na małżowinach i są wykonane z szorstkiej gąbki.
Dla mnie rozczarowanie.