Skocz do zawartości
IGNORED

Porażki


Chicago

Rekomendowane odpowiedzi

Chodzi o porażki w sensie feelingu danej sesji, czyli niby wszystko w porządku, ale 'coś nie gra! W jazzie jest przeważnie tak, że większość jazzmanów, to wykształceni muzycy, zawodowcy i profesjonaliści. Muzyka, to oprócz sztuki, praca jak każda inna, niejednokrotnie ciężka, mozolna i wyczerpująca. W jazzie jak najbardziej ją widać, czy też słychać jak ktoś woli. Zarówno wielkie jak i mniej wielkie, albo wręcz nieznajome nazwiska nagrywają płyty, biorą udział w niezliczonych sesjach różnego rodzaju i kalibru, jamach, koncertują... itd, itp. To jest ich praca, a wiadomo od dawien dawna, że z jazzu wielkich pieniędzy nie ma i żeby z niego tylko i wyłącznie żyć, to trzeba być kozakiem niemalże nadzwyczajnym. Taka jest prawda i to nie ulega kwestii - tylko nielicznym się udaje, biorąc pod uwagę ogrom tego, co mamy na całym jazzowym rynku. I teraz tak: są młodzi wybitni, albo mniej wybitni muzycy, którzy chcą nagrać swoją pierwszą lub drugą czy też trzecią płytę i z reguły, żeby być w jakimś sensie zauważonym, to często, jeżeli warunki na to pozwalają, zaprasza się na sesję jakieś wybitne i znane nazwisko lub wręcz nagrywa się tylko z samymi wybitnymi muzykami - a robi się to właśnie po to, żeby dane wielkie nazwisko zwróciło uwagę na to mniejsze, pomimo tego, że to mniejsze jest tak jakby liderem danej sesji. Ale są i przypadki, gdzie spotykają się same wielkie nazwiska i nagrywają jakąś tam płytkę, przeważnie na zamówienie wytwórni czy też indywidualnego producenta, który ma kasę i kaprys na największych i najlepszych. Pzechodząc do sedna, chodzi w tym wątku właśnie o sesje z wielkimi jazzu lub wręcz sesje wielkich jazzu, które to pomimo całego zawodowstwa i profeski nie działają jak należy, czyli nie ma feelu i tego czegoś, bo wiadomo, jak już wcześniej wspomniałem, o profesjonalizm i perfekcję wykonania nie ma się za bardzo co martwić w takich przypadkach. A więc jest to wątek o płytach, które pomimo wielkich nazwisk i profesjonalizmu, wieją chłodem i nudą. Proszę o przykłady.

 

Zacznę może od siebie i podaję pierwszy przykład - płytka 'Land of Giants' wydana przez Telarc i firmowana takimi nazwiskami jak McCoy Tyrner, Bobby Hutcherson, Charnett Moffett i Eric Harland. Po prostu nic się nie dzieje - czyściutka profeska, bez feelu, bez ognia, bez chemii... Odegranie swojego, wzięcie kasy i do domu, bo każdy ma swoje sprawy. Producent sesji - Elaine Martone. Równie dobrze mogłoby nie być tej płyty.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Albo to: Lee Konitz 'Round & Round' / Music Masters Jazz - sesja z 1988 wyprodukowana przez słynnego Teo Macero. I co z tego, że Lee Konitz, że w sesji udział biorą pianista Fred Hersch, basista Mike Richmond i drummer Adam Nussbaum, jak jest tylko poprawnie i generalnie wieje profesjonalną nudą? Co z tego, że time signature 3/4 przez cały czas, że kilka fajnych standardów i oryginałów mających potencjał i które mogłyby być zagrane z chemią i życiem? Panuje nijakość i oziębłość praktycznie przez cały czas trwania tej sesji. Bez emocji i średnio na jeża - służbowa sesja!

 

R-3334993-1326250785.gif.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z przykrością muszę stwierdzić,że ostatnie płyty Tomasza Stańki z jego amerykańskim zespołem należą do kategorii porażek.Tym bardziej przykro,że niedawno odszedł i że był wielkim muzykiem.Jak wiem ze źródeł dobrze poinformowanych te projekty,płyty i trasy były muzykom narzucone przez ECM.Tak naprawdę między muzykami nie było chemii.I to słuchać.

Na szczęście pozostawił wiele innych znakomitych nagrań.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sporo jest takich płyt w muzyce jazzowej.

Nie wiem czy jest sens skupiać się na gniotach, zamiast pisać o tych dobrych płytach z feelingiem.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sporo jest takich płyt w muzyce jazzowej.

Nie wiem czy jest sens skupiać się na gniotach, zamiast pisać o tych dobrych płytach z feelingiem.

 

Nie wiem czy sporo czy nie sporo, w każdym razie prosiłem o przykłady i to jest 'point' wątku. Masz rację Wojciechu - płyty Tomasza Stańki z amerykańskim kwartetem nie są najlepsze i chyba też kiedyś w podobny sposób się wyraziłem. Z europejskimi składami lepiej to wszystko jest posklejane, ale jakby nie spojrzeć, to te projekty z Amerykanami nie są żadnymi gniotami. Zresztą nie wiem, czy mógłbym nazwać jakąkolwiek płytę jazzową gniotem w kontekście muzyki i sesji wielkich nazwisk - to jest wszystko zawodowsto i profeska na maxa i o jakimkolwiek 'gniocie' raczej chyba nie może być mowy.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam taką płytę: Adam Makowicz z Orkiestrą Filharmonii Częstochowskiej. Słuchałem tego kilka razy, usiłując dociec, co jest nie tak... wszak pianista ten to niezrównany interpretator Chopina na jazzowo, zwykle gra lekko, zwiewnie i z polotem. Tutaj zaś wszystko jakieś takie ciężkie jest, ospałe, bez energii. Coś nie zaskoczyło pomiędzy muzykami, i to niestety doskonale słychać na tej płycie.

Szkoda wielka, do tego dodajmy słabą jakość nagrania, i mamy po prostu płytę, której mogłoby w ogóle nie być :(

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra. Każdy tu może wstawiać swoje płyty, które nie mają duszy, zostały zagrane bez serca i feelingu, ale ktoś inny może z tym się nie zgodzić, bo akurat słuchając tych samych płyt poczuje ciarki na plecach.

To ja podam jeden na razie tylko przykład płyty, która oceniana jest wysoko, a której kompletnie jej nie czuję, bo nie ma w niej dla mnie niczego więcej poza sztampowym graniem wybitnych jazzowych muzyków. Wszystkie utwory "na jedno kopyto", słowem nuda. Dodam, że to płyta koncertowa, więc mogłoby się wydawać, że powinna być wykonana z większym zaangażowaniem przed publicznością. Niestety jest zagrana słabo, bez polotu i pomysłu na improwizacje.

 

Chick Corea - Trio Music Live in Europe (1986).

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez soundchaser
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety jest zagrana słabo, bez polotu i pomysłu na improwizacje.

 

 

Po czym kolega wnosi, że tak jest - mam akurat zupełnie odmienne zdanie, ale ja się nie znam na improwzacji, więc wierzę, że jest jak mówisz.

 

Posłuchajmy improwizacji bez pomysłu i bez polotu, słabej po prostu - najlepiej z numeru zamykającego płytę - 'Mirovisions' '-)

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

... to może jeszcze oklepany standard 'I Hear A Rapsody' - też bez polotu i pomysłu??? Oj Sound Sound - jedynie co można powiedzieć na twoje usprawiedliwienie, to chyba to, że brak Ci świadomości, ale jak już wspomniałem, nie ma nic złego w tym, że Ci się płyta nie podoba.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem - nie podoba mi się takie nudne granie. Słucham tego bez przyjemności.

Każdy kawałek podobny do poprzedniego. Ja tu nie czuję feelingu.

W trio można zagrać ciekawiej - np. EST.

 

brak Ci świadomości

 

To do poczucia w muzyce feelingu potrzebna jest świadomość?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiedziałbym tak - jaka świadomość, taki feel, czyli feel albo filutek. Ale nie chodziło mi o feel w twojej wypowiedzi, bo czuć możesz sobie co tylko chcesz i co dusza zapragnie, Odniosłem się do do Twojej kategorycznej oceny improwizacji trio, ale jak już wspomniałem, widocznie wiesz co mówisz. No offence - peace please.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, Chick niestety gdzieś od czasów Origin nagrywa same albumy nadające się do tego wątku. Szkoda

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, Chick niestety gdzieś od czasów Origin nagrywa same albumy nadające się do tego wątku. Szkoda

 

Też mam takie wrażenie...nawet wcześniej jeszcze - od Chick Corea Elektric Band.

Natomiast cała jego solowa działalność w latach 70-tych, wraz z RtoF jest dla mnie znakomita.

Może z wyjątkiem słabszych Tap Step i Secret Agent.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez soundchaser
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, Chick niestety gdzieś od czasów Origin nagrywa same albumy nadające się do tego wątku. Szkoda

 

 

Bez przesady - ale zgodzę się, że stał się bardziej celebrytą niż jazzmanem. A pudełeczko z kompletnymi nagraniami z Origin z BN jest znakomite pod każdym względem.

Chick, to dla mnie nieziemska postać, choć połowy którą ponagrywał nie mogę słuchać. Coś w tym jest co mówisz chick.

 

Nie zapominaj Sound, że lata siedemdziesiąte, to również płytki takie jak Circle, A.R.C., The Song Of Singing, Sundance, dwa wolumeny 'Piano Improvisations' i szereg innych wartościowych, oprócz tych wszystkich fusionów z RtF - tego już nie można słuchać, ale trzydzieści lat temu podobało mi się bardzo.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zapominaj Sound, że lata siedemdziesiąte, to również płytki takie jak Circle, A.R.C., The Song Of Singing, Sundance, dwa wolumeny 'Piano Improvisations' i szereg innych wartościowych

 

Pamiętam...jak również świetne: My Spanish Heart, The Mad Hatter, a nawet Friends.

 

Zacznę może od siebie i podaję pierwszy przykład - płytka 'Land of Giants' wydana przez Telarc i firmowana takimi nazwiskami jak McCoy Tyrner, Bobby Hutcherson, Charnett Moffett i Eric Harland. Po prostu nic się nie dzieje - czyściutka profeska, bez feelu, bez ognia, bez chemii... Odegranie swojego, wzięcie kasy i do domu, bo każdy ma swoje sprawy. Producent sesji - Elaine Martone. Równie dobrze mogłoby nie być tej płyty.

 

Aż sobie z ciekawości przesłucham tę płytę. ;-)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie rozczarowaniem była płyta Franka Zappy 'Shut up and play yer guitar", mimo, że całą jego twórczość darzę wielką atencją. Składanka najbardziej nawet porywających solówek gitarowych wyjętych z kontekstu utworów może być strawna, ale chyba tylko dla psychofanów Zappy, lub dla gitarzystów, którzy mają tu nie lada okazję do zgłębiania techniki instrumentalnej mistrza.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Integra Abrahamsen V2.0 UP, CD Abrahamsen V1.0 UP, monitory Chario Constellation Delphinus, interkonekt M&B AudioCable Diamond XLR, przewody głośnikowe QED Anniversary Ruby Red, przewody zasilające Yarbo 9000 i Yarbo 1100, wtyki Valab Carbon Rhodium

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i dużo świetnych, gdzie nie liderował - lata sześćdziesiąte 'The Thing To Do' z Blue Mitchellem lub początek osiemdziesiątych - 'Mirror, Mirror' z Joe Hendersonem. Zresztą jak tylko grał z takimi ludżmi jak właśnie Joe Henderson, Roy Haynes, Miroslav Vitous, Holland, Barry Altschul, Braxton... i wielu wielu innych, to był jazz, był feel i było nieziemsko.

 

To do poczucia w muzyce feelingu potrzebna jest świadomość?

 

Nie jest potrzebna, ale się przydaje '-) Przykładowo, wielu słuchaczy jak usłyszy 'Ona tańczy dla mnie' dostaje ciarów, nucą i wyskakują na parkiet - jest szał bał! Byłem świadkiem takiego zdarzenia na polskiej dużej imprezie - i niech mi ktoś powie, że tak nie jest. Po prostu ciary, żar i podskakiwanie! Czyż to nie jest feel? Nie wiem, jaki feel posiadają odtwórcy tego dzieła, ale prawdopodobnie też im ciary występują tu i ówdzie jak widzą szał widowni. Świadomość, która wpływa na feel, to przede wszystkim świadomość samych muzyków i ich feel, które to przechodzą na słuchacza, ale oczywiście nie muszą, ponieważ słuchacz nie wie tyle i nie rozumie tyle co profesjonalny, zawowodowy muzyk, a szczególnie jazzowy. Więc feel, jako przekaz muzyki wypływa od świadomości samych muzyków i poprzez tę energię dociera do słuchacza. I teraz podobnie jest ze suchaczem - jak ktoś sporadycznie słucha jazzu, albo wydaje mu się, że wszystko wie o muzyce jazzowej, to dla niego feel, który w danym wypadku jest obecny jak tlen w powietrzu, nie będzie występował, albo odwrotnie - tam gdzie go faktycznie nie ma, tam powie, że jest i mu ciary występują na łokciu i na piętach. A skąd to wiem? Przerobiłem to na sobie podczas wieloletnich koncertów, gigów i jamów jazzowych i słuchając niezliczonych ilości płyt jazzowych. To co kiedyś wydawało mi się piękne, skoczne, melodyczne, wartościowe i z wielkm feelem, teraz nie nadaje się do słuchania w ogóle. Itd, itp....

 

Więc czy świadomość jest potrzebna do odczuwania feelu? Uważam, że tak - oczywiście jak się chce zabrać jazzowy głos w dyskusji - w przypadku tupania nogą, nie jest ta świadomość do niczego potrzebna. Przykład na świadomość? Proszę - Anthony Braxton! Jak niewiele osób, które deklarują się jako znawcy jazzowi, doceniają tego gościa - a dlaczego? Sami sobie wytłumaczcie - a dojdziecie do podobnych spostrzeżeń, które wyszczególniłem w tym tekście. Samo ukształtowanie świadomości jazzowej nie bierze się tylko i wyłącznie z samego słuchania jazzu - choć jak wiadomo, im więcej się słucha, tym więcej się wie. Ale - można równie dobrze słuchać całe życie, nie wiedząc czego się słucha, a feel będzie, no bo jakżesz mogłoby go nie być? Słuchanie jazzu, czytanie o nim i przede przede wszystkim live - wszystke te czynniki razem dopiero ukształtowują i porządkują myślenie, a wraz z nim poczucie feelu, timu, rytmiki... itd itp. Też kiedyś mi się wydawało wiele, ale teraz wiem, że nic nie wiem o jazzie.

 

Pamiętam jak wczoraj, dosłownie, jak mi ciary przechodziły od uszów do pięt podczas słuchania 'Highway Star' Purpli - ale było to w szóstej i siódmej klasie szkoły podstawowej. A teraz? Nie odczuwam potrzeby słuchania tych rzeczy w ogóle.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też kiedyś mi się wydawało wiele, ale teraz wiem, że nic nie wiem o jazzie.

 

Nie żartuj sobie. Już Ci kiedyś pisałem, że nikt tu na forum nie wie o jazzie więcej niż Ty.

I nie traktuj mych słów jako słodkopierdzenia. ;-)

 

Pamiętam jak wczoraj, dosłownie, jak mi ciary przechodziły od uszów do pięt podczas słuchania 'Highway Star' Purpli - ale było to w szóstej i siódmej klasie szkoły podstawowej. A teraz? Nie odczuwam potrzeby słuchania tych rzeczy w ogóle.

 

Ja do dziś czuję ciarki. Niektóre płyty z lat 60/70-tych mogę słuchać dziś po raz 500-tny i zawsze będą u mnie wywoływały podobne reakcje.

Ale są też takie, które za małolata zwalały mnie z nóg, a teraz też ich nie mogę słuchać.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

płytka 'Land of Giants' wydana przez Telarc i firmowana takimi nazwiskami jak McCoy Tyrner, Bobby Hutcherson, Charnett Moffett i Eric Harland

 

Rzeczywiście masz rację. Przesłuchałem w całości 5 pierwszych utworów, resztę "po łebkach", bo nie dałem rady dalej tego słuchać. Na tej płycie nic się nie dzieje, oprócz sztampowego, rutynowego odegrania. Wygląda na to, że panowie nie dali z siebie nic więcej.

Podobnych płyt w muzyce jazzowej jest multum. Nie będę jednak ich tu przytaczał, żeby Cię nie denerwować. ;-)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ Sound, wcale mnie nie denerwujesz - każdy z nas ma rację i coś wnosi do dyskusji. Po prostu jest dużo jazzowych sesji na zasadzie 'jam session wielkich'. Jazz to też biznes i zarabianie na życie. Wszystko to co grają, to profeska i zawodowstwo na maxa, ale bez czuja - tak jak sex z call girl '-)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko to co grają, to profeska i zawodowstwo na maxa

 

Jaka to profeska, skoro grają bez duszy? To przecież tak jak polscy piłkarze na MŚ. Niby profesjonaliści, a grali bez serca i duszy. ;-)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszę Sound, nie przeginaj. Nie zawsze jest chemia, ale zawsze jest profesjonalnie i zawodowo. Ty chyba nie rozumiesz pewnych aspektów, a dlaczego nie rozumiesz? Jest na to odpowiedż - nie interesujesz się jazzem, ani go tak faktycznie chyba nie słuchasz - kiedy byłeś na jakimkolwiek koncercie jazzowym?

 

Grać profesjonalnie i zawodowo, nie oznacza z automatu, że musi być feel i chemia - to dwie różne rzeczy. Czasami jest, czasami nie ma - wszystko jest ważne, nawet wilgotność powietrza. Nie każda sesja musi iść na maxa - przecież to niemalże oczywiste, a Ty wyjeżdżasz z jakimiś dziwnymi teoriami.

 

Poza tym nie masz pojęcia, jak muzycy potrafią oszukiwać swoją publikę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Pozwólcie może, że jako prawie laik jazzowy (lecz otwarty na szerokie spektrum gatunków muzycznych) powiem jak to wygląda właśnie z mojej perspektywy. Ostatnio kolejny raz mnie wzięło, a włączę coś, spróbuję się jednak przekonać do tego gatunku, wypadło na którąś płytkę Chet Bakera z Bill Evansem i nie ukrywam było całkiem przyjemnie, w ślad za pierwszą poszła druga płytka, ale tu już po kilku kawałkach zorientowałem się że to są te same utwory co na pierwszej. Po krótkiej i przyznam się wybiórczej analizie tego co jest na Tidalu stwierdziłem, że np. ten sam kawałek " Early Morning Mood" występuje na ponad 15 różnych płytach Cheta. Z kolei ogólna liczba płyt tego artysty na Tidalu liczy ponad 180 "tytułów"!. Oczywiście nie muszę wam mówić, że to nie problem z tym konkretnym artystą tylko jest to w pewnym sensie standard tego gatunku.

 

I tu moje pytanie - Jak ten Jazz ma przyciągać coraz większe grona słuchaczy, jeśli takie dzielenie włosa na czworo, taka ilość powieleń dość często nie idąca w parze z jakością (twórczą, w rzędnym wypadku nie chodzi mi tu o jakość nagrania) potrafi prawdopodobnie zniechęcić pewnie znakomitą większość takich próbujących jak ja. Czy to co tutaj wspomniano, ta słaba lukratywność tego zawodu, chęć dorobienia, niestety co najgorsze też chciwość wytwórni, to na siłę mnożenie tytułów - czy to nie jest zjadanie własnego ogona w tym gatunku muzycznym? W muzyce nie łatwo jest stworzyć jedną wybitną płytę, bardzo ciężko jest zrobić kilka wybitnych płyt (dzieł w przypadku klasyki), co niektórym największym artystom można przypisać ponad 10 wybitnych pozycji i z całym szacunkiem w 180 tytułach ile może się znaleźć tych oryginalnych godnych odsłuchu?

 

ps. przepraszam Chet , że na Ciebie padło <3

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Twoje rozterki i jak najbardziej fajnie, że poruszyłeś ten temat. W większości jazz, to są te same 'piosenki' i właściwie temat nie ma większego znaczenia, ponieważ jest tylko pretekstem do improwizacji, czyli do jednego z najważniejszych elementów jazzu. Zwróć uwagę na ilość standardów, których jest co najmniej tysiąc opisanych i wyszczególnionych, a tych najważniejszych, to pewnie trzysta, albo ciut więcej. I praktycznie, jeżeli nie jest to jazz kreatywny, czyli formy awangardy i free, gra się tak jak słusznie zauważyłeś, jedno i to samo. Owszem, dużo rzeczy jest 'takich sobie', albo wręcz nawet słabszych niż 'takie sobie', ale nie zapominajmy, że wśród tysięcy wykonań są setki wybitnych. Myślę, że niezrozumienie i powód do 'frustracji' u początkowych słuchaczy jazzu leży głównie w braku świadomości, która niestety przychodzi dopiero po latach słuchania tego gatunku, zresztą nie tylko słuchanie tutaj wchodzi w rachubę, ponieważ można słuchać latami nie wiedząc 'czego się słucha'. W kontekście 'jednej piosenki' czyli na przykład jednego standardu wykonywanego setki razy i to nawet przez jednego wykonawcę, liczy się przede wszystkim w pewnym sensie rozprawienie z tym standardem, który jak już wspomniałem może być wykonywany w dziesiątkach wersji i na setki sposobów. Liczy się też jak najbardziej skład i chemia podczas sesji, liczy się brzmienie i zgranie zespołu, liczy się w jakim stylu jest dane nagranie, liczy się forma, metrum, konfiguracja w kontekście ilości muzyków i oczywiście instrumentów i, co bardzo ważne, jak już wspomniałem, improwizacja - własny język wypowiedzi. Ten 'język' związany jest niejednokrotnie ze środowiskiem, wychowaniem, przeżyciami, historią, miastem... no ze wszystkim, włącznie oczywiście z aspektami technicznymi improwizacji. Oczywiście, oprócz improwizacji zwraca się uwagę na nie mniej istotne elementy jazzu jakimi niewątpliwie są aranżacje, harmoniki, melodia, kształt dżwięku i frazowanie, rytm, swing... ale też na ducha samej muzyki jak i jej serce. To tak w wielkim skrócie byłoby co nieco, ale mimo wszystko namawiam na słuchanie jazzu i jego zrozumienie, które niestety przychodzi po czasie, ale jak już przyjdzie i złapie, to za chiny nie chce odpuścić. Generalnie rzecz ujmując, nie ma bardziej kreatywnej muzyki niż jazz w szerokim i ogólnym tego słowa znaczeniu.

 

Pozdrawiam.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

m4tech

 

Na wstępie przypominam,że Chet nadal nie żyje i nie może odpowiedzieć.To,że muzycy jazzowi grają często te same kawałki to w tym gatunku muzycznym normalne.Bo liczy się nie tyle co grają ale jak grają.Jak są kreatywni.Sam utwór jest tylko bazą,punktem wyjścia do improwizacji.I mogą go zagrać na różne sposoby ( czasami nie do rozpoznania).W muzyce tzw. poważnej sztuka improwizacji już dawno zanikła ( niestety) i liczy się przede wszystkim tzw. wierność zapisowi.Ale i tak pozostaje bardzo dużo miejsca na interpretację.Zarzut,że grają te same utwory muzykom poważnym też można postawić ale jakoś nikomu to nie przeszkadza.

Tak więc reasumując może spróbuj posłuchać tych różnych wykonań pod kątem tych różnic,tego co te wykonania wnoszą innego.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ Chicago,

dawno nie czytałem tak gęstej i pełnej definicji jakiegokolwiek gatunku muzycznego, czapki z głów, dziękuje. Gdzieś w głębi czuję jakiś narastający pociąg do tego typu muzyki, dającej chociażby wieczorne ukojenie dla duszy i umysłu po trudach całego dnia. Pewnych klimatów nie znajdzie się nigdzie indziej :)

 

@ wojciech,

dziękuję za przypomnienie, oczywiście wielka szkoda , że nie może już odpowiedzieć

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W muzyce tzw. poważnej sztuka improwizacji już dawno zanikła ( niestety)

 

Dokładnie tak, co gorsza, dziś już zapomnieliśmy, jak genialnym improwizatorem był Beethoven - pianista klasyczny. W literaturze można znaleźć wspomnienia ludzi, którzy go słuchali na żywo, przeważnie w latach jego młodości. Ponoć potrafił improwizować nawet przez godzinę, na dowolnie "podrzucony" temat, zaś wszyscy słuchacze byli oczarowani wielością melodii i stopniem komplikacji, jakie On potrafił wyczarować. Powszechne też było zasmucenie, iż wszystkich tych cudownych nut nikt spisać ni spamiętać nie zdoła, i że ulatują one bezpowrotnie... Skądinąd jednak wiemy, iż Beethoven miał fenomenalną pamięć muzyczną i z pewnością wiele z tych improwizowanych melodii wykorzystywał później w swojej "poważniejszej" twórczości.

W tamtych czasach, takie pojedynki fortepianowe były bardzo popularne i częste, zaś ich co lepsi uczestnicy zyskiwali dużą sławę i niemałe pieniądze. Można więc słusznie powiedzieć, iż tradycja improwizacji w muzyce ma naprawdę dość długą historię, mocno opartą w klasyce.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zapomnieliśmy i jest powszechnie wiadomym, że zarówno w muzyce jazzowej jak i dawniej w klasycznej improwizowało się w oparciu o szkielet harmoniczny i fundamentem improwizacji była melodia. To robił Beetnoven, a jeszcze wcześnie Bach i to do dziś robią muzycy jazzowi przaktycznie w każdym jazowym stylu, choć sytuacja zmienia się drastycznie w otwartych formach awangardowych i free - tam jest inna jazda, powiedziałbym, że najbardziej dojrzała - owoc i esencja. Ale żeby tak grać, trzeba przejść przez wszystkie etapy, od początku do końca, czyli od tradycji mainstreamu do free, czego przykładem jest John Coltrane - jego świadomość była ogromna, kosmiczna, Ale z drugiej strony znawcy mówią, że te wszystkie nauki od początku do końca wręcz przeszkadają i żeby grać free, trzeba je odrzucić, chociaż ja się z tym nie zgadzam i da się to wyczuć w muzyce jazzowej rozpatrując ją i analizując z punktu widzenia akademickiego. Fachowcy od razu wyczują braki i słabości muzyka, tzw. ściemę. Wyjątkiem był Ornette Coleman, który tak jakby zaczął od końca - i tam gdzie John Coltrane kończył, tam Ornette był od samego początku. Poszedł w odwrotną stronę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Parker's Mood

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chicago,

dawno nie czytałem tak gęstej i pełnej definicji jakiegokolwiek gatunku muzycznego, czapki z głów

 

Pisałem, że Chicago to fachowiec i znawca tematu...prawdziwa Perła tego forum.

Mógłby napisać i wydać jakąś książkę o jazzie i wszyscy czytalibyśmy ją jednym tchem. ;-)

 

To nie ironia - drogi Chicago, tylko szczere słowa, od serca. :)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

I tu moje pytanie - Jak ten Jazz ma przyciągać coraz większe grona słuchaczy, jeśli takie dzielenie włosa na czworo, taka ilość powieleń dość często nie idąca w parze z jakością (twórczą, w rzędnym wypadku nie chodzi mi tu o jakość nagrania) potrafi prawdopodobnie zniechęcić pewnie znakomitą większość takich próbujących jak ja. Czy to co tutaj wspomniano, ta słaba lukratywność tego zawodu, chęć dorobienia, niestety co najgorsze też chciwość wytwórni, to na siłę mnożenie tytułów - czy to nie jest zjadanie własnego ogona w tym gatunku muzycznym?

 

Wydaje mi się, że to specyfika rynku amerykańskiego. Tam po prostu najbardziej podobają się te piosenki, które już znają.

Jeśli zanurzysz się głębiej w morze muzyki twórców europejskich, przekonasz się, że standardy są tam (a raczej tu) raczej wyjątkiem niż...standardem właśnie :-)

 

Poza tym proponuję sięgnąć do źródeł i poznać standardy w pierwotnej, oryginalnej formie, czyli zazwyczaj jako piosenki albo utwory muzyki filmowej. Ja również dziwowałem się, po jaką cholerkę nagrywać po raz pięćsetny "On Green Dolphin Street", aż w końcu odpaliłem na YT pierwowzór i wszystko to zaczęło mieć nieco większy sens. Myślę, że jeśli poznasz oryginał, życzliwszym uchem albo nawet z zainteresowaniem wysłuchasz jego interpretacji.

 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z przykrością muszę stwierdzić,że ostatnie płyty Tomasza Stańki z jego amerykańskim zespołem należą do kategorii porażek.Tym bardziej przykro,że niedawno odszedł i że był wielkim muzykiem.Jak wiem ze źródeł dobrze poinformowanych te projekty,płyty i trasy były muzykom narzucone przez ECM.Tak naprawdę między muzykami nie było chemii.I to słuchać.

Na szczęście pozostawił wiele innych znakomitych nagrań.

 

Według mnie ten słabszy etap zaczął się już od płyty Dark Eyes nagranej z europejskimi muzykami. Pytanie więc czy to tylko kwestia składu czy też po prostu momentu, w jakim znajdował się już wtedy Stańko. Na tym tle 3 albumy nagrane z trio Wasilewskiego jawią mi się z perspektywy czasu jako bardzo udane i szkoda, że nie pociągnięto tego dalej. Nawet ostatnio czytałem wywiad z Wasilewskim, który też żałował, że nie nagrali czwartej płyty w tym składzie. Podobno byli na to gotowi ale Stańko wybrał inaczej. Pytanie po co, skoro efektem zmian była niezbyt udana płyta Dark Eyes, idealnie w sumie pasująca do tego wątku. Stańko chyba też nie był zadowolony z efektu skoro ten europejski skład przetrwał tylko jedną płytę, chyba że od początku miała to być efemeryda, o czym nie wiem. Może zresztą ten skład też był narzucony przez ECM i zabrakło chemii.. Nie byłby to pierwszy ani pewnie niestety ostatni przypadek jeśli chodzi o produkcje ECM z ostatniego ćwierćwiecza. Pewnie wiele z nich mogłoby trafić do tego wątku. Muzycy znakomici ale brak radości ze wspólnego grania i cień Eichera nad głową skutkuje często letnim efektem.. albo i zgoła lodowatym.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Drizzt

This ain't no party, this ain't no disco • This ain't no fooling around • No time for dancing, or lovey dovey • I ain't got time for that now

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • House of Marley Positive Vibration Frequency Rasta

      Patrząc na to, co lada moment zacznie wyprawiać się za oknem aż chciałoby się zanucić za nieodżałowanym Markiem Grechutą chociażby fragment niezwykle będącego na czasie utworu „Wiosna – ach to ty”. Dlatego też powoli, acz konsekwentnie warto przygotować się na prawdziwy wybuch zieleni a tym samym niemożność wysiedzenia w czterech „betonowych” ścianach. Jak to jednak w życiu bywa jeszcze się taki nie urodził, co … więc doskonale zdaję sobie sprawę, iż nie dla wszystkich pierwszy świergot ptaków j

      Fr@ntz
      Fr@ntz
      Słuchawki

      Czy płyty CD cieszą się jeszcze odpowiednią popularnością?

      W dzisiejszych czasach, ludzie coraz więcej rzeczy chętniej robią online. Odchodzi się od klasycznych rozwiązań, na rzecz nowatorskich rozwiązań. Ten stan rzeczy dotknął również branżę muzyczną. Normą jest, że artysta wydając nowy album, wypuszcza go również w wersji fizycznej, najczęściej w postaci płyt CD, które można zakupić w wielu sklepach. W opozycji do takich zakupów stoi oczywiście internet i rozmaite serwisy streamingowe, takie jak YouTube, czy Spotify. Warto się zastanowić czy, a jeśli

      audiostereo.pl
      audiostereo.pl
      Muzyka 26

      Marantz Cinema 30

      Choć z pewnością większość śledzących dział recenzencki czytelników zdążyła przyzwyczaić się do tego, że kino domowe gości u nas nad wyraz sporadycznie, to o ile tylko światło dzienne ujrzy coś ciekawego, to czysto okazjonalnie takowym rodzynkiem potrafimy się zainteresować. Oczywiście nie zawsze jest to klasyczny, przeprowadzany w zaciszu domowych czterech kątów test, jak m.in. w przypadku budżetowego, acz bezapelacyjnie wartego uwagi i po prostu świetnego Denona AVR-S770H, lecz również nieco m

      Fr@ntz
      Fr@ntz
      Systemy

      Indiana Line Diva 5

      Śmiem twierdzić, ze nikogo mającego choćby blade pojęcie o tym, co dzieję się wokół, jak wygląda rynek mieszkaniowy uświadamiać nie trzeba. Po prostu jest drogo, podobno będzie jeszcze drożej i tanio, to już było i nie wróci, a skoro jest drogo, to do łask wracają mieszkania o metrażach zgodnych z założeniami speców z lat 50-70 minionego tysiąclecia. Znaczy się znów aktualnym staje się powiedzenie „ciasne ale własne”. Dlatego też logicznym wydaje się popularność wszelkich rozwiązań możliwie komp

      Fr@ntz
      Fr@ntz
      Kolumny

      Bilety | DŻEM koncert urodzinowy| Koncert

      O wydarzeniu Kup bilet na koncert jednego z najważniejszych polskich zespołów bluesowych - zespołu Dżem! Grupa świętuje 40-lecie działalności, w związku z czym na koncertach na pewno nie zabraknie dobrze znanych przebojów, takich jak Wehikuł czasu, Whisky, Czerwony jak cegła czy Sen o Victorii. Dżem bilety na jubileuszowe koncerty już dostępne! O zespole Dżem Połączyli rocka, bluesa, reggae, country. Nagrali piosenki, które uwielbiają zarówno koneserzy, jak i niedzielni słuchacze

      AudioNews
      AudioNews
      Newsy
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.