Wzmacniacz miałem niedługo. Jak na swoja cenę i audiofilskość, wygląd niezły.
Ale zajrzyjmy do wnętrza. Zobaczymy trochę niedbale zaprojektowaną płytkę, szyny masy i zasilania jakoś dziwnie zakręcają wokół kondensatorów - niewiadomego producenta. Brak połączenia masy z obudowa skutkuje częstymi pięknymi brumami. Rezystory emiterowe, ciekawe zastosowanie kilku równolegle połączonych rezystorów 1/4W. Zainstalowanie płytki przełącznika i potencjometrów wiszących na złączach sygnału - rewelacja jak na tę kasę. Przełącznik sygnał za pomocą wielopozycyjnego przesuwnego przełącznika - ostatnio widziałem takie w wieży sharpa za 30zł z wystawki. Nie można było dać przekaźników? Jakość elementów, tak cztery piękne Sankeny, ale reszta jakaś taka "multicomp".
Kwaitek, masa wzmacniacza lewy i prawy kanał, łączy się rezystorem 2,2om z masą obudowy i masą sygnału poprzez przewody sygnałowe. No pokłony chylić dla konstruktora...
Odsłuch. Podłączam, watuje bezpiecznik bo ciągle wywala (dwa trafa dają razem obciążenie siebie 4om,lepiej jak odkurzacz). Udało się, włączył się, lekkie stuknięcie w głośnika, ok, można odpalić CD.
Gra to całkiem nieźle, wyraźiście, środek trochę oddalony, dół też, ale silny, czuć go.
Hmm, dlaczego taki drogi audiofilski wzmacniacz gra jakoś tak podbarwiając górę?
A sobie zmierzę...
Tadam!!
Wzmacniacz podbija sygnał w okolicy 1,8kHz o prawie 6dB, już wiem skąd taka przestrzeń w brzmieniu.
Dajemy sześc tysięcy za wzmacniacz któy nawet nie gra równo, nie mówiąc o konstrukcji przypominającej Onkyo z lat 70'.