DP-500 to niewątpliwie legendarny już sprzęt, niewątpliwie jednej z czołowych firm audio. Dlatego z pewną dozą niesmiałości piszę tą recenzję. Poszukują nowego wzmacniacza umówiłem się na odsłuch w Nautilusie. Chciałem przetestować E-350 - do kompletu dano właśnie DP-500, monitory Reference 3 (na moją prośbę); kable przyniosłem swoje. Przygotowałem się na ucztę dla uszu... Po 5 minutach miałem głupią minę, po 15 nie wytrzymałem. Dźwięk pozbawiony kompletnie dynamiki. Scena na wysokości podłogi. Plany - jakie plany? Owszem - przejrzyście, ciepło, szczegółowo ale nie męcząco i to wszystko... Poprosiłem o zmianę wzmacniacza na 450. Pan obsługujący sprzęt powiedział, że to wina kabli. Zacisnałem zęby i poprosiłem żeby łaskawie przeczytał co jest napisane na tych kablach. No cóż - moje kable z wyglądu przypominają sznur do odkurzacza: ale twierdzenie, że Audio Note do niczego się nie nadaje (grały w komplecie min. z Mcintoshem, Krellem. Marantzem itp. i jakoś kłopotów nie było) to już lekka przesada. Owszem są lepsze ale bez przesady.
Pan stwierdził (po zapoznaniu się z kablami), że w takim razie to wina płyt które przyniosłem. Tym razem nie wytrzymałem i w prostych żołnierskich słowach poprosiłem o zaprzestanie krytyki klienta i zaprezentowanie tego "hi-endowego" sprzętu. Krytykowane płyty:
- Amused to Deth (japońska płyta)
- Tom Russel (norweska wytwórnia Kulturkirkelingvesrksted)
- PIERWSZE wydanie (USA) Czarnej Płyty Metaliki
O SACD nie piszę bo DP-500 ich nie odtwarza.
Kiedy Pan zapoznał się z płytami, beż słowa odłączył DP-500 i przyniósł DP-78 (krótka recenzja przy okazji E-350). No cóż - nie pretenduje do wielkiego znastwa, ale dla mnie DP-500 dla mnie jest wart 10x mniej. Zalecam ostrożność przy jego kupnie - bez przesłuchania to samobójstwo