Nagle coś się stało... nie wiem jak, nie wiem skąd i jakim cudem ale nagle i z nienacka siedzę miedzy jakimiś ludźmi co to ich pierwszy raz na oczy widzę. Głupio mi trochę bo oni wszyscy odziani w wielce szykowne smokingi a ja tak w domowym dresiku wyskoczyłem... no nic trudno. Każdy z nich trzyma w rękach jakiś instrument, a to skrzypce, a to wiolonczela. O ! Jest i gitara... oni grają. Nie tam, że tak sobie grają... wydobywają z tych swoich instrumentów tak niesamowite dźwięki, że aż nie mogę uwierzyć. Wszystko to składa się na przecudowną całość... perfekcja w każdym calu. A ja dokładnie słyszę każde pociągnięcie smyczka, muśnięcie każdej struny... wszystkich razem i każdego z osobna. Słyszę ich oddechy, jak z wprawą wirtuozów przebierają palcami po strunach ale na pierwszym planie jest tylko muzyka. Wszystkie te dźwięki docierają do mnie tak naturalnie... jakby od niechcenia... jakby zawsze tam były... a ja nagle wrzucony w samo centrum tego wszystkiego. Skrzypce, wiolonczela... jaką mają piękną barwę, wydaje się jakby dzwięki miały zamienić się za chwilę w prawdziwe kolory. Przecież to wiem, byłem kilka razy na koncercie. Wiem ! Już pamiętam ! Ale wcześniej nie mogłem sobie jakoś przypomnieć, hmmm. Grają wolniej, szybciej, głośniej... jeszcze głośniej.. nagle już tylko cichutko. Wszystkie te zmiany po prostu się... dzieją, płynnie następują po sobie, dźwięki o dowolnej skali i wysokości po prostu następują po sobie - od tak i już. Jakie to proste !
Tak, coś mi się na rozum rzuciło... i postanowiłem podzielić się z innymi co tam w głowie chorego się dzieje. Nie, nie - to tylko AKG K340... ech.