Zaczne od wad. Gdyby ten Vincent nie posiadał regulacji tonów wysokich i niskich pomylałbym że to skrajnie minimalistyczna konstrukcja. Z drugiej strony regulacja barwy jest kompletnie nie potrzebna. Największš ułomnociš jest dla mnie brak gniazda słuchawkowego. Z drugiej strony im mniej dodatków tym lepszego dżwięku można oczekiwać. Vincent nie rozczarował. Pierwsze godziny jednak nie nastrajały optymistycznie. Preamp grał bardzo przejrzyscie, jasno bez basów. Dopiero po rozgrzaniu pokazał prawdziwe oblicze. Jest to konstrukcja hybrydowa. Tranzystorowo-lampowy przedwzmacniacz kazdorazowo musi pograc ok. 15 minut by epatować swojš naturalnš barwš. SA-31 to przede wszystkim ocieplenie toru, zaokršglenie wysokich dżwięków, uplastycznienie brzmienia. SA-31 to nie jest tytan dynamiki i mistrz potęgi dżwieku. Preamp nadaje sie raczej do słuchania muzyki w sposób pozwalajšcy odpoczywac i delektowac się dżwiękiem a nie do odczuwania dreszczy na ciele przy kazdym uderzeniu perkusji czy talerzy. Moim zdaniem SA-31 to znakomity partner dla systemu w którym wystepujš dynamiczne, szczegółowe pozostałe komponenty. Vincent powduje wówczas przyjemne złagodzenie i osłodzenie dżwięku. Reasumujšc brzmieniowo jest to urzšdzenie bardzo dobre, wyposażenie niestety ubogie.