Kupiony okazyjnie (tak?) za dwie stówy, właściwie z nudów, "saute" zagrał, nie budząc entuzjazmu. Po rozkręceniu okazało się, że wewnątrz zamiast powietrza jest masa fajnej elektroniki (2 trafa, trzy oddzielne płyty, po przetworniku na kanał). Szkoda było, żeby takie zacne kostki się marnowały, smęcąc coś pod nosem.
Powierzyłem zatem to wszystko Maestro Tuningu o forumowym nicku 'usha' (a na allegro: 'rusha'), czyli Robertowi ze Świętochłowic. Dał się już poznać - z dobrej strony - przy upgreadzie CD Yamahy, zresztą parę swoich "dzieł" z sukcesem zbył wcześniej na allegro.
Fakt, dłuuugo męczył biednego Pioneera, ale warto było czekać. Do wypełnionego wnętrza sobie znanym sposobem upchnął drugie tyle: diody Shottky'ego, Rubycony, Elny, Panasoniki, Philipsy, Wimy Black Box, Sanyo OS-CON, Nippony, Jantzeny Audio, no i oczywiście BB OPA 627. Ufff.
Efekt? Taki, że zauważyła go nawet Żona, przechodząc z kuchni do łazienki (jak wiadomo, jest to najdoskonalszy miernik zmian systemu audio). Innymi słowy: fenomenalna, tak, właśnie fenomenalna stereofonia, separacja i lokalizacja źródeł - wzorcowa (iluzja realności), bombowa dynamika, żadnej kompresji, wysokie tony , jak wyrżnięte z kryształu, wybrzmiewają, wybrzmiewają... Czy trzeba jeszcze dodawać, że średnica jest miodopłynna, a przy tym gorąca jak lawa? Bas jest tak fantastyczny, że córka kazała sobie powtarzać do znudzenia (mojego) odgłosy burzy z "Semele" Haendla: "- Tatusiu, to jak prawdziwe grzmoty!".
Trudno przecenić również fakt, że Usha-Robert jest sympatyczny, uczynny, z poczuciem humoru, no i ma zwyczaj owce strzyc, a nie zażynać.