Trafilem na ten przedwzmacniacz w trakcie poszukiwan zastepcy dla mojego lampowego LS-1 (takze Vincent tyle ze lampa). Moj stary wysluzony LS-1 niestety mial jak na moj gust troche zbyt denerwujacy charakter i malo wejsc. Generalnie nie nastawialem sie na nic konkretnego, calkiem przypadkowo dostalem SA-11 za 649 PLN na allegro. Sprzet doszedl w miare szybko. Po rozpakowaniu pierwsze zaskoczenie, wymiary: przedwzmacniacz jest wiekszy niz niejeden zintegrowany, szerokosc to 48 cm. Zbudowany jest jak czolg, wysoki, szeroki, z przodu pol centymetrowa plyta czolowa, potencjometry ALPS, wszystko chodzi gladko i bez zarzutow. Tyl podobnie: 5 wejsc liniowych najlepszej jakosci ( podejrzewam ze to WBT ), co najwazniejsze dla mnie, 2 wyjscia na koncowki mocy, gorna czesc to gruba czarna aluminiowa plyta. Waga ogolem okolo 10 kg. Wykonanie nie pozostawia naprawde nic do zyczenia, z tym ze moj stolik byl za waski :(
Dzwiek: musze powiedziec ze w moim zestawie ( 2 hybrydowe koncowki Vincent D150 + Sony cdp-x333es) SA-11 zagral fantastycznie. O wiele lepiej niz lampowy LS-1, gladko, bardziej lagodnie ( o dziwo!!), mimo tego wiele wiecej detali i lepsza kontrola calego pasma. Przedwzmacniacz to konstrukcja dual mono, 2 osobne trafa, wszystko pracuje w klasie A. Za takie pieniadze to popprostu jak za darmo. Polecam wszystkim szukajacym dobrego przedwzmacniacza za relatywnie male pieniadze. Mysle ze mozna go bez wstydu polaczyc z wiele drozszymi konstrucjami typu Usher, Mark Levinson, Threshold etc. etc