Odsłuch w Audiofilu na Boya. Ostatnia ścieżka płyty fadeovera, solo gitarowe Knuta Reiersruda. Pierwsze nuty w zestawieniu z NADem c542 i Prima Luną Prologu One, wszystkie połączenia kablami Nykiela. Od razu zaskoczenie – spodziewaliśmy się większego dźwięku niż z małych s520, ale nie tyle większego!
Pierwsze, co uderza, to elegancja i kultura tego brzmienia – z lampą Ushery grają zgrabnie, z ładnym wypełnieniem. Utwory jazzowe wypadają w tym zestawieniu wyśmienicie, scena jest wyraźna, a wrażenie fizycznej obecności wokalistki w pomieszczeniu imponujące jak na kolumienki kosztujące jedną średnią krajową. Po pewnej chwili zaczynamy zauważać lekkie zacieranie konturów instrumentów; analityczność jednak mogłaby być odrobinę lepsza. Bas nie sięga bardzo nisko, przydałaby się też odrobinę lepsza kontrola. Ogólne wrażenie jednak jest znakomite; magia kreowana przez te kolumienki wciąga niepostrzeżenie i możnaby ich tak słuchać godzinami, mając przed oczami zadymiony klub jazzowy.
Zmiana na muzykę symfoniczną i zgodnie z przewidywaniami, zestaw się wykłada. Braki analityczności w zakresie średnich tonów i tendencja do ciepłego grania przesądzają.
Prosimy o zmianę wzmacniacza. Najmniejszą Prima Lunę zastępuje słusznych rozmiarów 200-watowa (i trzykrotnie droższa) integra Primare. Dźwięk zmienia się od razu – ocieplenie ulatnia się w dużej części, znacznie poprawia się analityczność, bas jest lepiej kontrolowany i sięga wyraźnie niżej. Jednocześnie ujawnia się pewna surowość w zakresie wysokich tonów, ale przypisujemy ją raczej faktowi, że do odsłuchu dostaliśmy kolumny prosto z pudła. Panowie z Audiofila narzekają, że nie mogą się dorobić żadnej wygrzanej pary do odsłuchów, bo kolumny za szybko schodzą.
Z Primare zestaw zagrał znacznie bardziej analitycznie, choć z zachowaniem ładnego wypełnienia średnicy. Mi osobiście brakowało trochę tej magii z lamp, ale podejrzewam, że mała Prima Luna była do nich po prostu za słaba. Wyższe modele podobno grają przejrzyściej; możliwe, że w tą stronę należałoby pójść z doborem wzmocnienia. Ogólnie odsłuch z tranzystorów wypadł bardzo pozytywnie, z ładną lokalizacją źródeł i elegancką, nisko schodzącą podstawą basową.
Po około tygodniu stawiłem się ponownie w Audiofilu, tym razem by - mimo protestów - zabrać panom rzeczoną parę Usherów już na stałe. O odsłuchach w warunkach domowych napiszę, kiedy brzmienie przestanie się kształtować wygrzewaniem, a ja znajdę do nich dobre standy. Póki co jednak mogę powiedzieć, że dobrze znoszą low-endowe wzmacniacze typu Sony 690ES, choć ich preferencja w stronę bardziej analitycznej elektroniki ujawnia tu się z całą wyrazistością. Wydają się też dość bezlitosne wobec kabli, ale o tym potem. Sygnatura tych kolumn jest zupełnie inna niż w s520, i póki co wykazują wyraźną tendencję do piętnowania przesłodzonych klocków. Wciąż jednak jest to brzmienie wysokiej klasy, z ładną, przestrzenną sceną, znakomicie kontrolowanym i niskim, trochę zmiękczonym basem, dużym nagromadzeniem szczegółów i ujmującym, chwilami wręcz „chwytającym za serce” oddaniem wokali, zwłaszcza żeńskich. Mężczyźni to lubią... choć z drugiej strony, to właśnie moja narzeczona po kilkunastu minutach w Audiofilu apodyktycznie zarządziła zakup tej Primare. Hm.
c. d. n.