Skocz do zawartości
IGNORED

Gulda, Horowitz, Rubinstein.


Gość papageno

Rekomendowane odpowiedzi

Gość papageno

(Konto usunięte)

Witam.

Po pierwsze - nie jestem muzykiem.

Po drugie - nie za bardzo potrafię pisać o muzyce.

Po trzecie - moje muzyczne wybory dokonują się w myśl zasady: "Jeśli mnie coś wzruszy, rzuca mi się na uszy"

 

Pianistyką zainteresowałem się zupełnie przypadkowo i niecodziennie. Jeden z klocków w moim systemie sprawił, że pokochałem dźwięk fortepianu. Zgronadziłem już stosunkowo dużą ilość nagrań muzyki fortepianowej i jeszce więcej pianistów - od Giesekinga po Lang Langa i Blechacza.

 

A jednak to ci trzej (Gulda, Horowitz i Rubinstein) wywierają na mnie piorunujące wrażenie, choć każdy z innego powodu. Chciałbym poznać Wasze zdanie na temat tych wykonawców.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy genialni, sporo znam Rubinsteina z RCA, Horowitz wiadomo Sony SBM, a Gulda znam tylko grajacego sonaty Mozarta wydane przez DG, takze chetnie poczytam o muzyce...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

Z Guldą mam niemal wszystko z klasyki (pomijam jego jazzowe eksperymenty - na razie). Brakuje mi jeszcze 2 koncertów fortepianowych Mozarta, tych z Harnoncourtem. Wiem, że nagrał coś Chopina, ale znawcy twierdzą, że słabe. Rubinstein - wspaniały box Original Jacket Collection, a Horowitza całe mnóstwo, musiałbym zajrzeć do szafy. Wszystko wydębiłem z www.ccd.pl. Właściciel wie, gdzie stoją konfitury.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

papagenie

No to jeżeli znasz ich tak od podszewki, to może sam swoje wrażenia napiszesz? Dlaczego akurat ci trzej? Bo to wybór bardzo znaczący się wydaje. Albo który komplet Sonat Beethovena z Guldą zda ci się lepszy?

Pa-pa-pa-papa

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

Ha, Winnetou, jesteś podstępny. Wszak mówiłem, że o muzyce nie potrafię pisać. Jakby to ująć?

Każdy z nich jest klasą dla siebie. Gulda za matemetyczne traktowanie zapisu nutowego i uwagę poświęcaną artykulacji ("graj każdą nutę tak, jakby od tego miało zależeć twoje życie") a jednocześnie ogromna dawka swingu. Tak swingu. Sam Mistrz pisał: " Jeżeli w tym co grasz jest swing - jest dobrze, jeśli nie, to źle"). No i uczucia - niby totalny luz, a jednak słyszysz kompozytora, prawdziwego (chyba),a z całą pewnością nie na piedestale ("każdy wykonawca opowiada swoją legendę o kopmozytorze - też Gulda). Mnie się jego legendy szalenie podobają.

 

Horowitz - myślę, że tak jak u Chopina, Mahlera, Beethovena - osobiste doświadczenia mają przeogromny wpływ na interpretację. To co wydobywa się spod jego palców wstrząsa, wzrusza, dodaje skrzydeł i co tam jeszcze.

 

Odmiennie Rubinstein. Życia miał więcej niż udane- i to też słychać w jego muzyce. Jest radosna, wykwintna, chaciałoby się powiedzieć salonowa, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wszak Mozart był ewidentym salonowcem. No to na razie tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś poszło, Papageno, jakoś poszło :)

I na dodatek całkiem zgodnym: każdy jest odmienny, stąd wybór zdał mi się znaczący. Ładne te cytaty z Guldy - tym bardziej, że nie śledziłem jego wypowiedzi, zatem dla mnie nowości.:)

A jak Ci się koledzy klasowi Guldy podobają zatem? Jak byś porównał z Badurą-Skodą, Brendlem czy Demusem, albo z mistrzem Edwinem Fischerem?

Sonaty Beethovena oczywiście, oczywiście we wcześniejszej edycji. Fantastyczne. Ale nie wszystkie - ostatnie są zagonione, nie ma czasu się skupić. Od Hammerklavier, albo i od op. 90 - do końca.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

No i trafiony i zatopiony. Goniąc za żywiołkami drobniejszego płazu odkryłem moich idoli i tak mnie to pochłonęło, żem nieszczęsny nie zwracał uwagi na resztę. NIE MAM żadnego z mistrzów wymienionych przez Ciebie. Wiem - wstyd i hańba. Muszę się podciągnąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

Czy jest normalnym człowiek, co w niedzielę rano studiuje czasy utworów? Nijak nie jest. Mimo to sprawdziłem w dostępnych wykonaniach. Np Hammerklavier u Gilelsa - Allegro 12,24 a u Guldy "tylko" 9,30. U Gilelsa Scherzo. Assai vivace -2,53 u Guldy 2,20. To są fakty. Ale ja nie użyłbym sformułowania, że Hammerklavier jest "zagoniona". Raczej jest "wyrazem energii nie znającej przeszkód, żelaznej siły woli".I w legendzie Guldy to wyszło, u Gilelsa nie. Dlatego właśnie Gulda.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A warto powiedzieć, że Gilels też ostro przez nią zasuwa... Może nie w pierwszej części jeszcze, ale w Fudze. Z tym, że w Hammerklavier najważniejsza jest wolna część trzecia - a tu im wolniej, tym lepiej, oczywiście jeśli umie się zachować spójność i napięcie. Różności można uzyskać - od Goulda do późnego Kempffa, Gilels zresztą też znakomity, Annie Fischer takoż... szczęśliwie dużo można wymieniać, ale mnie się akurat Gulda nie mieści, dla mnie to było rozczarowanie. Choć Twoja charakterystyka na pewno słuszna: żelazna siła woli nieznająca przeszkód. Ale tu akurat może warto poznać przeszkody i znaleźć na nie sposób, tu potrzeba po prostu refleksji, a najlepiej medytacji...

Całkiem miło sprawdzać w niedzielę czasy utworów. Jeszcze milej - ich posłuchać :)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

Zgoda, szybko nie zawsze znaczy dobrze. Chyba w 1979 roku wszedłem w posiadanie nagrania "Czterech pór roku" Vivaldiego w wykonaniu Pierre Walleza. Przez kilkanaście lat było to JEDYNE wykonanie, jakiego słuchałem aż do znudzenia, znałem je niemal na pamięć. Aż w 1997 kupiłem CD Nigela Kennedy,ego i doznałem szoku. Gdzie ona się tak spieszy? Po piwo? Nie mogłem tego słuchać. Dokupiłem jeszcze kilka innych wykonań, żeby nabrać dystansu. (Marriner, Accardo, Karajan). I co się okazało? Że ten Speedy Nigel nie taki zły - do dziś chętnie po niego sięgam.

 

U Guldy fascynuje mnie jeszcze coś. Czytałem, że grał on na specjalnie spreparowanym fortepianie i tak np.w Wohlteperierte jego instrument brzmi bardzo klawesynowo, podobnie w sonatach Mozarta. Jest niesłychanie perliście, skowronkowato wręcz. I to mi się podoba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie sobie jako tło do pracy zapuściłem owo WtK z Guldą - i pomyślałem, że czas by tu zajrzeć :)

 

Stwierdzenie, że Kennedy się spieszy po piwo, może być wyjątkowo wręcz trafne... Tamto nagranie było przełomowe, bo wyzwoliło Pory roku z gorsetu - nawet na dawnych instrumentach przecież Standage z Pinnockiem grali je wcześniej "jak należy". Standage to zresztą był (jest?) wielki muzyk, może największy muzyk wśród barokowo poinformowanych skrzypków. Bez efekciarstwa, za to grający wielką naturalnością. Po Kennedym dopiero przyszedł Biondi... i się ruszyło galopem. Ale tu powinno być o pianistach. Mnie akurat nie imponują sztuczki przy fortepianie (choć też nie przeszkadzają) - jak chce ktoś grać na brzmiącym klawesynowo, niech zagra na klawesynie. Albo np. szpinecie. W tym nagraniu WtK fortepian faktycznie brzmi jasno, jakby miał górne alikwoty wyostrzone, basy zaś lekkie. Ale tak dobry pianista, jak Gulda, zbliżony efekt mógł osiągnąć samym uderzeniem. I to jest sztuka! ... No tak, w Preludium 7. Es, z I tomu, granym na pedale, słychać to "przesterowanie" już bardzo wyraźnie.

A przy okazji radzę sięgnąć po nagrania pianistów przeze mnie wspominanych... Zwłaszcza po Edwina Fischera. To był wizjoner, nie precyzyjny pianista, nie "żelazna wola", ale artysta, który muzykę swą widział ogromną... Jego kilka przedwojennych nagrań sonat Beethovena to swoisty rozdział w historii ich interpretacji, nieporównywalny z nikim. Podobnie II Koncert Brahmsa, nagranie z Furtwaenglerem, live z Berlina '42 (Fischer był Szwajcarem). Powojenne zapisy już nie mają tego przekonania... A oczywiście są najpopularniejsze. Ale też warto ich posłuchać.

No i Badura-Skoda, który też jeszcze grywał z Furtwaenglerem, a rok temu słyszałem go jeszcze w Krakowie... Momenty były piękne. 10 lat temu w Dusznikach nie były to tylko momenty. Pianista idealnie klasyczny, ideał specjalisty od całego klasycyzmu wiedeńskiego. I nie tylko, bo znam parę jego wycieczek nie tylko pokrewnych, neoklasycznych (Frank Martin), ale i Chopinowskich - fascynujące! Może nawet bardziej, niż repertuar klasyczny, który w końcu po prostu pozostaje grany "idealnie", ale w efekcie nie zaskakuje - tu zaś szereg niezwykłości.

To tak na zachętę. Owocnego szperania i miłych wrażeń.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

No, rozbudziłem się na dobre.

Sugerujesz, że Nigel już w 97 realnie spieszył się po piwo?

Co do Guldy - nie byłby sobą, gdyby tak po prostu zagrał na klawesynie. Albo szpinecie. Wyszperałem gdzieś zapis audycji radiowej poczynionej przez P. Kamińskiego po śmierci Guldy. Konkluzja: wielkim pianistą był, ale... i tu nastąpił opis jego niekonwencjonalnych zachowań, okraszony przykładami muzycznymi. Wtedy autor prorokował, że 20 koncert fortepianowy Mozarta, nagrany przez wiedeńczyka z Abbado nie przejdzie do historii!! W MOIM odczuciu przeszedł jak diabli. Nawet japończycy wydali go na SHM. Osobiście uważam to nagranie ( i nagranie 21 koncertu) za majstersztyk. Jest to Mozart radosny, ale i pełen zadumy, buńczuczny gdy trzeba, ale i wzruszający.

 

Pytanie: skonkretyzuj, na czym polegała wizja Fischera?

 

Skoro jesteśmy w wątku pianistycznym - czy spróbowałbyś napisać, czemu po Konkursie Chopinowskim Zimmermana "słońce ostatnich kresów nieba dochodziło?" Co z jego talentem, dlaczego tak tragicznie zamilkł?

 

W moim domu od dłuższego czasu niepodzielnie króluje Horowitz. Moja żona uznała, że to Demiurg i nikogo innego nie chce słuchać. A ja, jako genetyczny buntownik, coraz częściej cichcem podsłuchuję Louisady (co się z nim stało? Tak cudownie nagrał Mazurki Chopina !) i Askhenazego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

>czemu po Konkursie Chopinowskim

>Zimmermana "słońce ostatnich kresów nieba dochodziło?" Co z jego talentem, dlaczego tak tragicznie

>zamilkł?

 

Guten morgen, Papageno.

pytasz o talent Zimermana czy o losy Konkursu po roku 1975? Zimerman nie zamilkł, idzie po własnej trajektorii, tyle że nie ma w niej miejsca na brudzenie się polskim kurzem. Stąd bywa w Polsce raz na dekadę przy okazji wynoszenia nam kaganka oświaty - ot taka łaska WIELKIEGO ARTYSTY wobec przypadkowych ubogich krewnych z dziczy i bagien. Stąd to tournee z Bacewiczówną przecież również. A tournee z Koncertami Chopina - warto pamiętać! - wzięło się tylko z tego, że mer Bolonii, który miał dać salę na próby, trafił do kicia, i z całej długiej sesji prób nic nie wyszło (fakty piszę z pamięci sprzed 10 lat, opowiedziane przez jednego z muzyków z orkiestry). Wówczas dopiero padł pomysł, by ten czas, z którym nagle nie wiadomo było, co zrobić, wykorzystać na koncerty w Polsce. Świat się nim zachwyca raz bardziej, raz mniej (z jego koncertów robi się wydarzenia, ale też zdaje się np. odmówiono mu występu bodaj w Hamburgu, gdy zaprogramował głównie Gershwina; gdzie indziej sala świeciła solidnymi pustkami itd.) - czyli w sumie normalny los solisty-muzyka. Jedyny jego pech, to że najwyraźniej chce uchodzić za boga, a jest jednym z wielu pianistów. Z plusami i minusami.

Co zaś do Konkursu... o, to duży temat :/ Może poczekamy jeszcze półtora roku, zobaczymy jak w nowych władzach przejdzie.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co do Louisady - gra, trochę manierycznie, ale wciąż jest obecny... w drugiej, albo i trzeciej lini. Ale jest. Choć słyszałem go już... no tak, to już ze 12 lat mija... :(

Za to Horowitz zawsze w lini pierwszej. Jak to z demiurgiem - można się z nim nie zgadzać, uważać, że prawdziwi bogowie są gdzie indziej, ale jednak nie sposób ominąć, i zazwyczaj nie sposób mocom stwórczym nie ulec. Trudno się z żoną nie zgodzić, nawet jeśli się jest buntownikiem, przyznasz zapewne.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

A wiesz, że już namierzyłem Fischera i Badurę-Skodę. Pan Marek Koszur okazał się - jak zawsze -niezawodny.

Ciekawe to o Zimmermanie, dziękuję. A Ty gdzie byś szukał demiurgów?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zerknąłem na stronę CCD. Ta płyta Fischera z Koncertem C Kv 503, Fantazją i Haydnem wygląda ciekawie. Nie znam tego nagrania. To właśnie zamówiłeś? Może coś jeszcze z ukrytych zasobów, bo trochę mało wyskakuje na stronie - Badury-Skody nic. Czym się będziesz cieszył?

 

Mnie trudno byłoby wskazać bezwzględne bożyszcza... Raczej ciekawi mnie rozmaitość. Choć są tacy, na których uwagę zwracam szczególnie, jak na Hofmanna. Natomiast praktycznie nigdy w niczym nie zawiódł mnie, tzn. zawsze zachwycał, zawsze potrafił mnie przekonać w pełni do swej koncepcji, nawet jeśli z założenia różniła się trochę od moich upodobań (jak w Fantazji Chopina) - Benedetti.

Więc preferuję rozpiętość - od Hofmanna do ABM, albo wręcz do najpóźniejszego Arraua (niesamowity) zmieszczą się wszyscy, którzy mają coś ciekawego do zaproponowania :)

Zresztą między Horowitzem, Guldą i Rubinsteinem też jest na nich miejsce. Stąd wątek zwrócił moją uwagę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

^kebaP1

 

Hm, przyznam szczerze, że Twoje pierwsze użycie terminu "demiurg" interpretowałem w nieco innym duchu, niż "bezwzględne bożyszcze" - myślałem, że chodzi Ci o tych spośród WIELKICH pianistów, których siła osobowości i indywidualnego stylu nieuchronnie wyziera zza interpretacji, tych, którzy narzucają swoją - często genialną - subiektywną wizję brzmienia utworu, pozostającą nieraz nawet wbrew oczywistym intencjom kompozytora czy wbrew duchowi epoki; tych, którzy stwarzają niejako dzieło na nowo. Trzeba ich grę przyjmować "z dobrodziejstwem inwentarza", często wielbiąc wybrane kreacje i nienawidząc innych.

I to mi się wydaje równie - a może i bardziej - ciekawym tematem do dyskusji niż sam kształt top-listy rankingowej wirtuozów fortepianu.

 

W tak zdefiniowanej kategorii Horowitz zajmuje bezdyskusyjnie jedno z honorowych miejsc, zgodnie z Twoim bardzo trafnym opisem. Inni, którzy mi na myśl przychodzą, to choćby Gould i Pogorelić. Zapewne także Gulda - choć jego akurat znam najsłabiej...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dong, 3 Kwi 2009, 13:51

 

Z pewnością masz rację, tak należałoby to rozumieć i mniej więcej o to mi pierwotnie chodziło. Potem jednak odpowiadałem na pytanie papagena, w którym tak, bardziej w cudzysłowie, demiurgów zrozumiałem :) Tak mi wynikło z kontekstu - w końcu wcześniej Papageno pisał o swoich ulubionych pianistach po prostu.

Ale dzięki Twej uwadze pojawiło się nam sprecyzowane rozróżnienie na demiurgów i bożyszcza. I dobrze. Więc takim moim demiurgiem byłby zdecydowanie Hofmann. Gould i Pogorelić jak najbardziej również. Zwłaszcza Pogorelić współczesny, który robi się demiurgiem skrajnym... i dlatego wyjątkowo ciekawym, a niekiedy fantastycznie odkrywczym. Gulda - moim zdaniem czasami. Za to Edwin Fischer jak najbardziej. Kapell, choć można się nie zgodzić. Arrau. Kempff. Schnabel. Mniej ich jakby dzisiaj - brak wyjątkowych, poszukujących osobowości. Dominuje akademizm. Ale wstawiłbym np. Ivana Moraveca - niby akademik, ale wyjątkowy. Tyle że też już do przemijającej epoki niestety należy...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

^kebaP1

 

z mniej może znanych, ale też "demiurgowatych" przypomniałem sobie jeszcze Radu Lupu - bardzo ciekawy, charakterystycznie kształtujący dynamikę (operujący znacznie częściej piano niż forte), z pięknym dźwiękiem i rozciągający utwory częstokroć w nieskończoność... nie nudząc przy tym.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

Mam tylko dwa nagrania Arraua: 1 koncert fortepianowy Beethovena nagrany w 1964 z Concertgebouw pod Haitinkiem, oraz Beethovena Koncert na fortepian, skrzypce i wiolonczelę (Szeryng i Starker) z New Philharmonia Orchestra pod Inbalem (1971).

 

To pewnie średni Arrau? Coś mi nie dawało spokoju, gdy przesłuchiwałem te nagrania, ale w pierwszym przypadku głównie zwracała moją uwagę wspaniała gra Concertgebouw i Haitinga. Teraz się wsłucham w fortepian, porównam z ulubionym Guldą i dam wyraz - jeśli będę potrafił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, to właśnie "średni" Arrau. On przechodził całe życie głęboką ewolucję, od rozważnego superwirtuoza, przez fazę monumentalną (to właśnie okres tych nagrań z Haitinkiem), która następnie się rozmywała w zdawałoby się już może geriatrycznych dłużyznach w latach 70., zazwyczaj zamazanych pedałem (choć wiele nagrań z tego okresu jest bardzo ciekawych), aż po okres skrajnie późny, gdzie te dłużyzny, jeszcze wolniejsze, nagle stały się magią, skupioną medytacją, najmędrszą liryką - światem całym. Szczęśliwie dożył momentu, w którym osiągnął Parnas jedyny. Jest trochę Sonat Beethovena, Sonata G-dur Schuberta, jeden Debussy, Walce Chopina niesamowicie muzycznie przeżyte, trochę Bacha, niezwykła Sonata h Liszta... częściowo wydane w boksie Philipsa "Claudio Arrau. Final sessions". A częściowo niestety nie, jakoś trudne teraz do dostania pojedyncze płyty full price.

Najmniej z tego ciekawe są Koncerty Beethovena, gdzie towarzyszy mu Staatskapelle Dresden pod Colinem Daviesem; dyrygent przejął się niestety samymi tylko tempami, bez magii mądrości, i całość po prostu się ciągnie.

Natomiast Haitink ze swą Concertgebouw jest faktycznie wspaniały. W efekcie powstało bardzo klasyczne nagranie, monumentalne a prężne. Ja jednak żałuję, że nie nagrał wówczas tych Koncertów jeszcze dla EMI, z KLempererem. To byłoby niesamowite - dwaj granitowi tytani. Zdarzają się ich live, ale w innym repertuarze... tzn. w Chopinie :) A Beethovena z Klempem nagrał Barenboim, niestety.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"W marcu 1999 roku do Austriackiej Agencji Prasowej przyszedł faks z informacją o śmierci znanego, choć bardzo ekscentrycznego pianisty Friedricha Guldy. Depesza mówiła o ataku serca, jakiego dostał artysta na lotnisku w Zurichu. Jakież więc było zdziwienie dziennikarzy i czytelników, gdy kilka dni później w prasie ukazały się zapowiedzi wielkanocnego koncertu pianisty pod bardzo stosownym w tym wypadku hasłem „Recital na Zmartwychwstanie”. Gulda wystąpił na nim w towarzystwie tancerek go-go z grupy The Paradise Girls.

Pianista zmarł naprawdę rok później, choć okoliczności śmierci też budziły tragikomiczne skojarzenia. Odszedł bowiem w wyniku ataku serca 27 stycznia – w dniu urodzin Mozarta, co podobno było jego (data, nie sam fakt śmierci) marzeniem."

„Przekrój” 12/2009

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Kim jest mój przyjaciel, który jest nieprzyjacielem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Papageno, bezdenny - to rozumiem, ale co się robi ze szkatułami? ;) Ty masz za to te swoje dzwoneczki...

 

A tu nam się pojawiła ładnie opisana najsłynniejsza historyjka o Guldzie. Z tym, że słyszałem o jego falstartowym ogłoszeniu zgonu - właśnie jako udanym dowcipie - jeszcze na parę lat przed jego śmiercią. Coś więc się chyba tam w Przekroju komuś poprzestawiało. Ale mniejsza o to. Teraz i tak już, niestety, po wszystkim.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za onetem:

"Doktor Jekyll był pianistycznym fenomenem: wyczucie stylu, techniczna maestria, wierność wobec tekstu i niespożyta energia, rentgenowskie i spekulatywne podejście do polifonii i mistrzostwo w operowaniu rytmem, czyli czasem. Mister Hyde – w nieodłącznej mycce i koszulce w kwiaty, pół Dyzio, pół mistyk, czasem na golasa, wiecznie spontaniczny, przeplatający sonatę Beethovena i Mozarta przygłupią arią na fleciku, komponujący pyszne fugi w stylu jazzy – najczęściej mija się z meritum, chociaż wpisuje się z wdziękiem w paradygmat nowoczesności, która zazwyczaj bywa byle czym, lecz czasem – gwoli tajemniczej alchemii cross-over, gdy kult nieosiągalnej, przeszłej doskonałości krzyżuje się zmysłowo ze współczesną wrażliwością – wprowadza słuchaczy w stan euforii.

 

Tak było pod koniec pamiętnego letniego wieczoru w Montpellier, podczas którego artysta uszczęśliwiał publiczność na przemian Beethovenem, Mozartem, Chopinem, Debussym i parafrazami oper lub wiedeńskich przebojów, wplatając tu i ówdzie własne kompozycje i wszystko jak leci komentując. `Nie wiem, czy to ciągle jeszcze program, czy to już bisy, ale mnie to nie robi żadnej różnicy, myślę, że państwu także nie` – mówił Friedrich Gulda po odegraniu „Piosnki wiedeńskiego fiakra" i przed puszczeniem się w następny szlagier. Firma Accord wszystko to wiernie odtworzyła, włącznie z wyciem samolotu wplatającym się w natchnioną Sonatę opus 110"

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Kim jest mój przyjaciel, który jest nieprzyjacielem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość papageno

(Konto usunięte)

No żesz....Tak, był behavioralnie odmienny, ale czy to zaprzecza jego maestrii? A Gelnn Gould - był behavioralnie poprawny? Mam wrażenie, że przykłada się różne miary do tych dwóch (nie tylko) "odmieńców". Friedrich był Wiedeńczykiem nienawidzącym Wiednia. Wiednia, z jego zakłamaniem, obłudą, hipokryzją i kołtuństwem. I miał odwagę dać temu wyraz. Czemu happeninigi w wykonaniu rockowców - pożal się Boże - są dobre, a guldowe złe? Lennon goły dobry, Gulda goły zły? To mi pachnie inkwizycją lub IPN-em. Ale mniejsza o to. Jego muzyka się broni, a zwolenników - w miarę upływu czasu - będzie mu przybywać. Przekonacie się. Albowiem najtrudniej jest być... itd. Gulda był wybitnym pianistą, tylko potrzeba czasu, żeby to ocenić. Co się dzisiaj gra na fortepianie, no co?... Krytycy uznają: ten jest cacy, a ten jest be... Ja w to nie wchodzę. Mam własny aparat odbiorczy.. I wiecie co? Dobrze mi z tym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • House of Marley Positive Vibration Frequency Rasta

      Patrząc na to, co lada moment zacznie wyprawiać się za oknem aż chciałoby się zanucić za nieodżałowanym Markiem Grechutą chociażby fragment niezwykle będącego na czasie utworu „Wiosna – ach to ty”. Dlatego też powoli, acz konsekwentnie warto przygotować się na prawdziwy wybuch zieleni a tym samym niemożność wysiedzenia w czterech „betonowych” ścianach. Jak to jednak w życiu bywa jeszcze się taki nie urodził, co … więc doskonale zdaję sobie sprawę, iż nie dla wszystkich pierwszy świergot ptaków j

      Fr@ntz
      Fr@ntz
      Słuchawki

      Czy płyty CD cieszą się jeszcze odpowiednią popularnością?

      W dzisiejszych czasach, ludzie coraz więcej rzeczy chętniej robią online. Odchodzi się od klasycznych rozwiązań, na rzecz nowatorskich rozwiązań. Ten stan rzeczy dotknął również branżę muzyczną. Normą jest, że artysta wydając nowy album, wypuszcza go również w wersji fizycznej, najczęściej w postaci płyt CD, które można zakupić w wielu sklepach. W opozycji do takich zakupów stoi oczywiście internet i rozmaite serwisy streamingowe, takie jak YouTube, czy Spotify. Warto się zastanowić czy, a jeśli

      audiostereo.pl
      audiostereo.pl
      Muzyka 32

      Marantz Cinema 30

      Choć z pewnością większość śledzących dział recenzencki czytelników zdążyła przyzwyczaić się do tego, że kino domowe gości u nas nad wyraz sporadycznie, to o ile tylko światło dzienne ujrzy coś ciekawego, to czysto okazjonalnie takowym rodzynkiem potrafimy się zainteresować. Oczywiście nie zawsze jest to klasyczny, przeprowadzany w zaciszu domowych czterech kątów test, jak m.in. w przypadku budżetowego, acz bezapelacyjnie wartego uwagi i po prostu świetnego Denona AVR-S770H, lecz również nieco m

      Fr@ntz
      Fr@ntz
      Systemy

      Indiana Line Diva 5

      Śmiem twierdzić, ze nikogo mającego choćby blade pojęcie o tym, co dzieję się wokół, jak wygląda rynek mieszkaniowy uświadamiać nie trzeba. Po prostu jest drogo, podobno będzie jeszcze drożej i tanio, to już było i nie wróci, a skoro jest drogo, to do łask wracają mieszkania o metrażach zgodnych z założeniami speców z lat 50-70 minionego tysiąclecia. Znaczy się znów aktualnym staje się powiedzenie „ciasne ale własne”. Dlatego też logicznym wydaje się popularność wszelkich rozwiązań możliwie komp

      Fr@ntz
      Fr@ntz
      Kolumny

      Bilety | DŻEM koncert urodzinowy| Koncert

      O wydarzeniu Kup bilet na koncert jednego z najważniejszych polskich zespołów bluesowych - zespołu Dżem! Grupa świętuje 40-lecie działalności, w związku z czym na koncertach na pewno nie zabraknie dobrze znanych przebojów, takich jak Wehikuł czasu, Whisky, Czerwony jak cegła czy Sen o Victorii. Dżem bilety na jubileuszowe koncerty już dostępne! O zespole Dżem Połączyli rocka, bluesa, reggae, country. Nagrali piosenki, które uwielbiają zarówno koneserzy, jak i niedzielni słuchacze

      AudioNews
      AudioNews
      Newsy
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.