Senicz Marancunio i Naleśnik odsłuchiwany był w trakcie Audio Show 2007 w towarzystwie zmodernizowanych przez konstruktora kolumn Marantza.
W materiałach informacyjnych pokaz rzeczonego sprzętu określono jako egzemplifikację tezy że „duch w narodzie nie ginie”.
I tak jest w rzeczywistości.
Jest inaczej aniżeli w przypadku wszystkich innych prezentowanych na AS systemów.
Dźwięk był żywiołowy i szalejący po całym pomieszczeniu. Niósł się on po przylegających korytarzach jeszcze długą chwilę po zakończeniu odtwarzania danego utworu.
Można było mieć pewność że pod jego wpływem wszystkie rezydujące w tej części hotelu gryzonie i wszelakie inne insekty zmieniły adres na bardziej przyjazny dla siebie.
Odsłuch był świetnym testem dla klei do peruk, prawdę mówiąc żaden z nich nie sprawdził się w trakcie tego eksperymentu.
Bas był jednostajny i mocny godny zestawu subwooferowego 10 000W mojego sąsiada z podwórka, a zainstalowanego cudnie tuningowanym Fiacie 126p.
Średnica. Nie wiedziałem aż do dnia odsłuchu systemu Senicza że kobieta może śpiewać głębokim barytonem. A może to nie była kobieta.
Tak czy inaczej lepiej nie wnikać.
Tony wysokie wżerają się w mózg niczym igła chirurga transplantologa, mającego zakusy na Waszą wątrobę. Myślę że ich obecność mogła wywoływać odmienne stany świadomości o wielu obecnych osób.
Rozdzielczość dźwięku? Hm, a co to jest?
Detale – brak. Pustki niczym półki polskich sklepów z lat osiemdziesiątych.
Scena – nie istnieje. Jest ściana dźwięku.
Tak jak napisałem system jest specyficzny i daje laurkę dla dyletantyzmu i stanu wiedzy swojego konstruktora.
Gdyby system sprzedawany byłby w cenie np. 120 000 zł to na pewno znalazłby się bogaty idiota który by to kupił a potem pokazywał swoim znajomym tak jak swoje Ferrrari Testarossa stojące w jego garażu.