Niewielkie urządzenie o mocy 2 x 60W na kanał.
"Z twarzy podobny zupełnie do nikogo";)
Pasywny wzmacniacz angielskiej manufaktury na rynek holenderski.
Ogólnie:
Powtórzę po przedmówcy, bo to dobre określenie - Stemfoort SF60 gra dźwiękiem arystokratycznym. Dodam jeszcze, że szlachetnym i pełnym empatii. Takim do zaprzyjaźnienia się, zakochania.. inaczej - ciepłym, pełnym uczuć, otwartym, barwnym.
Bas:
Oderwany od reszty pasma, ale przyszyty gumą - fruwa tu i tam, jest konturowy, mocny, prężny, jędrny i kolorowy. Fruwa na tej gumie jak na bunji, ale nigdy nie odfruwa. Jest pod pełną kontrolą i w zasadzie zawsze jest spektakularny (niezależnie od rodzaju muzyki).
Scena:
Ogromna, nieograniczona oraz głęboka - dźwięki na prawdę odrywają się i pędzą do uszu z różnych kierunków. Niektórzy muzycy siedzą za oknem na parkingu ;-) Stereofonia nie do opisania.. w ogóle ciężko wyrazić słowami wyjątkowość tego urządzenia.
Sybilanty (ogólnie wysokie rejestry):
Pięknie smaczne, szlachetnie metalowe ale matowe.. Miedź, czysta miedź.
Średnica:
Wyborna. Mięsista, zrównoważona, czytelna i detaliczna.
Wszystko razem doskonale zrównoważone, żaden element nie przykrywa innego. Poukładali to inżynierowie tak, jak trzeba.
Najważniejsza jednak zaleta z mojego punktu widzenia to BARWA. Muzykalność tego niewielkiego pasywnego wzmacniacza jest wybitna. Gra piękną barwą, można słuchać go bez przerwy.
Na koniec musze zauważyć, że powyższy opis dotyczy SF60, ale nie mogę zapomnieć o całym torze audio, który na pewno ma wpływ na to, co do Stemfoorta trafia, a zatem i na to, co z niego wydobywa się poprzez przecież też odpowiednio dobrane monitory. Jest to jednakże element nie do zastąpienia. Być może po raz pierwszy na poważnie mam poczucie, że złapałem króliczka..
U mnie jest to zestaw hybrydowy: cały tor audio jest lampowy i preamp jest lampowy, a SF60 jest tranzystorowym zakończeniem.
Polecam.