Skocz do zawartości
IGNORED

Ciekawostki


Frank

Rekomendowane odpowiedzi

Polka wygrała idola u naszych sąsiadów:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Proponuję zamieszczać tutaj wszelkie ciekawostki niemieszczące się w dotychczas pootwieranych tematach.

Tzw ogólniki itd.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

John McLaughlin Remembers Shakti

 

 

 

 

Kultowy zespół Johna McLaughlina i jego hinduskich przyjaciół wystąpi 16 listopada na Jesieni Jazzowej w Bielsku-Białej i 22 listopada w Sali Kongresowej w Warszawie.

 

Oryginalna grupa Shakti została powołana do życia w 1975 roku po nieudanej próbie reaktywowania Mahavishnu Orchestra. W odróżnieniu od Mahavishnu, Shakti było zespołem używającym wyłącznie instrumentów akustycznych, łącząc muzykę hinduską z elementami jazzu. Prekursorzy World Music wystąpili na pamiętnym koncercie w Warszawie w marcu 1977 roku wypełniając szczelnie Salę Kongresową. Nagrali trzy płyty: „Shakti”, „Handful Of Beauty” i „Natural Elements”.

 

Po 20 latach przerwy McLaughlin wskrzesił zespół pod sztandarem Remember Shakti. Reaktywowany skład wydał trzy kolejne albumy studyjne: „Remember Shakti”, „The Believer” i „Saturday Night In Bombay” oraz dwa koncertowe. Z oryginalnej konstelacji pozostali tylko McLaughlin i tablista Zakir Hussain.

 

Aktualnie Remember Shakti odbywa pożegnalną trasę Special 40th Anniversary Tour 2013 koncertując w najbardziej prestiżowych salach Europy. Występy w Bielsku i Warszawie będą być może ostatnią okazją usłyszenia zespołu w Polsce.

 

JAZZ FORUM: Co jest najpiękniejsze w zespole, który gra razem, z pewnymi zmianami, od 40 lat?

 

JOHN McLAUGHLIN: Zmiany, o których mówisz, nie były aż tak istotne. Dwóch muzyków pierwotnego składu Shakti – L. Shankar i Vikku Vinayakram nie gra już z nami. W 2000 roku dołączył do nas wokalista Shankar Mahadevan zaraz po dwóch hinduskich muzykach z młodszej generacji, którzy przyłączyli się w 1998 roku. Byli to: grający na mandolinie U. Shrinivas i perkusista Selvaganesh Vinayakram. Unikalne jest to, że duch zespołu nie zmienił się przez te 40 lat. Między nami jest zażyłość i pełne podziwu wzajemne przywiązanie, co sprawia, że zespół jest wyjątkowy. Wszystkie te elementy składają się na genialną atmosferę między nami. To czysta radość grać razem.

 

JF: Co się zmieniło, a co pozostało takie samo w trakcie tych czterech dziesięcioleci?

 

JMcL: Podstawą Shakti jest radość – i to pozostało bez zmian. Zmieniło się to, że obaj z Zakirem postarzeliśmy się i staliśmy częścią siebie w muzyce. Coś takiego jest możliwe tylko po wielu latach. Mówiąc wprost – nie było takiego rodzaju zażyłości w początkach Shakti. Następnym aspektem jest fakt, że młodsi muzycy są bardziej świadomi zachodniej muzyki niż w początkach lat 70., kiedy to się zaczęło. W konsekwencji mogę wnieść więcej zachodniej atmosfery poprzez harmonię, oni to rozumieją i są otwarci na ten wymiar grania, jako że dorastali i na tym rodzaju muzyki, i na klasycznej muzyce indyjskiej.

 

JF: Czego mogą się spodziewać fani po pożegnalnym koncercie Shakti w Warszawie? Jakich kompozycji? Jakiego grania?

 

JMcL: Mogą oczekiwać całkowitego oddania muzyce i spontanicznym improwizacjom. Publiczność nie powinna zapominać, że oddaliśmy całe swoje życia muzyce i naszym instrumentom. Nasz repertuar to muzyka z lat 70. i 80. i z ostatniej dekady, kompozycje, które nigdy nie zostały nagrane, czy nawet zagrane. Wierzę, że koncert będzie bardzo bogaty.

 

Zagramy ustalone wcześniej kompozycje tak doskonale jak to tylko możliwe, a ponadto improwizacje, które są chyba najbardziej ekscytującym aspektem Shakti. A biorąc pod uwagę fakt, że moi koledzy należą do najlepszych muzyków na świecie, nasz granie będzie co najmniej wspaniałe, a nawet magiczne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo żałuję że tak daleko /Poznań/.

Dziś wieczorem,bilety tanie,warto!

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 4 miesiące później...

No,to do" juesej" trza się wybrać :-))

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 2 miesiące później...

Ciekawe spostrzeżenia:

 

 

Gatunki muzyczne. Pop – czyli wielkie przygody krótkiej piosenki

 

 

W show TVP2 "Su­per­star­cie" gwiaz­dy w ko­lej­nych od­cin­kach śwpie­wa­ją pio­sen­ki z róż­nych ga­tun­ków mu­zycz­nych. Przed piąt­ko­wym fi­na­łem show po­sta­no­wi­li­śmy się przyj­rzeć temu naj­po­pu­lar­niej­sze­mu. Co to jest pop? Od­po­wiedź na to py­ta­nie nie jest jed­no­znacz­na. Wła­ści­wie za­le­ży od tego, komu je za­da­my. Współ­cze­sny Polak po­wie­dział­by, że to szmi­ra, którą grają naj­więk­sze roz­gło­śnie ra­dio­we w kraju. Z kolei An­glik stwier­dził­by, iż to każda fajna pio­sen­ka, która wpada w ucho, nie­waż­ne czy gi­ta­ro­wa, czy elek­tro­nicz­na.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To wszyst­ko wynik mu­zycz­nej edu­ka­cji. Gust Po­la­ków przez lata kształ­to­wa­ły opi­nie wą­sa­tych re­dak­to­rów z Pol­skie­go Radia i "Teraz Rocka" (czy temu po­dob­nych), któ­rzy za­szcze­pi­li nam prze­ko­na­nie, że pop to szajs. Tym­cza­sem Bry­tyj­czy­cy poj­mu­ją pop, jako wszech­obec­ną w ich kraju kul­tu­rę po­pu­lar­ną, w któ­rej jest miej­sce i na The Be­atles, i na Brit­ney Spe­ars.

 

Skła­nia­jąc się bar­dziej ku bry­tyj­skiej in­ter­pre­ta­cji popu, mo­że­my stwier­dzić, że ga­tu­nek ten two­rzą po pro­stu pio­sen­ki – ze zwrot­ka­mi i re­fre­nem. Do tego są to pio­sen­ki ob­li­czo­ne na ma­so­wą po­pu­lar­ność, dzię­ki któ­rym rodzą się wiel­kie gwiaz­dy. Pop za­zwy­czaj jest przy­stęp­ny, ale może być też wy­ra­fi­no­wa­ny, a nawet wręcz awan­gar­do­wy. Nie za­wsze więc grają go naj­po­pu­lar­niej­sze sta­cje ra­dio­we. Jak zatem kształ­to­wał się ten nie­zwy­kły ga­tu­nek?

 

Tu gra or­kie­stra!

 

Pra­po­cząt­ki popu upa­tru­je się oczy­wi­ście w jaz­zie. Kiedy w la­tach 30. naj­pierw w USA, a potem w An­glii, upo­wszech­ni­ła się or­kie­stro­wa wer­sja tego ga­tun­ku, mło­dzi lu­dzie osza­le­li na jej punk­cie. W miej­skich klu­bach or­ga­ni­zo­wa­no po­po­łu­dnio­we i wie­czor­ne po­tań­ców­ki, na któ­rych grano uprosz­czo­ną wer­sję jazzu w swin­go­wej for­mie. Po­pu­lar­ność tych im­prez spra­wi­ła, że taką mu­zy­kę za­czę­ło od­twa­rzać rów­nież radio. Na jego po­trze­by or­kie­stry re­je­stro­wa­ły swe utwo­ry w skró­co­nych do kilku minut wer­sjach. W ten spo­sób po­wsta­wa­ły pierw­sze szla­gie­ry – tra­fia­ją­ce oczy­wi­ście potem na wi­ny­lo­we sin­gle. Naj­czę­ściej były to mi­ło­sne bal­la­dy, ale zda­rza­ły się też bar­dziej ener­ge­tycz­ne na­gra­nia. Dzi­siaj nikt już nie pa­mię­ta nazw ze­spo­łów, które były wtedy naj­po­pu­lar­niej­sze. Ważne jest to, że stwo­rzy­ły one pod­wa­li­ny pod dal­szy roz­wój mu­zy­ki po­pu­lar­nej.

 

Czar­ne i białe

 

Cho­ciaż II wojna świa­to­wa za­kłó­ci­ła ra­do­sny na­strój do­mi­nu­ją­cy w la­tach trzy­dzie­stych, eu­fo­ria po jej za­koń­cze­niu szyb­ko zna­la­zła swe uj­ście w no­wych prze­bo­jach za­im­por­to­wa­nych z ery swin­gu. Tym razem nie za­bra­kło gwiazd – swoje hity miał za oce­anem Frank Si­na­tra, a w An­glii - Perry Como. W po­ło­wie de­ka­dy w USA za­czę­ło kieł­ko­wać nowe brzmie­nie – i było w nim miej­sce za­rów­no na ele­men­ty "czar­nej" mu­zy­ki, od blu­esa, przez soul, po go­spel, jak rów­nież ko­rzen­ne dźwię­ki "bia­łej" ame­ri­ca­ny – co­un­try i folk. W ten spo­sób w An­glii na­ro­dził się nurt zwany skif­fle, a w Ame­ry­ce po­wo­li za­czął kieł­ko­wać rock’n’roll. W po­ło­wie lat 50. w An­glii było ponoć aż 50 tys. ze­spo­łów gra­ją­cych ener­gicz­ną mu­zy­kę na gi­ta­rach, basie i per­ku­sji. Naj­waż­niej­szym ar­ty­stą, który wy­rósł z tego nurtu, oka­zał się Cliff Ri­chard, który nie­ba­wem stał się sym­bo­lem bry­tyj­skiej in­wa­zji mu­zy­ki roz­ryw­ko­wej. W Ame­ry­ce kró­lo­wał oczy­wi­ście Elvis Pre­sley – i to chyba jego po­win­ni­śmy uznać za pierw­szą gwiaz­dę popu.

 

 

Fruwa moja ma­ry­na­ra

 

Ponad trzy­sta ze­spo­łów gra­ją­cych skif­fle dzia­ła­ło w samym Li­ver­po­olu. Grały one do­słow­nie wszę­dzie, gdzie się dało: w pu­bach, w klu­bach, w sa­lach ba­lo­wych. Wszy­scy śpie­wa­li pro­ste i skocz­ne pio­sen­ki, do któ­rych na tań­cach chło­pa­kom ide­al­nie wy­wi­ja­ło się dziew­czy­na­mi na wszyst­kie stro­ny. Nic więc dziw­ne­go, że to wła­śnie w Li­ver­po­olu do­szło do eks­plo­zji po­pu­lar­no­ści za­im­por­to­wa­ne­go z USA rock’n’rolla. Po­cząt­ko­wo na­zy­wa­no tę mu­zy­kę beat, ale dzi­siaj po­wie­dzie­li­by­śmy, że był to po pro­stu gi­ta­ro­wy pop. Naj­pierw po­ja­wi­li się Be­atle­si, a za nimi całą An­glię za­la­ła fala po­dob­nych ze­spo­łów. The Se­ar­chers, Dave Clark Five, Gerry & The Pe­ace­ma­kers, Fred­die & The Dre­amers czy The Hol­lies. Śpie­wał też Tom Jones, śpie­wa­ły też Pe­tu­la Clark, Sandy Shaw i Cilla Black. Lon­dyn do­ło­żył od sie­bie rhy­thm’n’blu­eso­wy fe­eling, na­pę­dza­ną am­fe­ta­mi­ną ener­gię ruchu mods, bar­dziej su­ro­we brzmie­nie – i tak gwiaz­da­mi stali się The Rol­ling Sto­nes, The Who, The Kinks, The Ani­mals i The Yard­birds. Oczy­wi­ście można w ich prze­bo­jach upa­try­wać po­cząt­ków rocka – ale taki był też wtedy pop: bo więk­szość pierw­szych płyt tych ze­spo­łów sta­no­wi­ły prze­cież pio­sen­ki, które wy­da­wa­ne na sin­glach kró­lo­wa­ły na li­stach prze­bo­jów i play­li­stach wszyst­kich roz­gło­śni. Po­dob­nie było w Pol­sce – co dziś z sen­ty­men­tem wspo­mi­na­ją wiel­bi­cie­le Cze­sła­wa Nie­me­na i Czer­wo­nych Gitar.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

AC/DC: maszyna do szycia riffów

 

Jeden muzyk ze skła­du za­pa­da na de­men­cję a drugi lą­du­je w wię­zie­niu oskar­żo­ny o zle­ce­nie po­dwój­ne­go za­bój­stwa. Na do­da­tek wszyst­ko dzie­ję się le­d­wie chwi­lę przed pre­mie­rą nowej płyty. Każda ka­pe­la wpa­dła­by w pa­ni­kę. No chyba że na­zy­wa się AC/DC. Żeby zro­bić wra­że­nie, tutaj los mu­siał­by się dużo bar­dziej po­sta­rać. Ten ze­spół wy­rzu­cił ze skła­du pierw­sze­go wo­ka­li­stę, bo był za mało im­pre­zo­wy. Drugi dla od­mia­ny tak bar­dzo lubił dziew­czy­ny, al­ko­hol i nar­ko­ty­ki, że w końcu zapił się na śmierć. Do­rzuć­my do tego jesz­cze kie­ru­ją­cych tą ekipą dwóch braci, któ­rych ulu­bio­nym za­ję­ciem w prze­rwach mię­dzy kon­cer­ta­mi są ho­te­lo­we ba­lan­gi i ro­dzin­ne za­dy­my. Aż trud­no uwie­rzyć, że ta ka­pe­la prze­trwa­ła 40 lat i na­gra­ła tyle zna­ko­mi­tych płyt. Wśród nich tę naj­now­szą "Rock Or Bust". Ale prze­cież tu za­wsze dzia­ło się sporo. Czy nie na tym po­le­ga wła­śnie rock’

 

 

 

 

Dwa po­tęż­ne ciosy wy­pro­wa­dzo­ne w ostat­niej akcji 12-run­do­we­go po­je­dyn­ku mi­strzów wagi cięż­kiej. Po czymś takim sę­dzia ogła­sza knock down, a za­wod­nik może tylko oprzeć się o liny i roz­pacz­li­wie łapać od­dech. Tak to mniej wię­cej by wy­glą­da­ło, gdyby AC/DC za­miast grać mu­zy­kę byli za­wo­do­wym bok­se­rem. To co spa­dło na tę ka­pe­lę w ostat­nich kilku mie­sią­cach przy­po­mi­na bi­blij­ne plagi. Naj­pierw ze skła­du wy­padł współ­za­ło­ży­ciel grupy Mal­colm Young. 61-let­ni dziś gi­ta­rzy­sta na wio­snę tego roku nagle za­padł na zdro­wiu. Z obozu for­ma­cji nie do­cie­ra­ły żadne kon­kret­ne in­for­ma­cje. Sy­tu­acja się prze­cią­ga­ła, po­ja­wi­ły się nawet plot­ki o tym, że zła kon­dy­cja mu­zy­ka, który do spół­ki z młod­szym o dwa lata bra­tem An­gu­sem za­ło­żył w 1973 AC/DC, do­pro­wa­dzi do roz­wią­za­nia ze­spo­łu. Ale resz­ta ka­pe­li ani my­śla­ła wy­bie­rać się na przed­wcze­sną eme­ry­tu­rę. Nawet gdy oka­za­ło się, że pro­ble­my Mal­col­ma są na­praw­dę po­waż­ne – u mu­zy­ka zdia­gno­zo­wa­no de­men­cję. Gi­ta­rzy­sta już od kilku lat mie­wał za­ni­ki pa­mię­ci i za­bu­rze­nia kon­cen­tra­cji. Teraz do­szło do tego, że wy­ma­ga sta­łej opie­ki w spe­cja­li­stycz­nym ośrod­ku.

 

Le­d­wie grupa zna­la­zła na jego miej­sce za­stęp­stwo w po­sta­ci ku­zy­na Ste­vie­go Youn­ga, a już spadł na nią ko­lej­ny ka­ta­klizm. Per­ku­si­sta Phil Rudd zo­stał aresz­to­wa­ny przez no­wo­ze­landz­ką po­li­cję pod za­rzu­tem pla­no­wa­nia po­dwój­ne­go za­bój­stwa. To nie pierw­szy raz, gdy bęb­niarz AC/DC ma pro­ble­my z pra­wem. Wcze­śniej tra­fiał już przed ob­li­cze prawa za po­sia­da­nie nar­ko­ty­ków i awan­tu­ry z pra­cow­ni­ka­mi re­stau­ra­cji, w którą za­in­we­sto­wał pie­nią­dze za­ro­bio­ne na gra­niu w ze­spo­le. Tym razem spra­wa wy­glą­da­ła po­waż­niej. Mógł na wiele lat tra­fić za krat­ki. Osta­tecz­nie pro­ku­ra­tu­ra nie zna­la­zła do­wo­dów na po­twier­dze­nie tak po­waż­nych za­rzu­tów. Ale przy oka­zji po­li­cja w domu mu­zy­ka sporą por­cję me­tam­fe­ta­mi­ny. Wy­glą­da na to że Phil tak czy ina­czej nie wy­wi­nie się od po­by­tu za krat­ka­mi. AC/DC muszą więc roz­glą­dać się za ko­lej­nym du­ble­rem, bo w skła­dzie grupy zro­bi­ło się nie­po­ko­ją­co dużo wol­nej prze­strze­ni. Jakby tego było mało, brak Rudda może nie­po­ko­ić z jesz­cze jed­ne­go po­wo­du – to nie tylko pro­blem na­tu­ry czy­sto lo­gi­stycz­nej, ale też zły omen. Phil już raz wy­le­ciał ze skła­du AC/DC. W 1983 zmę­czo­na jego wy­bry­ka­mi ka­pe­la po pro­stu wy­rzu­ci­ła go na bruk. Ta de­cy­zja za­po­cząt­ko­wa­ła wtedy kilka wy­zna­czo­nym gor­szy­mi pły­ta­mi i spad­kiem po­pu­lar­no­ści chu­dych lat w hi­sto­rii ze­spo­łu. Mimo to je­dy­ny trwa­ły dziś fun­da­ment grupy, gi­ta­rzy­sta Angus Young, roz­pra­wia­jąc o "Rock Or Bust" nie traci do­bre­go sa­mo­po­czu­cia. – Na­gra­li­śmy świet­ną płytę. I po­je­dzie­my pro­mo­wać ją na całym świe­cie. Za­gra­my te cho­ler­ne kon­cer­ty. Bez wzglę­du na to, w jakim skła­dzie przyj­dzie nam wyjść na scenę.

 

Angus wie o czym mówi. AC/DC to ekipa, która za­har­to­wa­ła się w naj­trud­niej­szych wa­run­kach. Byle trud­no­ści nie są w sta­nie jej prze­szko­dzić. Youn­go­wie uro­dzi­li się w szkoc­kim Cran­hill, prze­my­sło­wym przed­mie­ściu Glas­gow. – Dym uno­szą­cy się z fa­bryk i stocz­ni, dym z pie­ców wę­glo­wych i pa­pie­ro­sów. Po­wie­trze było czar­ne i gęste. I osia­da­ło na wszyst­kim. Jak w pie­kle – wspo­mi­na­li potem po la­tach swoją ro­dzin­ną miej­sco­wość. Byli jesz­cze dzieć­mi, gdy ich ro­dzi­ce zgar­nę­li swoje licz­ne po­tom­stwo i wy­emi­gro­wa­li do Au­stra­lii. W nowym śro­do­wi­sku chłop­com nie było lekko. Tym bar­dziej że nie spe­cjal­nie wy­róż­nia­li się wzro­stem (niż­szy Angus ma le­d­wie 157 cen­ty­me­trów wzro­stu, Mal­colm jest tylko o trzy cen­ty­me­try wyż­szy). Wy­śmie­wa­ni przez oto­cze­nie szyb­ko na­uczy­li się jak sku­tecz­nie wal­czyć o sza­cu­nek i uzna­nie. Naj­pierw osią­ga­li to przy uży­ciu pię­ści. Choć nie­po­zor­ni, po­dob­no każ­de­go prze­ciw­ni­ka bez pro­ble­mu spro­wa­dza­li do par­te­ru. Potem prze­moc za­stą­pi­ła mu­zy­ka.

 

Naj­pierw prze­pust­ką do po­pu­lar­no­ści stał się star­szy brat. Geo­r­ge zo­stał mu­zy­kiem The Easy­be­ats, ze­spo­łu, który w Au­stra­lii do­rów­ny­wał w la­tach 60. po­pu­lar­no­ścią samym Be­atle­som. Potem sami zła­pa­li za in­stru­men­ty. Być może to ich za­dzior­na na­tu­ra za­de­cy­do­wa­ła, jaką mu­zy­kę mieli grać w przy­szło­ści. – Nigdy nie lu­bi­łem kapel w ro­dza­ju The Beach Boys. Do­pie­ro gdy po raz pierw­szy usły­sza­łem "My Ge­ne­ra­tion" The Who, po­my­śla­łem: To jest to! – wspo­mi­na Angus swoje na­sto­let­nie mu­zycz­ne fa­scy­na­cje. Pro­sty roc­ko­wy riff, wy­ra­zi­sta sek­cja i gi­ta­ro­wy czad – to już na za­wsze miało stać się wy­róż­ni­kiem ka­pe­li Youn­gów. Nawet, jeśli miało być pre­tek­stem nie­ustan­nych spo­rów. – Ten sku­ba­niec ma fo­to­gra­ficz­ną pa­mięć. Wy­star­czy że za­gram jakiś riff, on na­tych­miast po­tra­fi go sko­pio­wać – ma­wiał Angus o bra­cie przy­zna­jąc, że jak to w ro­dzeń­stwie łatwo do­cho­dzi mię­dzy nimi do rę­ko­czy­nów.

 

Nazwę zna­leź­li na ma­szy­nie do szy­cia, któ­rej uży­wa­ła ich sio­stra. AC/DC ozna­cza urzą­dze­nie, które może pra­co­wać za­rów­no na prąd zmien­ny, jak i stały. Ale ter­min ten w slan­gu okre­śla też osobę bi­sek­su­al­ną. Ta dwu­znacz­ność cał­kiem nie­źle pa­so­wa­ła do nich na po­cząt­ku dzia­łal­no­ści, gdy z wo­ka­li­stą Dave’em Evan­sem w skła­dzie nie bar­dzo mogli się zde­cy­do­wać, czy mają grać su­ro­we­go rock’n’rolla, czy bar­dziej wy­po­le­ro­wa­ne­go glam rocka. Evan­sa cią­gnę­ło do tego dru­gie­go, wy­ska­ki­wał nawet na scenę w błysz­czą­cych ko­stiu­mach, w któ­rych przy­po­mi­nał Da­vi­da Bo­wie­go dla ubo­gich. Pa­mię­ta­jąc jed­nak jak miej­sco­wa pu­blicz­ność po­trak­to­wa­ła gra­ją­cą wła­śnie po raz pierw­szy w Au­stra­lii grupę Queen (wy­zy­wa­ny od "pe­da­łów" Fred­die Mer­cu­ry mu­siał zmy­kać ze sceny), po­sta­no­wi­li ro­zej­rzeć się za bar­dziej roc­ko­wym front­ma­nem. Póź­nym latem 1974 roku wybór padł na po­le­co­ne­go przez star­sze­go brata Geo­r­ge’a Bona Scot­ta.

 

- Przed tobą długa droga na szczyt, gdy chcesz grać rock’n’rolla – śpie­wa­li w jed­nym ze swo­ich pierw­szych prze­bo­jów. Sami do­brze wie­dzie­li, o czym mowa. Zanim zdo­by­li świa­to­wą po­pu­lar­ność, zjeź­dzi­li całą Au­stra­lię. Lekko nie było. Na­wią­zu­jąc do dwu­znacz­nej nazwy ka­pe­li, Scott nie­ustan­nie był pod­py­ty­wa­ny przez pu­blicz­ność, czy jest "AC’, czy może ra­czej "DC". – Je­stem tym pio­ru­nem po­mię­dzy – od­po­wia­dał, na­wią­zu­jąc do logo grupy. Dzię­ki takim ri­po­stom cała ka­pe­la zy­ska­ła opi­nię nie­złych za­dy­mia­rzy. Gdy or­ga­ni­za­tor jed­ne­go z kon­cer­tów w kontr­ak­cie umie­ścił spe­cjal­ną karę fi­nan­so­wą za uży­wa­nie wul­gar­ne­go ję­zy­ka, Bon za­re­ago­wał na to po swo­je­mu. – Dobra, miej­my to już za sobą: k**wa, gówno, szczy­ny – wy­pa­lił od razu po wej­ściu na scenę. – Gra­li­śmy w miej­scach, w któ­rych pu­blicz­ność prze­sta­wa­ła rzu­cać bu­tel­ka­mi do­pie­ro wtedy, gdy gra­li­śmy od­po­wied­nio gło­śno i szyb­ko – wspo­mi­na Angus. Ale były też i przy­jem­ne stro­ny ta­kie­go życia. Po pew­nym kon­cer­cie w sta­nie Vic­to­ria cała męska część pu­blicz­no­ści chcia­ła sprać ze­spół wku­rzo­na tym że tak dużo za­chwy­co­nych kon­cer­tem miej­sco­wych dziew­czyn usta­wi­ło się w ko­lej­ce do jego gar­de­ro­by.

 

Były też inne do­wo­dy ro­sną­cej po­pu­lar­no­ści. Su­ro­wy, za­wdzię­cza­ją­cy dużo kla­sycz­ne­mu rock’n’rol­lo­wi, bo­ogie i blu­eso­wi rock AC/DC przy­padł do gustu także kry­ty­kom. Po­do­ba­ły się gi­ta­ro­we riffy Mal­col­ma, po­do­ba­ły sza­lo­ne so­lów­ki An­gu­sa ta­rza­ją­ce­go się po sce­nie w szkol­nym mun­dur­ku, który na za­wsze stał się jego zna­kiem roz­po­znaw­czym, po­do­ba­ła sek­cja zwar­ta bar­dziej niż kacza dupa w wo­dzie", jak żar­to­wał o AC/DC ktoś z oto­cze­nia ze­spo­łu. No i po­do­bał się Bon. Cha­ry­zma­tycz­ny, zwa­rio­wa­ny i nie­po­ko­ją­cy, po­tra­fił wy­śpie­wy­wać lu­bież­ne be­ze­ceń­stwa w ta­kich po­ry­wa­ją­cych nu­me­rach jak "Whole Lotta Rosie", ale też przej­mu­ją­co opo­wia­dać o losie za­pi­ja­czo­ne­go sa­mot­ni­ka w pio­sen­kach w ro­dza­ju "Ride On" czy "Night Prow­ler".

 

Scott w dużej mie­rze śpie­wał o sobie. Akcje ka­pe­li szły w górę. Pod­bi­ja­ła już nie tylko Au­stra­lię, ale i cały świat. Ale Bon cią­gle gnał gdzieś przed sie­bie, za­mie­nia­jąc życie w jedną nie­ustan­ną ba­lan­gę. 19 lu­te­go 1980 roku po jed­nej z ta­kich im­prez zo­stał zna­le­zio­ny mar­twy w sa­mo­cho­dzie, w któ­rym po wyj­ściu z lon­dyń­skie­go klubu chciał ode­spać zbyt in­ten­syw­ną noc.

 

Pół roku wcze­śniej ze­spół wydał wła­śnie kla­sycz­ną dziś płytę "Hi­gh­way To Hell". Pierw­szy album AC/DC, który za­ist­niał na rynku ame­ry­kań­skim. Wy­da­wa­ło się że śmierć wo­ka­li­sty w takim mo­men­cie za­koń­czy hi­sto­rię grupy. A jed­nak Youn­go­wie szyb­ko się po­zbie­ra­li. Za­chę­ce­ni przez ro­dzi­ców Scot­ta w ciągu za­le­d­wie kilku mie­się­cy zna­leź­li na­stęp­cę, po­sia­da­cza nie­zwy­kle cha­rak­te­ry­stycz­ne­go, skrze­czą­ce­go głosu Bria­na John­so­na i syp­nę­li ko­lej­ną po­tęż­ną dawką nie­za­po­mnia­nych rif­fów na pły­cie "Back In Black". Album, z któ­re­go po­cho­dzą takie hity jak "Hells Bells" czy "You Shook Me All Night Long" oka­zał się ich naj­więk­szym suk­ce­sem ko­mer­cyj­nym – do dziś na całym świe­cie ten long­play ku­pi­ło 50 mi­lio­nów fanów. A AC/DC awan­so­wa­li do grona naj­więk­szych gi­gan­tów gi­ta­ro­we­go gra­nia. Fani i kry­ty­cy widzą w nich kla­sy­ków hard rocka, heavy me­ta­lu, cza­sem nawet blues rocka. – Bzdu­ra. Gramy po pro­stu rock’n’roll – mówi Angus.

 

AC/DC chęt­nie ko­rzy­sta ze sta­tu­su gwiaz­dy. W ko­lej­nych de­ka­dach ze­spół nie za­wsze po­tra­fił utrzy­mać w stu­diu równy po­ziom. Ale od wielu lat to nie płyty, lecz po­ry­wa­ją­ce kon­cer­ty są pod­sta­wą le­gen­dy au­stra­lij­skiej ka­pe­li. – Na­gry­wa­my płytę, a potem ru­sza­my w trasę. I nie sta­je­my w od­le­gło­ści jed­nej mili od ja­kie­go­kol­wiek stu­dia na­gra­nio­we­go, do­pó­ki nie zo­sta­nie nam do za­gra­nia choć jeden cho­ler­ny kon­cert – śmie­je się młod­szy z braci Youn­gów py­ta­ny o za­sa­dy, któ­ry­mi kie­ru­je się jego ze­spół. Nie­któ­rzy za­rzu­ca­ją mu, że poza za­mi­ło­wa­niem do kon­cer­tów jest wśród nich także prze­sad­na po­wta­rzal­ność i prze­wi­dy­wal­ność. – Szlag mnie tra­fia, gdy sły­szę, że na­gra­li­śmy ko­lej­ną płytę, na któ­rej znów brzmi­my tak samo. No i do­brze, to jest wła­śnie rock. Zro­bi­łem 15 ta­kich al­bu­mów – kpi Angus.

 

Do­brze, że ma do sie­bie taki dy­stans. AC/DC to być może naj­bar­dziej oczy­wi­sta ka­pe­la w hi­sto­rii rock’n’rolla. Po każ­dym jej ko­lej­nym ty­tu­le można spo­dzie­wać się tego sa­me­go. Por­cji świet­nie brzmią­cych gitar, wy­ra­zi­stych rif­fów i stwo­rzo­nych do wspól­ne­go wy­krzy­ki­wa­nia na kon­cer­tach re­fre­nów. Takie jest też "Rock Or Bust". Może tylko w po­rów­na­niu z ostat­ni­mi do­ko­na­nia­mi grupy na tej pły­cie jakby tro­chę wię­cej luzu i su­ro­wo­ści. Nowe pio­sen­ki AC/DC brzmią świe­żo i bez­czel­nie, jakby ka­pe­la znów po­sta­no­wi­ła przy­po­mnieć sobie czasy, gdy prze­mie­rza­jąc au­stra­lij­skie bez­dro­ża two­rzy­ła swój styl uprasz­cza­jąc do mi­ni­mum brzmie­nie Led Zep­pe­lin czy ZZ Top. – Wciąż je­ste­śmy grupą fa­ce­tów, któ­rzy lubią robić hałas. Je­ste­śmy dziw­ni. Je­ste­śmy za­krę­ce­ni. I lu­bi­my po­chu­li­ga­nić. Je­ste­śmy po pro­stu roc­ko­wą ka­pe­lą.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe spostrzeżenia:

 

 

Gatunki muzyczne. Pop – czyli wielkie przygody krótkiej piosenki

 

 

W show TVP2 "Su­per­star­cie" gwiaz­dy w ko­lej­nych od­cin­kach śwpie­wa­ją pio­sen­ki z róż­nych ga­tun­ków mu­zycz­nych. Przed piąt­ko­wym fi­na­łem show po­sta­no­wi­li­śmy się przyj­rzeć temu naj­po­pu­lar­niej­sze­mu. Co to jest pop? Od­po­wiedź na to py­ta­nie nie jest jed­no­znacz­na. Wła­ści­wie za­le­ży od tego, komu je za­da­my. Współ­cze­sny Polak po­wie­dział­by, że to szmi­ra, którą grają naj­więk­sze roz­gło­śnie ra­dio­we w kraju. Z kolei An­glik stwier­dził­by, iż to każda fajna pio­sen­ka, która wpada w ucho, nie­waż­ne czy gi­ta­ro­wa, czy elek­tro­nicz­na.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

To wszyst­ko wynik mu­zycz­nej edu­ka­cji. Gust Po­la­ków przez lata kształ­to­wa­ły opi­nie wą­sa­tych re­dak­to­rów z Pol­skie­go Radia i "Teraz Rocka" (czy temu po­dob­nych), któ­rzy za­szcze­pi­li nam prze­ko­na­nie, że pop to szajs. Tym­cza­sem Bry­tyj­czy­cy poj­mu­ją pop, jako wszech­obec­ną w ich kraju kul­tu­rę po­pu­lar­ną, w któ­rej jest miej­sce i na The Be­atles, i na Brit­ney Spe­ars.

 

Skła­nia­jąc się bar­dziej ku bry­tyj­skiej in­ter­pre­ta­cji popu, mo­że­my stwier­dzić, że ga­tu­nek ten two­rzą po pro­stu pio­sen­ki – ze zwrot­ka­mi i re­fre­nem. Do tego są to pio­sen­ki ob­li­czo­ne na ma­so­wą po­pu­lar­ność, dzię­ki któ­rym rodzą się wiel­kie gwiaz­dy. Pop za­zwy­czaj jest przy­stęp­ny, ale może być też wy­ra­fi­no­wa­ny, a nawet wręcz awan­gar­do­wy. Nie za­wsze więc grają go naj­po­pu­lar­niej­sze sta­cje ra­dio­we. Jak zatem kształ­to­wał się ten nie­zwy­kły ga­tu­nek?

 

Tu gra or­kie­stra!

 

Pra­po­cząt­ki popu upa­tru­je się oczy­wi­ście w jaz­zie. Kiedy w la­tach 30. naj­pierw w USA, a potem w An­glii, upo­wszech­ni­ła się or­kie­stro­wa wer­sja tego ga­tun­ku, mło­dzi lu­dzie osza­le­li na jej punk­cie. W miej­skich klu­bach or­ga­ni­zo­wa­no po­po­łu­dnio­we i wie­czor­ne po­tań­ców­ki, na któ­rych grano uprosz­czo­ną wer­sję jazzu w swin­go­wej for­mie. Po­pu­lar­ność tych im­prez spra­wi­ła, że taką mu­zy­kę za­czę­ło od­twa­rzać rów­nież radio. Na jego po­trze­by or­kie­stry re­je­stro­wa­ły swe utwo­ry w skró­co­nych do kilku minut wer­sjach. W ten spo­sób po­wsta­wa­ły pierw­sze szla­gie­ry – tra­fia­ją­ce oczy­wi­ście potem na wi­ny­lo­we sin­gle. Naj­czę­ściej były to mi­ło­sne bal­la­dy, ale zda­rza­ły się też bar­dziej ener­ge­tycz­ne na­gra­nia. Dzi­siaj nikt już nie pa­mię­ta nazw ze­spo­łów, które były wtedy naj­po­pu­lar­niej­sze. Ważne jest to, że stwo­rzy­ły one pod­wa­li­ny pod dal­szy roz­wój mu­zy­ki po­pu­lar­nej.

 

Czar­ne i białe

 

Cho­ciaż II wojna świa­to­wa za­kłó­ci­ła ra­do­sny na­strój do­mi­nu­ją­cy w la­tach trzy­dzie­stych, eu­fo­ria po jej za­koń­cze­niu szyb­ko zna­la­zła swe uj­ście w no­wych prze­bo­jach za­im­por­to­wa­nych z ery swin­gu. Tym razem nie za­bra­kło gwiazd – swoje hity miał za oce­anem Frank Si­na­tra, a w An­glii - Perry Como. W po­ło­wie de­ka­dy w USA za­czę­ło kieł­ko­wać nowe brzmie­nie – i było w nim miej­sce za­rów­no na ele­men­ty "czar­nej" mu­zy­ki, od blu­esa, przez soul, po go­spel, jak rów­nież ko­rzen­ne dźwię­ki "bia­łej" ame­ri­ca­ny – co­un­try i folk. W ten spo­sób w An­glii na­ro­dził się nurt zwany skif­fle, a w Ame­ry­ce po­wo­li za­czął kieł­ko­wać rock’n’roll. W po­ło­wie lat 50. w An­glii było ponoć aż 50 tys. ze­spo­łów gra­ją­cych ener­gicz­ną mu­zy­kę na gi­ta­rach, basie i per­ku­sji. Naj­waż­niej­szym ar­ty­stą, który wy­rósł z tego nurtu, oka­zał się Cliff Ri­chard, który nie­ba­wem stał się sym­bo­lem bry­tyj­skiej in­wa­zji mu­zy­ki roz­ryw­ko­wej. W Ame­ry­ce kró­lo­wał oczy­wi­ście Elvis Pre­sley – i to chyba jego po­win­ni­śmy uznać za pierw­szą gwiaz­dę popu.

 

 

Fruwa moja ma­ry­na­ra

 

Ponad trzy­sta ze­spo­łów gra­ją­cych skif­fle dzia­ła­ło w samym Li­ver­po­olu. Grały one do­słow­nie wszę­dzie, gdzie się dało: w pu­bach, w klu­bach, w sa­lach ba­lo­wych. Wszy­scy śpie­wa­li pro­ste i skocz­ne pio­sen­ki, do któ­rych na tań­cach chło­pa­kom ide­al­nie wy­wi­ja­ło się dziew­czy­na­mi na wszyst­kie stro­ny. Nic więc dziw­ne­go, że to wła­śnie w Li­ver­po­olu do­szło do eks­plo­zji po­pu­lar­no­ści za­im­por­to­wa­ne­go z USA rock’n’rolla. Po­cząt­ko­wo na­zy­wa­no tę mu­zy­kę beat, ale dzi­siaj po­wie­dzie­li­by­śmy, że był to po pro­stu gi­ta­ro­wy pop. Naj­pierw po­ja­wi­li się Be­atle­si, a za nimi całą An­glię za­la­ła fala po­dob­nych ze­spo­łów. The Se­ar­chers, Dave Clark Five, Gerry & The Pe­ace­ma­kers, Fred­die & The Dre­amers czy The Hol­lies. Śpie­wał też Tom Jones, śpie­wa­ły też Pe­tu­la Clark, Sandy Shaw i Cilla Black. Lon­dyn do­ło­żył od sie­bie rhy­thm’n’blu­eso­wy fe­eling, na­pę­dza­ną am­fe­ta­mi­ną ener­gię ruchu mods, bar­dziej su­ro­we brzmie­nie – i tak gwiaz­da­mi stali się The Rol­ling Sto­nes, The Who, The Kinks, The Ani­mals i The Yard­birds. Oczy­wi­ście można w ich prze­bo­jach upa­try­wać po­cząt­ków rocka – ale taki był też wtedy pop: bo więk­szość pierw­szych płyt tych ze­spo­łów sta­no­wi­ły prze­cież pio­sen­ki, które wy­da­wa­ne na sin­glach kró­lo­wa­ły na li­stach prze­bo­jów i play­li­stach wszyst­kich roz­gło­śni. Po­dob­nie było w Pol­sce – co dziś z sen­ty­men­tem wspo­mi­na­ją wiel­bi­cie­le Cze­sła­wa Nie­me­na i Czer­wo­nych Gitar.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Pacemakers:))

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To tylko krok do tego,by tworzenie muzyki zaczynało się od bazy danych i jej analizy.

Warto przeczytać:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 4 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...

To była ballada Einstürzende Neubauten - "Nagorny Karabach"

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Chociaż do ekspresji scenicznej aktorki bardziej pasowałby kawałek z wczesnego okresu działalności zespołu:)

 

Ale tak na serio to pamiętam, że Sasha zamieściła też na stronie listę swoich ulubionych pisarzy, reżyserów oraz przeróżnych kapel. I jak na osobę, która miała wtedy góra 20 lat, owa lista wzbudzała ogromny szacunek.

A w necie co chwila można znaleźć gimbazowe dowcipy i debilne memy, w stylu, że "Sasha ma wszystko w dupie" i tym podobne.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 4 tygodnie później...
  • 6 miesięcy później...

Na "TyRura" szokujaca ilość 2,408,663,271 wyświetleń :

PSY - GANGNAM STYLE (강남스타일) M/V

 

 

Sam też się 2-oma do tego przyczyniłem :)

Dobrze, że można się czasem odmóżdżyć :)

~Way hay and up she rises early in the morning~("Morskie opowieści")

~Braterstwo narodu buduje się na kiczu~("Nieznośna lekkość bytu" Milan Kundera)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 4 miesiące później...

Estrada-93-

Jarocin zadyma 93

rozpierducha na scenie:

Kapela punkowa "Smar SW" wyjaśnia pod koniec filmu początek zadymy z tamtego roku.

(Marlboro jako sponsor główny XIV festiwalu trochę nie dobrało wtedy sobie ochrony, a zwłaszcza zapowiadaczy)

Kiedy publika zaczęła włazić na scenę powinni przerwać koncert (odłączyć zasilanie, nagłośnienie, cokolwiek zrobić) tylko kwestia- czy z załogantami i kapelami da się jakkolwiek dogadać.

Line-up w 2016 festiwalu Jarocin to już dla zgredziałej dzieciarni ale przynajmniej na dłuższy set Slayera nie trzeba wyjeżdżać dalej za granicę.

Prócz tego z gwiazd : Luxtorpeda, Farben Lehre, Oberschlesien

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

No i teraz bezpieczniej.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

~Way hay and up she rises early in the morning~("Morskie opowieści")

~Braterstwo narodu buduje się na kiczu~("Nieznośna lekkość bytu" Milan Kundera)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 3 miesiące później...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 3 tygodnie później...

Dziwne wrażenie, Rose & AC/DC, debiut zaliczony

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 2 tygodnie później...

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.