Zamiast wyrzucić ogromne pudło z kasetami, które zagracało mi piwnicę, postanowiłem nabyć magnetofon i odkurzyć muzyczne wspomnienia. Najpierw kupiłem 480-tkę, ale tak namiętnie ją "serwisowałem", że zepsułem :-)
Drugi strzał to właśnie 100E - celny! Egzemplarz ładnie zachowany, choć nie gabinetowy. Podoba mi się prostota konstrukcji i obsługi. Trzy silniki, dwie głowice, ale i tak nie nagrywam, więc żaden żal, podobnie z brakiem regulacji prądu podkładu. Nie jest to konstrukcja dual capstan (jak choćby starsza 480-tka), ale jak gdzieś ktoś mądrze napisał na jednej ze stron dedykowanych Nakom - te magnetofony bez dual capstan grają lepiej niż najbardziej zaawansowane konstrukcje innych firm.
Jest tylko dolby B, ale i to bez znaczenia, bo redukcji i tak nie włączam - brzmi zdecydowanie lepiej. Po prostu, brzmienie jest tak fajne, że nic nie trzeba poprawiać, redukować ani regulować. Złota zasada audiofilizmu, czyż nie?
Wygląd nawe jest nie tyle przestarzały, co - dla mnie - dziwaczny. Skaczące dwa czerwone słupki mogą być wkurzające, ale na szczęście słucham odwrócony plecami do sprzętu (w pracy).
Przyciski i mechanizm chodzą cichutko i delikatnie, jak nowe.
Brzmienie? Może tak: zrobiłem porównanie paru płyt, odtwarzając je równocześnie (niemal) z gramofonu i Naka. Pomijając różnicę siły sygnału - zagrało bardzo podobnie. Zaskoczył mnie porządny, muskularny bas, nie jakaś tam rozlazła watolina.