Szukałem czegoś co mogłoby zastąpić mojego dobrego grajka Luxman L-410, solidna konstrukcja z 1985 r., który jest ze mną dobrych kilkanaście lat. Od nowego sprzętu oczekiwałem dobrego dźwięku oraz trochę nowości technicznych i użytkowych. Wybór padł na model Yamaha A-S501, wiem że Yamaha zazwyczaj oferuje dużą moc oraz przestrzenne, w miarę uniwersalne brzmienie. Ważne dla mnie było aby był dobry przetwornik DAC, dający możliwość strumieniowania muzyki przez bluetooth (kodek AptxHD), regulacja tonów i zdalne sterowanie (dzisiaj raczej standard).
Teraz o dźwięku. Po wyjęciu i podłączeniu wzmacniacz grał względnie ostro i praktycznie nie miał uporządkowanej sceny. Jednak już po kilkunastu godzinach, dźwięk się uporządkował i nabrał sensownych kształtów. Trzeba podkreślić, że Yamaha w moim domu trafiła na mocną konkurencję w postaci starego, ale jednak Luxmana (całkowicie sprawnego), który nawet używany kosztuje niewiele mniej od Yamahy. Będę więc porównywał te dwa brzmienia. Yamaha w porównaniu do Luxmana gra lżej, z nieco większą przestrzenią i bardziej wyrazistymi wysokimi tonami. Co do basu to tutaj jest pewne podobieństwo, w Luxmanie bas jest bezpośredni i mocny bez jakiejś finezji, Yamaha bardziej go maskuje, chociaż wydaje się, że schodzi niżej (w jednym i drugim wzmacniaczu dodaje bas tak około +3/4 ustawienia, mam średniej wielkości kolumny podstawkowe Kenwood z wymienionymi zwrotnicami). W zakresie średnich tonów są słyszalne różnice, Luxman nimi „czaruje”, szczególnie podobałoby się to miłośnikom wokali, słychać każdą chrypkę w głosie i wokale jakby „wychodzą” przed scenę, można je śledzić, podziwiać, ganić i się nimi emocjonować (trochę podobnie jak czasami słyszymy to na koncertach). Ten obszar Yamaha stara się zamaskować i jest dużo ostrożniejsza w przekazie. Wokale nie wychodzą przed szereg. W zakresie wysokich tonów Yamaha może z kolei się bardzo podobać, wysokie tony są dźwięczne i o ile realizator nie zaplanował ich za dużo, dają miłe uczucie obcowania z pełnym instrumentarium, dopełniając niejako brzmienia (w Luxmanie ten obszar prezentacji jest dosyć ubogi). W zasadzie można powtórzyć za wieloma recenzjami, że Yamaha brzmi skrajami pasma, starając się wydobyć maksimum z muzyki, oferując ładną przestrzeń. Scena dźwiękowa jest szeroka, rozmieszczenie wokali i instrumentów całkowicie prawidłowe (przed wygrzaniem był tu pewien bałagan). Efekty przestrzenne są wyraziste (Luxman jest tu bardziej powściągliwy). Na duży plus należy ocenić przetwornik DAC. Po podłączeniu transmitera, dźwięk jest bardzo dobrej jakości, wypełniony, przestrzenny. Tego elementu wzmacniacza bardzo się obawiałem, obawiałem się brzmienia płaskiego, „cyfrowego” bez większych emocji (jak z taniego mp3), na szczęście jest dobrze. Do cichego słuchania przydaje się płynna regulacja loudness, w nocy naprawdę fajne udogodnienie, jednak na co dzień raczej z tego się nie korzysta.
Ponieważ do czasu streamingu (Spotify itp.), muzyki słuchałem z gramofonu bądź kaset, postanowiłem podłączyć posiadany gramofon Thorens TD145 do Yamahy i muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony. Przedwzmacniacz gramofonowy, mimo prostoty, dźwiękowo jest dopracowany, jedynie dodaje trochę treble +1/4, wtedy gramofon gra nieco żywiej. Otrzymujemy więc taki dodatkowy bonus dla fanów analogu. Piszę o tym bo „przerabiałem” wiele wzmacniaczy i w zasadzie w większości z nich przedwzmacniacz gramofonowy nie brzmiał, dźwięk był płaski, bez polotu i przestrzeni (był taką zapchajdziurą). Mój dotychczasowy przedwzmacniacz Project tym samym trafił do szafy.
Podsumowując, Yamaha może się podobać, ma moc, ma przestrzeń, ma piękną górę i usiłuje grać jakby od niechcenia ale jak trzeba to przyłożyć pełną mocą i mocnym basem. Porównując, Luxman to taki piec do mocnego i konkretnego brzmienia, bez zastanawiania się nad każdą nutką, a Yamaha stara się być bardziej subtelna, nienarzucająca się, tak jakby chciała zadowolić każdego słuchacza. Duży plus za część cyfrową i przedwzmacniacz gramofonowy.