Na wstępie mogę zapisać się do grona poszukiwaczy dobrego brzmienia, a tuż za tym do poszukiwaczy Bolero 300; nie tylko ze względów brzmieniowych, ale jako kawał historii i dobrej roboty Tonsila, na pohybel niedowiarkom :)
Kolumny mam przyjemność odsłuchiwać u znajomego który zaraził mnie zabawą w audio oraz kolekcjonerstwem sprzętu vintage. W sobotnie wieczory przy dobrze schłodzonym piwku odsłuchiwaliśmy regularnie nowe płyty/ winyle przez kilka lat, ale żadne kolumny mnie tak nie zaczarowały jak nabytek ostatniego roku czyli Bolero 300.
Kolumny są tak cholernie wielkie a przede wszystkim ciężkie, że nie życzę nikomu ich wnosić na x piętro, gdzie x>1.
Bardzo staranne pokrycie lakierem fortepianowym i tu chce się aż porównać do teoretycznie tego samego z nazwy lakieru z Monitor Audio, który szybko rysuje się i nie ma takiej idealnej tafli lustra.
Brzmieniowo ciężko opisać, bo wszyscy mniej czy bardziej wtajemniczeni jednoznacznie twierdzą że tak dobrze grającego sprzętu nie mieli okazji słuchać. Najbliżej brzmieniowo, ze znanych mi oczywiście, są kolegi Davis Sisley HD. Ale dół pasma to dalej nie to...
Ogólnie ciężko się przyczepić do czegokolwiek. Czasem jest efekt przy cichym graniu że mało jest niskich, jakby brakowało impetu żeby ruszyć te 4 niskotonowe, a raczej subniskotonowe. A może to kwestia dobrania wzmacniacza, czy jakości nagrania.
Dziwi tylko, że tak stare kolumny są tak słabo znane a tak świetnie grają...
Są jeszcze Tango 200, albo ciekawiej na export TLC Classic. Z pewnego źródła bliskiego dawnemu producentowi wiem tylko, że na papierze wyglądały lepiej ich charakterystyki, w praktyce okazały się ciężkie do napędzenia.