To druga część mojego podsumowania trzech wzmacniaczy, które mam przyjemność użytkować.
Postanowiłem wsłuchać się dokładnie (co najmniej przez kilka tygodni) i porównać trzy wzmacniacze z tej samej półki cenowej. Oprócz opisywanego YBA Integra także Arcama FMJ A22 i Sonneteer Alabaster.
YBA to przede wszystkim czystość i przejrzystość dźwięku. Kompletny brak 'kurtyny', to dźwięk zimny (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu - nie mylić z beznamiętnością), szczegółowy, dźwięczny, zróżnicowany i z przepięknym basem. W zasadzie wszystkie pasma grają tak, jak powinny, choć wokale są odrobinę wycofane.
Oczywiście nic nie jest idealne i YBA Integre również. Bardzo starannie należy dobrać okablowanie (i tu nie działa zasada im drożej tym lepiej).
Przede wszystkim jednak nie można jej nazwać uniwersalną. Nie sprawdza się w rockowym łojeniu, czy przesterowanych 'syntetycznych' dżwiękach.
Po prostu została stworzona do wyższych celów ;-), jest wprost wymarzona do jazzu (ach te smaczki, niuanse, trąbka raz delikatna i pastelowa, raz wwiercająca się w głowę i świdrująca ), klasyki (ach ta scena, widać, gdzie siedzą muzycy, dźwięki fortepianu mocne i namacalne), akustycznych bluesowo - rockowych kompozycji (gitara J.L. Hookera łka prześlicznie, podobnie jak głos PJ Harvey. R. Waters w 'Amused to Death' i Pink Floydzi w 'The Wall' brzmią naprzemian delikatnie, dostojnie, a to majestatycznie, a muzyka otacza słuchacza, 'zamyka go na widowni').
Tak, to naprawdę kawał przyzwoitego piecyka.