Skocz do zawartości
IGNORED

James Taylor - czy krzywdząca recenzja płyty z 1985 roku ?


rykuj

Rekomendowane odpowiedzi

Przesłuchuje płyty Jamesa Taylora. Dziś That's Why I'm Here (1985). Szperając po necie natknąłem się na stronie jednej z amerykańskich uczelni na recenzję tej płyty. Przyznaję, że jej ostrość i niechęć autora do płyty zadziwiła mnie. Ponieważ Taylor jest jednak artystą na wskroś amerykańskim, wydaje się, że głosy stamtąd należy czytać.

 

Przetłumaczyłem dla Was. Ciekawe jak się do niej odniesiecie ?.

 

Z uczuciami ciekawości i lęku nabyłem That's Why I'm Here, pierwszy od czterech lat album Taylora. Ponieważ kiedyś byłem jego wielkim fanem, słuchanie płyty było jak ponowne odwiedzenie dzieciństwa. W Song For You Far Away Taylor intonuje: Będę oglądał się na więcej niż 15 lat /ale nic nie zmieniło się ani trochę, ale jest, niestety, w błędzie. Świat się zmienił, a on nie zareagował na te zmiany w ogóle. Jego zawzięta spójność sprawiła, że jeden pozytywny element ze starszych płyt jest nadal obecny na nowej. Taylor ma delikatne, specyficzne poczucie humoru, która pojawiało się w niektórych z jego najlepszych utworów na początku (Knockin ' Round the Zoo, Steamroller Blues). Mona, dedykowana zdechłej śwince, kontynuuje ten kierunek, z charakterystycznym kpiarskim, użalaniem się nad sobą. Bluesowy Limousine Driver przynosi radość z zabawnymi dęciakami i harmonijką. Można sobie wyobrazić Cheater Jonesa, robiącego wspaniały cover tego kawałka. Teraz negatywy. Taylor, towarzyski, opowiadający i powierzchownie kameralny styl muzyczny, uporczywie wykorzystuje dla ukrycia faktu, że rzadko mówi coś o sobie. Spośród wszystkich autorów piosenek z lat siedemdziesiątych (Jackson Browne, Joni Mitchell, Paul Simon), Taylor był najmniej intymny. Nigdy nie wyrażał wielkich emocji. Porównaj Fire and Rain do Sleep's Dark and Silent Gate Jackson Browne’a Browne obnaża się i całkowicie wykrwawia słuchaczowi, podczas gdy Taylor opowiada o różnych szczegółach, nie dając poznać, jak wpływały na niego. Zaletą tego jest to, że Taylor jest mniej trudny, bardziej dostępny niż Browne. A ponadto zawsze dobrze brzmiał w radiu. Taylor w średnim wieku zdecydował się na radiowy styl nijakości. Nieszczere piosenki, takie jak Song For You Far Away jedynie zdołają złagodzić końcówki nerwów prawdziwego miłośnika muzyki. Muzyczny kunszt Taylora stanowi mieszanką jego nawyków wokalnych i lirycznych. Na nowym albumie, zarówno utwór tytułowy jak i Only One , stanowią świetny przykład znaku towarowego jego twórczości: spacerowe tempo, charakterystyczna instrumentacja i akcenty orkiestrowe. Nie można jednak ich słuchać bez znajomości Shower the People lub Up On The Roof; tamte piosenki były urocze, a te są ospałe. Kompozycje Taylora zawsze zyskiwały wyższe oceny za aranżacje niż namiętność. Większą pewność obserwować można było w traktowaniu przez niego standardów. Jego wersje You've Got a Friend i Up on the Roof , napisanych przez Carole King, były z pewnością ostateczne. W jego rękach Handy Man był delikatny i uwodzicielski. Jednak takie uczucia nie pojawiają się, gdy słyszy się covery tego albumu, Everyday i The Man Who Shot Liberty Valance. Everyday jest tak bez wyrazu, że - przepraszam za banał - Buddy Holly musi przewracać się w grobie. Nie ma usprawiedliwienia za tak brutalną profanację tej tryskającej życiem piosenki. The Man Who Shot Liberty Valance jest zarówno bez wyrazu jak i zbędne. Łatwo zobaczyć jaki urok Everyday powinno mieć na interpretatora, więc po co interpretować ten temat filmowy z 1962 roku? Czy to ma znaczenie ? Jeśli można znaleźć jeden wartościowy utwór na tej płycie - piosenkę z urokiem, życiem i uczuciem - to bez wątpienia jest to Going 'Round One More Time, dzięki refleksji nad romantyzmem, napisanej przez Livingstona, szczerego młodszego brata Jamesa. That's Why I'm Here pokazuje, że Taylor pozostaje, raz na zawsze, odmieńcem w świecie folk- rocka. On zawsze symbolizuje odwrót od uczucia i napięcia w tym stylu muzycznym. To właśnie on, bardziej niż ktokolwiek inny, zasygnalizował w latach siedemdziesiątych dominację radiową artystów, takich jak Linda Ronstadt i The Eagles: artystów, którzy wypaczyli rocka jako nic więcej niż popularną muzykę rozrywkową. Wraz z pojawieniem się Springsteena, punków i alternatywnego radia, rozpoczęły się dziać właściwe rzeczy w radio, lecz dlaczego Taylor jest wciąż tutaj ? Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie.

 

rykuj

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O tej samej płycie:

 

With its heartening aura of renewed faith and burgeoning self-knowledge, James Taylor's That's Why I'm Here reveals a man at peace with himself, his notorious inner demons finally silenced.

Taylor's career has been indelibly colored by the forlorn imagery of Sweet Baby James and the media scrutiny of his mental health and drug history that followed. He reached a plateau in 1977 with JT – an album whose open emotional landscapes suggested that he had set some of his anxieties to rest. And if the uneven Flag (1979) and Dad Loves His Work (1981) signaled backsliding, this new album's title track implies that his friend John Belushi's death by overdose has turned Taylor around decisively ("After the laughter the wave of dread/It hits us like a ton of lead").

 

Producing himself (with engineer Frank Filipetti) for the first time, he has fashioned, first and foremost, a "James Taylor record" – eclectic, whimsical, accessible – but one enhanced by confident new compositions and the kind of tasteful, unencumbered arrangements that set JT's songs free. Taylor's near born-again enthusiasm – manifested by a vocal vitality often missing in his studio work – enlivens a glowing remake of Buddy Holly's classic "Everyday," the lovelorn raveup "Turn Away" and the funky blues romp "Limousine Driver." But the record's heart and soul lie in two of the most impassioned performances of Taylor's career. "Only a Dream in Rio," a stirring reverie of personal, social and political awakening, sets the communal rush Taylor experienced onstage at last January's Rock in Rio festival against the backdrop of the first election held in Brazil in twenty-one years. And "Only One" is an anthem of personal fortitude put over the top by emphatic vocal support from Joni Mitchell and Don Henley – two artists on a list of guests that also includes Graham Nash and Deniece Williams.

 

Taylor, once perceived as a new-breed American folk hero, puts a conceptual wrap on the album with an intense reading of "The Man Who Shot Liberty Valance," a mythic tale of good over evil and the restoration of peace to a troubled land. It is a bold stroke, but one which That's Why I'm Here, with its moving portrait of personal restitution, both earns and makes entirely convincing.

 

SHARE

JOHN MCALLEY

(Posted: Dec 5, 1985) RollingStone

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O tej samej płycie:

 

With its heartening aura of renewed faith and burgeoning self-knowledge, James Taylor's That's Why I'm Here reveals a man at peace with himself, his notorious inner demons finally silenced.

Taylor's career has been indelibly colored by the forlorn imagery of Sweet Baby James and the media scrutiny of his mental health and drug history that followed. He reached a plateau in 1977 with JT – an album whose open emotional landscapes suggested that he had set some of his anxieties to rest. And if the uneven Flag (1979) and Dad Loves His Work (1981) signaled backsliding, this new album's title track implies that his friend John Belushi's death by overdose has turned Taylor around decisively ("After the laughter the wave of dread/It hits us like a ton of lead").

 

Producing himself (with engineer Frank Filipetti) for the first time, he has fashioned, first and foremost, a "James Taylor record" – eclectic, whimsical, accessible – but one enhanced by confident new compositions and the kind of tasteful, unencumbered arrangements that set JT's songs free. Taylor's near born-again enthusiasm – manifested by a vocal vitality often missing in his studio work – enlivens a glowing remake of Buddy Holly's classic "Everyday," the lovelorn raveup "Turn Away" and the funky blues romp "Limousine Driver." But the record's heart and soul lie in two of the most impassioned performances of Taylor's career. "Only a Dream in Rio," a stirring reverie of personal, social and political awakening, sets the communal rush Taylor experienced onstage at last January's Rock in Rio festival against the backdrop of the first election held in Brazil in twenty-one years. And "Only One" is an anthem of personal fortitude put over the top by emphatic vocal support from Joni Mitchell and Don Henley – two artists on a list of guests that also includes Graham Nash and Deniece Williams.

 

Taylor, once perceived as a new-breed American folk hero, puts a conceptual wrap on the album with an intense reading of "The Man Who Shot Liberty Valance," a mythic tale of good over evil and the restoration of peace to a troubled land. It is a bold stroke, but one which That's Why I'm Here, with its moving portrait of personal restitution, both earns and makes entirely convincing.

 

SHARE

JOHN MCALLEY

(Posted: Dec 5, 1985) RollingStone

 

Ta recenzja akurat jest w porządku.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • House of Marley Positive Vibration Frequency Rasta

    Patrząc na to, co lada moment zacznie wyprawiać się za oknem aż chciałoby się zanucić za nieodżałowanym Markiem Grechutą chociażby fragment niezwykle będącego na czasie utworu „Wiosna – ach to ty”. Dlatego też powoli, acz konsekwentnie warto przygotować się na prawdziwy wybuch zieleni a tym samym niemożność wysiedzenia w czterech „betonowych” ścianach. Jak to jednak w życiu bywa jeszcze się taki nie urodził, co … więc doskonale zdaję sobie sprawę, iż nie dla wszystkich pierwszy świergot ptaków j

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Słuchawki

    Czy płyty CD cieszą się jeszcze odpowiednią popularnością?

    W dzisiejszych czasach, ludzie coraz więcej rzeczy chętniej robią online. Odchodzi się od klasycznych rozwiązań, na rzecz nowatorskich rozwiązań. Ten stan rzeczy dotknął również branżę muzyczną. Normą jest, że artysta wydając nowy album, wypuszcza go również w wersji fizycznej, najczęściej w postaci płyt CD, które można zakupić w wielu sklepach. W opozycji do takich zakupów stoi oczywiście internet i rozmaite serwisy streamingowe, takie jak YouTube, czy Spotify. Warto się zastanowić czy, a jeśli

    audiostereo.pl
    audiostereo.pl
    Muzyka 13

    Marantz Cinema 30

    Choć z pewnością większość śledzących dział recenzencki czytelników zdążyła przyzwyczaić się do tego, że kino domowe gości u nas nad wyraz sporadycznie, to o ile tylko światło dzienne ujrzy coś ciekawego, to czysto okazjonalnie takowym rodzynkiem potrafimy się zainteresować. Oczywiście nie zawsze jest to klasyczny, przeprowadzany w zaciszu domowych czterech kątów test, jak m.in. w przypadku budżetowego, acz bezapelacyjnie wartego uwagi i po prostu świetnego Denona AVR-S770H, lecz również nieco m

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Systemy

    Indiana Line Diva 5

    Śmiem twierdzić, ze nikogo mającego choćby blade pojęcie o tym, co dzieję się wokół, jak wygląda rynek mieszkaniowy uświadamiać nie trzeba. Po prostu jest drogo, podobno będzie jeszcze drożej i tanio, to już było i nie wróci, a skoro jest drogo, to do łask wracają mieszkania o metrażach zgodnych z założeniami speców z lat 50-70 minionego tysiąclecia. Znaczy się znów aktualnym staje się powiedzenie „ciasne ale własne”. Dlatego też logicznym wydaje się popularność wszelkich rozwiązań możliwie komp

    Fr@ntz
    Fr@ntz
    Kolumny

    Bilety | DŻEM koncert urodzinowy| Koncert

    O wydarzeniu Kup bilet na koncert jednego z najważniejszych polskich zespołów bluesowych - zespołu Dżem! Grupa świętuje 40-lecie działalności, w związku z czym na koncertach na pewno nie zabraknie dobrze znanych przebojów, takich jak Wehikuł czasu, Whisky, Czerwony jak cegła czy Sen o Victorii. Dżem bilety na jubileuszowe koncerty już dostępne! O zespole Dżem Połączyli rocka, bluesa, reggae, country. Nagrali piosenki, które uwielbiają zarówno koneserzy, jak i niedzielni słuchacze

    AudioNews
    AudioNews
    Newsy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.