Wiem, że tak właściwie nie powinno się pisać opinii - świeżo po króciutkim odsłuchu nie swoich słuchawek z mizernym dość sprzętem towarzyszącym i jednym konkurentem. Widzę jednak, że są to dość popularne słuchawki na forum, więc wtrące swoje trzy grosze analizy porównawczej z moimi HD-590. Skoro Sennheiser w opinii wielu przedraża swoje produkty, to porównujemy tę samą połkę ;-)
Ergonomia: no cóż, nie lubię słuchawek nausznych. Te jednakowoż jak na nauszne dostają ode mnie plusa, są dla mnie wygodne (aczkolwiek zdało by się "ponosić" je dłużej). Minus za gruby, sztywny kabel. Przenikalność dźwięku na/z zewnątrz mniejsza niż w przypadku otwartych Sennheiserów.
Sterowalność: Nie słychać problemów z niedoborem prądu z kiepskiego źródła w porównaniu z dobrym źródłem prądowym typu X-Cans. Twierdzę, że rezygnacja z oddzielnej amplifikacji nie jest dużym kompromisem.
Dźwięk: wolę moje Sennheisery. Grado są spokojniejsze, gładsze, mniej-mikro-dynamiczne. Traci się trochę przestrzeń/rozmach w muzyce (niestety testowałem właściwie jedynie muzakowate trochę dżeziki :-). Daje to jednak również pozytywny efekt - dużo więcej płyt daje się słuchać bez zgrzytania zębów, dużo lepiej też słucha się w "trybie
niezobowiązującym" czy jak kto woli "niekontemplacyjnym", stukając choćby w klawiaturę na forum Lukara... Brak sejsmicznego basu z HD-590 (choć z HD-580 np. tez go nie słychać). Góra mniej szczegółowa - być może osoby z lepszym słuchem odebrały by to inaczej, np. nazywając rozdzielczość HD-590 ostrością. Głos Peyroux natomiast Grado oddały z niesamowitym urokiem, którego może brakło w efekciarstwie HD-590?
Estetyka: naprawdę fajny old-school! Jakość wykonania, materiały bez zastrzeżen w tej klasie rozgrywkowej.