Tę końcówkę kupiłem tak dla frajdy na allegro. Dwieście złotych to niewiele, ale frajdy sporo. Pierwsza reakcja - zdumienie. Obudowa to jeden odlew (zamykany od spodu wytłumioną przykrywką), chyba aluminiowy, a na pewno niemagnetyczny, pozbawiony otworów. Po bokach piękne żeberka radiatorów, z tyłu tylko para złoconych RCA oraz dwie pary przywoitych gniazd głośnikowych (widły, banany, golce, do wyboru). Przód - asceza, tak jak lubimy: maleńkie przyciski z metalu: włącznik zasilania, kolumny A i B, mono, a nad nimi bardzo skromne i gustowne, zielone diody. Koniec. Kolor szampański. No i waga: to gabarytowe maleństwo (jakieś 26 cm szerokości) waży z 8 kilo jak nic (muszę wreszcie zważyć).
Nie dysponując przedwzmacniaczem, musiałem na początku kombinować. Przepuszczenie dźwięku przez inny wzmacniacz byłoby bez sensu, więc podpiąłem bezpośrednio CD z regulowanym wyjściem. Od razu słychać było k l a s ę dźwięku. Poszczególne źródła, a zwłaszcza ludzkie głosy zabrzmiały nadzwyczaj realnie, uobecniły się. Ale w takiej minimalistycznej konfiguracji wszystko było niedopuszczalnie przesunięte w górę, bas był pod kontrolą, ale za mały i za chudy. Oczywiście, sygnał z odtwarzacza był zbyt słaby.
Sytuację zupełnie zmieniło podpięcie przedwzmacniacza lampowego (wykonanego na zamówienie przez Grzegorza z Nowego Sącza - teraz ładnieszą wersję tego prototypu można kupić na allegro od k7, nazywa się Akord). Wrócił bas - i to jaki! Teraz już naprawdę nie można się było przyczepić, chociaż... Nie mam pojęcia, jaką moc wyjsciową oferuje ten David, na obudowie jest jedynie napisane, że pożera 350 W. Niech odda z tego jedną trzecią, dziekuję, wystarczy. W internecie na ten temat zdań niewiele i sprzecznych: 30W, 50W, 70W i nawet 130W. Jak ktoś zna prawde, nie nie milczy.
Ale o co chodzi z tą mocą. Ano znowu bas. Owszem, dużo go, ale ten najniższy niekiedy lubi pohulać, tak jakby nie mógł się powstrzymać. Rezonanse i dudnienia to nie jest to, co lubią tygrysy. Czyżby zbyt mało mocy?
Dokupiłem (cudem) za 300 zł drugą końcówkę (na szczęście nikt nie wiedział, co to jest, ha), grają sobie we dwie jako monobloki, no i teraz jest już świetnie. I bez żadnych ale.
Jeśli macie jakieś wyobrażenie dźwieku naturalnego, kontrolowanego, miłego uchu a przy tym szczegółowego, jeśli śni się wam po nocach audiofilska przestrzeń z realistyczną separacją instrumentów - to właśnie coś takiego oferują te małe Aurexy. Wierzcie lub nie wierzcie. Pojawiają sie czasami na niemieckim ebayu, ceny w granicach 100-200 euro, warto spróbować. Może ktoś jeszcze się przekona i założymy sobie klub ;-)?