Opis ten może będzie nieco nietypowy, ale taki też czasami jest potrzebny. Po Warszawie plącze sie mój wieloletni kolega ( okularki i bardzo wyskie zdanie o swojej wiedzy audiofilskie) - ma w domu zestaw kina domowego firmy Sony, chodzi po sklepach i opowiada jaki ma świetny sprzęcik. Z niewiadomych powodów postanowił wypozyczyć jakiś wzmak - hm ... czyżby jednak cos nie grało ? Po wstawieniu wzmaka w miejse amplitunera ( nie będę niko zasmucał opisem tego co słychac z tych kolumn made in China w oryginalnym zestawieniu ...) natychmiast poprawiła sie dynamika całości. Niestety w spośób nie wystaraczający. Otwarta kwestią jest to czy "świetne koluminki" Sonego da napędzic sie czyms innym niz kierat z parą koni. Stereofonia była wręcz idealna. Porawiła sie równiez czystość dzwięku. W dalszym ciągu jednak były prablemy z rozdzieleniem planów. Kolego był wyraźnie zdegustowany. Wzmacniacz oddał do sklepu. Dla mnie była to jednak ważna nauka - wystarczyło uszlachetnić jeden kolocek w torze dźwięku i zmaiana była od razu kolosalna !!! Drugi wniosek jest taki - kino domowe to kino domowe, a hi fi to hi fi. Koniec kropka. Nie ma hi endu na kinie domowym !!! Kolejna sprawa to taka, że nie ma to jak dobre samopoczucie. Kolego twierdzi iż jego zestawik ma 28 na 30 cech hi endowego sprzętu. Mój pseudozestawik ma 2 cechy z 30 ( jakis nędzny Krell z Mc Intoshem).
Krótko mówiąc - ważne jest to jak my odbieramy swój sprzęt a nie inni.