Ktoś nas wszystkich oszukał. Ktoś powiedział, że by słuchać muzyki na wysokim poziomie, należy mieć ciężki wzmaczniacz, duże kolumny, srebrne kable, gramofon, lub przynajmniej DAC z dekodowaniem MOA czy DSD.
A tymczasem za tysiąc PLN można kupić aktywne kolumny z przetwornikiem AMT, które deklasują wszystkie klocki w podobnej cenie i w małych/średnich pomieszczeniach startują śmiało do pełnowymiarowych kompletów w cenie co najmniej średniej krajowej (pianocrafty niech się chowaja).
Adamy T5V, bo o nich mowa, kupiłem jako spełnienie zachcianki i długo odkładanego eksperymentu z kolumnami aktywnymi. Chciałem sprawdzić jak to jest, no i po paru tygodniach mogę stwierdzić, że nadzwyczaj interesująco.
Pierwsze co wpada w ucho to zaskakująca dynamika. Wzmacniacze pracujące w klasie D zapewniają natychmiastowe skoki głośności, tu i teraz i tylko/aż tyle ile trzeba.
Potem dochodzi dysonans poznawczy, czy to możliwe że takie małe przetworniki mogą generować taki bas i taki wolumen, na poziomie uczciwych podłogówek. Potem dyscyplina, artykulacja i czystość, brak podbarwień. Czarne tło. Tak, dzwięki i nic poza nimi, tak jak zostały zarejestrowane.
Ale, by nie było za łatwo... Dobrze się stało, że tyle lat czekałem na taką okazję, bo znam już pewne zależności i zasady obowiązujące w audio. Jako młody człowiek pewnie bym zrezygnował zaraz po podłączeniu Adamów do komputera z mp3.
Niestety, są to monitory studyjne i mimo aksamitnego AMT, i możliwości regulacji poziomu podbicia pasm (ustawione mam na 0), nie wybaczają słabych realizacji.
Wystarczy jednak dobrej jakości źródło, DAC, który nie wyostrza średnicy, równo/ciepło grający (lepiej się zgrywają z Fiio E10K niż z DacMagic 100) i mamy prawdziwy spektakl. Oczywiście skopanej relizacji nic nie uratuje, więc i tu musimy się ugiąć (Tidal master też często odpada).
Adamy T5V (podstawa oferty tej firmy), to na tyle ciekawe odkrycie, że postanowiłem skompletować drugi system (współpracuje także TV) i ostatnio nawet częściej go słucham niż główny.