Skocz do zawartości
IGNORED

Książka/Pamiętnik/Autobiografia?


Rekomendowane odpowiedzi

Kiedyś Nowy Bis w początkach AH pod Lanem, gdy opisałem przygody dziadka, powiedział - pisz, masz lekką rękę i niezłe pióro.

Jakieś 10, 15 lat temu? Dlaczego nie. 

Mam dość komentowania polityki, szarpania się z bolszewikami wszelkiej maści. Nie chce mi się polemizować czy walczyć.

Wypali, czy nie wypali? Coś w rodzaju książki. To opowieść o latach, na początku sześćdziesiątych, przechodzących w późniejsze.

 

Nie będzie tam czegoś, czego nie było. Najmniejszej konfabulacji. Być może mnie się to nie zdarzyło, ale zdarzyło się to mojemu kumplowi, siostrze, matce czy sąsiadowi.

Postaci staram się przekazywać plastycznie, byście je widzieli, by nie były takie jak sobie je wyobrazicie, tylko takie jak je opiszę.

Tu moim mistrzem jest oczywiście Tyrmand. Charakteryzował tak swych bohaterów, ze nikt nie miał wątpliwości. Ja wprawdzie nie dorastam mu do piet.

Drugim, Józef Mackiewicz - to według mnie najlepszy pisarz dwudziestego wieku. Uwielbiam Jego twórczość. Ale obok Tyrmanda charakteryzuje swych bohaterów.

Bardzo winszuję sobie polemikę. I wierzcie mi - wszystko musi zagrać. Ja cały czas gubię się w datach.

Nie będę wrzucał gęsto kolejnych części - te mam w głowie, z opowieści rodzinnych, z historii realnej, z weryfikacji.

Wszystko trzeba poskładać do kupy. Każdy rok. I tak z tym początkiem mam wielki problem.

 

 

 

Ale podzielę się z Wami

Dudek, czyli powieść szkatułkowa
================================


Dudek siedział na rancie wgłębienia szyb mydlarni Tereski i marzył. Był niewyspany.
Z letargu wyrwał go brutalny głos Kolańskiego - idziesz kretynie? 
Taaa idę, powiedział Dudek. I powlókł się do szkoły. 

Szkoła była olbrzymia. Dudek za każdym razem miał wrażenie, że go pochłania.
Na dole były metalowe klatki z przesuwnymi drzwiami. Klatki na uczniów. Ale teraz był maj i nikt nie miał co zostawić w tym więzieniu.
W górę drewnianymi schodami, wytartymi dupami i skarpetami wielu pokoleń.
Szkoła nie została zburzona w Powstaniu, choć Dudek bardzo to by jej to winszował.

Nauczycieli też nikt nie zbombardował. Byli wszyscy, co gorsza niektórzy uczyli też jego rodziców.
Wczoraj podsłuchał w domu, jak ojciec powiedział do matki - takie komunistyczne k**wy, wychowają ci syna.

No i Dudek miał problem, bo pomyślał o Zbigniwie. Jakiego syna? Starszego czy młodszego? Pani Ciszko, czy dyrektorka Wieczorek, której Dudek serdecznie nie znosił?
Zbigniew był starszym bratem Dudka, chodził z Aśką z ósmej klasy, bił się i w ogóle.
Był dla Dudka jakąś niemożliwością przyszłości. 
Ale spali w jednym pokoju. Wprawdzie Zbigniew śmierdział po meczach potem, niechętnie się mył i był opryskliwy.
Była też siostra, Anka. Ale Dudek jej nie cenił. Była młodsza i wypisywała bzdury w pamiętnikach, które Dudek kiedyś podejrzał.
Strata czasu.

Teraz Dudek miał zadanie - dopaść na dużej przerwie Zbigniewa i spytać go o te komunistyczne k**wy.


- Po co włazisz, ryknął na Dudka Raczek, który był dyżurnym klasy i właśnie wycierał tablicę.
Na ramieniu miał czerwoną opaskę.
Dudek miał głowę tak nabitą przemysleniami, że zlekceważył Raczka. Przesunął bezmyslnie wzrokiem po ścianie, na której Mickiewicz patrzył pogardliwie na Gomułkę, a Cyrankiewicz pożądliwie obserwował Kopernika.
Usiadł w ławce. Co teraz będzie?, spytał bezmyslnie. Co??? Gówno! - gotował się Raczek. Matematyka z tym wariatem.

Akurat tego profesora Dudek cenił. Uczył jego matkę przed wojną, był apoplektyczny i sympatyczny.
Mówili o nim antysemita. Co to takiego antysemita Dudek wprawdzie nie wiedział, ale śmiał się z jego wygłupów.

Profesor zwany Kierownikiem był jowialnym grubasem. Jego wielką, okrągłą głowę zdobiło coś w rodzaju wieńca laurowego z siwych włosów.
Właśnie wszedł i zaczęła się lekcja.

Dudek mimo zamyślenia, zrozumiał temat i zadanie. Nie było źle.
Ale rozpoczęło się odpytywanie. 

Na pierwszy bieg wezwany został Nogaj. O matmie nie miał większego pojęcia.
Stał przed tablicą i pocił się.

Aj waj!, ryknął  Kierownik - Kikko pyta się Prikko ile jest dwa razy dwa? Dwa razy dwa pod Halą Mirowską?
Jest tu więcej żydowskich idiotów? (Mama Nogaja handlowała owocami przed Halą Mirowską).

Zadzwonił dwonek. Nogaj stał się jedyną ofiarą.
Nikt go nie żałował. 

Polski - polskiego uczyła dystyngnowana pani Bielawska. Była prawdopodobnie wyjęta żywcem z XIX wieku i uciekła z nad Niemna pani Orzeszkowej.
Dudek lubił jej lekcję. Opowiadała o dzieciństwie Mickiewicza. O poezji. No i o Norwidzie.
Norwid Dudka zafascynował, bo wtedy zrozumiał coś niezrozumialnego. Że wszystko nie musi być proste jak w Trybunie Ludu, gdzie tłumaczą człowiekowi co jest dobre, a co złe. Dobrzy na przykład byli radzieccy kosmonauci, a źli niemieccy odwetowcy.
I Dudek polubił poezję.

Następne lekcje były nudne jak flaki z olejem. Geografia z Panią Powszechną, na której wbijała klasie wydobycie boksytów w Związku Radzieckim...
O boksytach Dudek miał takie same pojęcie jak o antysemityzmie. A o Związku Radzieckim jeszcze mniejsze.
Wreszcie zadzwonił dzwonek i Dudek był wolny.

Wybiegł ze szkoły. Była piekna wiosna 1968 roku, a Dudek był zakochany w Alinie Borowskiej, która nie miała o tym pojęcia.

Była śliczną dziewczyną, pod bluzką falowały małe piersi, a Dudek wyobrażał sobie, że jest Karin Stanek. Bez gitary.
Zresztą Alina bezwzględnie była ładniejsza od Karin Stanek, o co wprawdzie nie było trudno. Nie wiedział, jak ją podejść.

W tym momencie dojrzał Zbigniewa. Stał z kumplami pod rachityczną morwą rosnącą na skraju węglowego boiska.
Właśnie Gelo częstował Sportami z dziesiątki.
Zbych, chono tu! zawołał Dudek. Kumple Zbigniewa ryknęli śmiechem.
Zbigniew, czerwony ze wściekłości, niebezpiecznie ruszył w stronę Dudka. Ten odskoczył na bezpieczną odległość.
Dorwę cię w domu, kutasie... wycedził brat.
Przez zwoje mózgowe Dudka, niczym iskra elektryczna przebiegła imaginacja, co go czeka.
Zbyszek, jeknął - ja tylko chcę, żebyś mi wyjaśnił komunistyczne k**wy.
Zbigniewa zatkało. Poruszył ustami niczym karp, gnębiony przez ojca w okolicach Wigilii. Ccco? Cco takiego?
Dudek nie czekał, zwiewał jak zając przez rojsty.
 

Dudek, miał kumpla - Kulkena. Kulken już podrywał dziewczyny, a przynajmniej tak mówił. Dudek mógł się zwrócić tylko do niego.

Problem mógł rozwiązać również brutalny Zbigniew, który wyszydziłby Dudka lub przemądrzały Kulken-Jajko.
Dudek postawił na sąsiada i przyjaciela. W końcu mieszkali drzwi w drzwi, chodzili razem do przedszkola, póki Dudka z niego nie wyrzucili, bo podarł dziewczynce sukienkę. Z Kulkenem, jako czterolatkowie porównywali sobie własne przyrodzenia w blasku magicznego oczka radia Karioka, wielkości małej wanny. I wtedy zostali nakryci przez matki, zbesztani, wytargani za uszy i nazwani małymi zboczeńcami. To przypieczętowało ich braterstwo.
Dudek nie zapamiętał, który miał większego.
=========================================

Był przemądrzalcem Kulken-Jajko, ale Dudek niezwykle go cenił. Rodzinę Kulkenów, lubili również rodzice Dudka.

Szczególnie Pana Kulkena. Pan Feliks Kulken, czarnobrewy i czarnobrody, niepozornego wzrostu, ale wielkiego ducha, nie cenił sobie własnego wyglądu, czym absolutnie imponował Dudkowi. Był jak gdyby skrzyżowaniem pana Kleksa z Koszałkiiem Opałkiem.
Posiadał wielką bibliotekę, która fascynowała Dudka. Były w niej książki w różnych językach. Greka, łacina, niemiecki, nie mówiąc o polskich.
Piękne złocone i czernione skórzane grzbiety wybite wypukłymi literami. Antykwa - szczególnie te słowo przypadło Dudkowi do gustu.
Woluminy - mawiał pan Feliks.
Pan Kulken opowiadał Dudkowi o książkach. O niektórych mawiał z atencją, by za chwilę wyciągnąć z półki jakiś tom, którym machał Dudkowi przed nosem, nazywając autora idiotą. Wprawdzie Dudek niewiele z tego rozumiał, ale był zachwycony ekspresją mistrza (za takiego uważał pana Feliksa).
Z jego ust padały jak z procy nazwiska - Proust, Balzac, Krzywicka, Boy-Żeleński, Mackiewicz (jeden nie był równy drugiemu), Eurypides, Faulkner, Cezar, Tacyt, Herodot, Twain, Poe,Tołstoj (jeden nie był równy drugiemu). Pan Feliks zafascynował Dudka. Na kilkadziesiąt lat, o czym ten jeszcze nie wiedział.

Natomiast pani Matylda, mama Jerzyka (zwanego Jajko) była kobietą na wskroś zasadniczą i rozstawiała wszystkich po kątach, w szczególności własnego męża - lekkoducha, rozmawiającego w obłokach z Sokratesem, Wergiliuszem czy Hemingwayem.
Jajko twierdził, że jej pra-prababką była indianka z plemienia Komanczów. I coś w tym było. Twarz miała pociągłą, ciemną nieskazitelną cerę, władcze ruchy i kruczoczarne włosy.
Odprowadzała Jajko i Dudka do przedszkola i w tym czasie przesłuchiwała Dudka, co jadł na śniadanie. Wprawdzie bieda w obu domach piszczała, ale Dudek oczywiście kłamał, że bułkę z szynką i pił kakao (wprawdzie zjadał talerz bułki z mlekiem, cukrem i masłem - gdy było w domu) co utwierdziło panią Matyldę do końca życia, że Dudek jest notorycznym kłamcą, potencjalnym materiałem na przestępcę i zagrożeniem dla jej młodszego syna.


Kulken miał starszego brata jak Dudek, w którym była zakochana jego matka.
Chciała zrobić z niego drugiego Miczurina, ale chyba jej nie wyszło, bo Izydor okazał się pragmatykiem i poszedł na studia prawnicze.
Był nieprzyjemny, pewny siebie i Dudek go nie lubił. Zresztą Izydor i Zbigniew gardzili młodszym rodzeństwem, bili ich i okradali z kieszonkowego.
Kulken i Dudek zaprzysięgli im zemstę.
Natomiast Kulken, był niezależny. Był wręcz "libertyński" (słowa tego kiedyś użył ojciec Dudka) i Dudek stwierdził, że pejoratyw pasuje do Kulkena, co wprawiało go w niejaki niepokój.
Nie mniej, pokochał Kulkena. Kulken okazał się fajny, mimo, że trzymany krótko przez matkę, był trochę tchórzliwy.
Tym Dudek się nie przejmował, bo do "bohaterstwa" miał innych kolegów.

===============================================================

Pewnego razu za namową matki, Dudek odwiedził bibliotekę na końcu ich ulicy. Ulica kończyła się trawiastym rondem z pętlą autobusową, zwanym Jojkiem i właśnie przy niej funkcjonował Dom Kultury. W środku oprócz biblioteki dla młodzieży i dorosłych, mieściła się również kawiarnia (kiedyś Dudek jako maturzysta będzie w niej grał w brydża i pokera na niebagatelne stawki) i szereg sekcji kulturalno oświatowych.
Dudek błyskawicznie zakochał się w bibliotece, co przyszło mu dość łatwo, bo od dziecka był wdrażany do czytania przez babcię.

Babcia była szczupła wręcz sucha, siwa i zasadnicza. Ukończyła szkołę pani Stefanii Tołwińskiej przy ulicy św.Barbbary, zwaną Zakładem Naukowym.
Jej ojciec, a pradziadek Dudka, bogaty warszawski kupiec, mógł pozwolić sobie na niebotyczne czesne, sięgające 120 rubli rocznie.
Babcia, oprócz doskonałej znajomości przedmiotów ścisłych, władała bezbłędnie greką, łaciną, rosyjskim, francuskim i niemieckim.
Wprawdzie nie poszła na studia, ale na życzenie ojca skończyła Szkołę dla panien z dobrych domów w Wieliczkach, gdzie dzieliła sypialnię z hrabiankami Czetwertyńskimi. Wyniosła stamtąd praktyczne umiejętności jak szycie, cerowanie, zarządzanie służbą domową, a nawet... pojęcie o hodowli kur i owiec.
No i swym wykształceniem, prześladowała lekkomyślnego Dudka.
Do tego miała przyjaciółkę o zapędach stricte pedagogicznych. Panna Helena Tucewicz, mieszkająca na Kolonii Mokotów, była osobą korpulentną, niewysoką i zaciągającą z wileńska. Głowę jej zdobiły małe srebrne loczki. Pachniała lawendą. Przed wojną była guwernantką mamy Dudka, a teraz całe nauczycielskie wzmożenie przenniosła na niego.
I Dudek zaczął edukację od... Drugiej części Dziadów! Nie od Kubusia Puchatka, Klechd domowych, Mary Poppins...
Po latach matka opowiadała Dudkowi, w jak wielkim zdumieniu stanęła, gdy zdejmując płaszcz w przedpokoju usłyszała sześciolatka deklamującego:

Naprzód wy z lekkimi duchy,
Coście śród tego padołu
Ciemnoty i zawieruchy,
Nędzy, płaczu i mozołu
Zabłysnęli i spłonęli
Jako ta garstka kądzieli.
Kto z was wietrznym błądzi szlakiem,
W niebieskie nie wzleciał bramy,
Tego lekkim, jasnym znakiem
Przyzywamy, zaklinamy.

To było wariactwo, choć Dudkowi się podobało, bo panna Helena (nigdy nie wyszła za mąż, bo narzeczony został zasieczony przez bolszewików pod Radzyminem) wszystko przekładała do młodej głowy, która wprawdzie nie była przygotowana, ale była gotowa.

Panna Helena zadbała również o religijność Dudka, który przez indolencję? tumiwisizm? rodziców nie był ochrzczony. Rodzina nie była specjalnie religijna mimo, że obserwowała wszystkie Święta. W 1966 Dudek został ochrzczony przez księdza Chowańczaka z Arpadów. Tych od przedwojennych futer.
Był to jeden z najinteligentniejszych duchownych w Warszawie. Dudek niewiele z tego pamiętał, może, że pociekła mu woda święcona za koszulę.

I dziękować Bogu, w tym samym roku, w Katedrze św. Jana, Dudek wypchnięty przez pannę Helenę z bukiecikiem fiołków przed Prymasa Wyszyńskiego, został pogładzony po lnianej główce i ucałował pierścień na Jego ręce. Wtedy Dudek odczuł to jako przymus. Teraz? Jako przypadek.
(Dzisiaj pamiętam rozbawione oczy Prymasa i życzliwość spojrzenia. Ale On miał to dla wszystkich dzieci, wypychanych przed szereg przez głupich dorosłych.)

Dudek zaproponował Jajku wyprawę do biblioteki. "Biblioteka", wymawiał z namaszczeniem i powagą, by kumpel nie odmówił.
Zobaczmy, rzekł Jajko. Maszerowali i wyglądali jak bliźniacy. Mieli takie same buty, spodnie, czapki. Tylko kurtki różniły się kolorami.
Dudek miał granatową, Jajko zieloną. Mimo końcówki maja było zimno i siekł deszcz.
Dotarli. W bibliotece na pierwszym piętrze było ciepło i przytulnie. Miła pani przy biurku założyła im karty biblioteczne, na które nie mogli się napatrzeć.
Początkowo, ruchem stadnym przemieszczali się między metalowymi regałami. Później się rozeszli.
Pierwszy był Jajko. Dudek znał już trochę książek i  cały czas marudził.
Ale w końcu wyszli. Wymieniali się tytułami, autorami, wymyślali sobie od kretynów. Tak zostali czytelnikami.

===========================================================================

I tak zacząła się wielka przygoda Kulkena i Dudka z książkami. Co czytali? - wszystko.
Wyprawa do biblioteki (czytelni) jak ją nazywał Dudek stała się rytuałem. Czymś w rodzaju magii.
W pewnym momencie pani bibliotekarka dopuściła ich do Biblioteki dla dorosłych.
Francja Sartre'a, Stracone pokolenie, Remarque, antyfaszyzm. Zdumiewające, że Dudek nie został wtedy komunistą.

Ale mało brakowało. Napełniony ideami idiota, dostał na dzień dobry po enuncjacjach, w mordę od brata. Matka przyświadczyła.
Dowiedział się o Katyniu, Kresach, Łupaszce i wytrzeźwiał. Przeszedł błyskawiczną lekcję historii.
Oczywiście generalizuję. Dudek dostał do czytania różne rzeczy i  w końcu uwierzył rodzinie.

Tym bardziej, że bezlitosny Zbigniew punktował - gdzie ojciec Ciechomskiego? W Katyniu.
Gdzie matka i ojciec Lutka? Zamordowani na Koszykowej.
A gdzie twój ulubiony bohater z "Kamieni na szaniec"? Wyfrunął przez okno?

Dudek poddał się argumentom i nawet było mu wstyd.
Pradziadek kapitalista i kamienicznik, a żona w PPS i sanitariuszka w I  WS, 
dziadek ułan od Beliny, babcia sanitariuszka w I i II WS i Powstaniu, 
matka łączniczka w Powstaniu, a ojciec ch*j go wie, gdzie.

Dudek był zagubiony jak cielątko, które odbiegło od matki. Zagubił się w historii.

Ojciec uciekł przez Węgry do Austrii. Dudek stał się apolityczny i kończył szkoły. A raczej szkołę. 

Dostał się do beznadziejnego Liceum Technicznego.
Miał być operatorem maszyn informatycznych. Wprawdzie matka załatwiła mu wejście do lukratywnego Reytrana, ale Dudek poznał tam niezłe dziwolągi.
I pozostał  tam na sześć lat (dwóch nie zdał). Były miłe dziewczyny, nauczycielki. I partyjny dyrektor idiota.
I bułgarskie maszyny liczące. Dudek zapoznał się z nimi cztery razy i w trakcie dwie się spaliły.
Dyro kiedyś kazał kumplowi wezwać matkę - mama jest w służbie w USA dla PRL. To niech przyjdzie ojciec! - Tata jest w Australii w służbie PRL.
I kolega Bombała, który wkurwił się na języku rosyjskim i wyszedł przez okno z pierwszego piętra.
Sorbona, ta przyszła, mogła by się wypchać. U nas nie było narko. Były alpagi.

Nie mniej Dudek, ociągając się skończył szkołę z wyróżnieniem z języka polskiego.
Matura napisana w godzinę. Medal.


 

Pięknie piszesz, tak jak się przeszłość pamięta. Nie wiem czy się nie obrazisz na analfabetę za takie porównanie, ale czyta się Ciebie z podobną lekkoscią jak wczesne dzieła Jerzego Pilcha.

"Bez dywanu audio jitter będzie słychać"

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.