Gdy kupowałem Pioneera w komisie chodziło mi po prostu o jedno: żeby w końcu sprawić sobie poważny odtwarzacz CD (w tamtym okresie miałem tylko Diorę 502 i Philipsa 751, które mnie nie zadowalały. Ponieważ w tym okresie nie miałem do dyspozycji zbyt duzych środków, wybór padł na PD-S505, jeden z "legendarnych" modeli japońskiej firmy wyposażonych w transport z talerzem i głowicę ustawioną laserem w dół.
Pioneer PD-S505 to przyjemny dla oka odtwarzacz z centalnie umieszczoną szufladą, nad która znajduje się czytelny wyświetlacz. Po prawej stronie znajduje się większość przycisków, których rozmieszczenie jest łatwe do opanowania. Znajduje się tu także regulowane wyjście słuchawkowe. Po lewej znajduje siękilka rzadziej używanych przycisków (rzadziej - oprócz przycisku ON/OFF oczywiście!), w tym przełącznik DISPLAY ON/OFF (powiew audiofilizmu:) ). Jeśli zatem komus przeszkadza bardzo "brzmienie" wyświetlacza, może sobie wyłączyć... . Na tylnej ściance znajdziemy parę regulowanych (szkoda) z pilota gniazd RCA i wyjście optyczne. Kabel sieciowy zamocowany został niestety na stałe. Co do jakości montażu - nie można mieć zastrzeżeń - OK. Podsumowując zaś wygląd - odtwarzacz niektórym się spodoba, niektórym nie - kwestia gustu. Dla mnie wygląda za mało nowocześnie, ale też i nowoczesny nie jest.
Słuchałem Pioneera długo, wnikliwie i w przeróznych kombinacjach (nawet na nie swoim sprzęcie!!!) i... kurcze coś jest z tym brzmieniem nie tak. Faktem jest, że średnica jest lepsza niż w Philipsie CD 751, ale ogólnie brzmienie nie zachwyca. W zasadzie to właśnie tony średnie są najmocniejszym punktem brzmienia. Tu w zasadzie jest wszystko w porządku - dokładnie tak jak ma być. Czysto i neutralnie, czasem bywa to nawet wciągające. Bas jest prawidłowy, w niektórych konfiguracjach nieco jakby za słaby, ale w pozostałych jest go tyle, ile trzeba. 505 nie ma tu skłonności do przesady, nie zmusza głośników do dudnienia, a jedynie buduje solidną, choć niezbyt masywną podstawę basową.
Niestety w przypadku budżetowych konstrukcji zawsze musi być jakieś "ale". Tak jest i w tym przypadku, a główny problem polega na tym, że owo "ale" dotyczy znacznej części górnego przedziału pasma akustycznego, który niestety w wykonaniu Pioneera odstaje od reszty pasma. Problem polega na tym, że o ile górne zakresy instrumentów muzycznych brzmią wciąż dobrze i "pasują" do średnicy, o tyle wszelkie "cyknięcia" juz tak atrakcyjne nie są. PD-S serwuje nam tu górę nieco wycofaną, ale jednocześnie suchą i mało detaliczną, co daje paradoksalne odczucie jasności brzmienia (częsty problem także tanich kopułek). Polega to mianowicie na tym, że brzmienie wydaje się nam jasne nie dlatego, ze wysokich tonów jest za dużo, ale dlatego, że wciąz nas wkurzają i ciągle w ten sposób przykuwają naszą uwagę, nawet jeśli ich głośność jest prawidłowa. Jak już napisałem, podobne, choć nieco bardziej "spektakularne" efekty otrzymamy słuchając tanich kopułek. Taki charakter brzmienia buduje wśród nas dogmat o fatalności jasnego brzmienia, mimo, że sam nie ma z jasnością nic wspólnego, ale koniec może tego wywodu :). Problem ten demoluje całe pozytywne wrażenie starannie budowane przez niższe zakresy.
A szkoda, bo gdyby góra była ładniejsza, dźwieczniejsza i nie zżerała tylu detali PD-S505 byłby na prawdę bardzo dobrym urządzeniem, którego możnaby słuchać w nieskończoność. A tak jest to najwyżej dostateczny CD, z którym śmiało może konkurować budżetowe DVD 763 SA Philipsa (wstyd!!!), które moze i ma nieco gorszą średnicę, ale gra o wiele bardziej poprawnie i nie męczy słuchających. Różnicę słychać zwłaszcza w przypadku wzmacniaczy Sony i Diora (patrz rubryka System). Zwłaszcza z Sony Pioneer gra potwornie sucho, chwilami aż uszy bolą, za to Philips z tym wzmacniaczem daje zupełnie odwrotny efekt. Szczerze mówiąc Pioneer mocno mnie rozczarował.