Amplifon WL25 to „entry level” w ofercie firmy ze Staszowa, dlatego odnoszę wrażenie, że jest on niesłusznie niedoceniany i mniej popularny, szczególnie od swojego "starszych braci" - modeli WT30II i WT40.
Byłem użytkownikiem WL25 przez niemal dwa lata, to był mój pierwszy wzmacniacz lampowy. Amplifon WL25, to prosta konstrukcja pentodowa push-pull, wykorzystująca w stopniu mocy lampy 6P3S-E lub EL34, a w stopniu wejściowym i sterującym - 6N1P-EW oraz 6N6P. W prostocie siła - wzmacniacz przez dwa lata używania nie zawiódł ani razu, bezawaryjność i jakość wykonania - na medal. Lampy mocy jakich używałem, to moje ulubione radzieckie „cywilne” 6P3S rocznik 1959 i 1973 (mimo, że konstruktor - A. Piwowarczyk ostrzegał, iż wzmacniacz musi pracować TYLKO z „wojskowymi” lampami 6P3S-E lub EL34. No, cóż ja poradzę, że lepiej grał na „cywilnych”? ;-) Lampy sterujące i wejściowe - „standardowe”, czyli radzieckie NOSy 6N1P-EW i 6N6P, ale im starsze - tym lepsze ;-).
Design - urządzenie wygląda niemal jak ćwierć miliona dolarów, innymi słowy - to ładny, bardzo dobrze i dokładnie wykonany wzmacniacz. Proste połączenie chromu, złotego koloru panelu przedniego oraz lakierowanego drewna na bokach może się podobać, choć znajdą się i tacy, co powiedzą, iż taka prezencja jest zbyt „rokokowa” ;-) Trzeba tu przyznać, że wzmacniacz... łatwo się kurzy i brudzi, np. pozostają odciski palców; trzeba go wówczas przetrzeć suchą, miękką, bawełnianą ściereczką ;-)
Ogólny balans tonalny WL25 leży po ciepłej i miękkiej stronie „lampowej naturalności”. W moim systemie Amplifon potrafił też zagrać „zadziornie”, miał swój drive i rytm; mimo, że wzmacniacze ze Staszowa nie słyną z szybkości, w dźwięku 25-ki nie dało się odczuć dużego opóźnienia, spowolnienia, zamulenia, czyli cech potocznie przypisywanych wzmacniaczom lampowym.
W dolnych rejestrach WL25 brzmiał naprawdę OK, nie można mówić o brakach w dole pasma, może tylko – co raczej typowe dla wzmacniaczy lampowych - słyszalna była dominacja konturu dźwięku nad jego wypełnieniem, czyli - bardziej było „słychać”, niż „czuć” uderzenia basu; coś za coś - bas za to był zwarty i dobrze kontrolowany. Nieznaczny brak wypełnienia „dołu” nie jest problemem dla osób nieco osłuchanych z lampami; poza tym, chyba nikt kupuje lampy o mocy 20-30 watów, by oczekiwać „zjawisk sejsmicznych”, prawda? Na WL25 można śmiało słuchać muzyki rockowej, łącznie z twórczością Brazylijczyków z Sepultury... wiem, bo sam sprawdzałem ;-)
Średnica - wszystko jest OK - barwy, wybrzmienia, separacja dźwięków, powietrze, detale. Ten wzmacniacz - jak każda niedroga lampa - gra lekko wyeksponowanym środkiem pasma, potocznie mówiąc „na twarz”. Połączenie naturalnej, homogenicznej średnicy z niezłym, zwartym basem oraz wysokimi tonami - nieśmiałymi, ale za to dźwięcznymi i zróżnicowanymi, daje efekt więcej, niż zadowalający. Ogólnie odnosimy wrażenie, że dźwięk kreślony jest lekką kreską, ale można się z tym łatwo pogodzić, bo dzięki temu muzyka zyskuje wyrafinowania i ugładzenia, co - w połączeniu z pięknie oddanymi barwami –powoduje, że wzmacniacz po prostu brzmi... „ładnie” ;-D
Wszelkie blachy perkusyjne, przeszkadzajki itd. pięknie wybrzmiewają; słyszymy nie tylko dźwięk „blach”, a niekiedy niemal „widzimy” np. kształt talerza uderzonego pałką perkusisty ;-) Wysokie tony nie wpadają w nudną jednostajność, nie cykają, nie kłują, grają różnobarwnie, góra jest „blaszana”, ale skrzy się w kolorze „starego złota” ;-)
Akcent tonalny położony na środek pasma, wspomniane „granie na twarz” powoduje wypchnięcie sceny lekko przed linię kolumn i ale jednocześnie daje dużo powietrza wokół instrumentów, układa też scenę w ładny sposób - szczególnie wszerz. Scena mogła by być nieco bardziej rozbudowana w głąb - mimo, że poszczególne plany oddane są prawidłowo, to powstaje wrażenie, że są one zbyt mocno „ściśnięte”. Wobec tego, do WL25 trzeba uważnie dobrać odtwarzacz CD i kolumny - najlepiej, gdy będą one grały nieco „szybciej” i bardziej przestrzennie (u mnie była to modyfikowana Yamaha CDX-993 oraz Ruark Prelude Wzmacniacz nie ma tendencji do „gubienia się” w gęstych aranżacjach, aczkolwiek - jak każdy wzmacniacz - powyżej pewnego poziomu głośności brzmi w sposób „przejaskrawiony”, gubi szczegóły i wprowadza bałagan na scenie. Jednak następuję to przy „ekstremalnych” poziomach głośności.
Amplifon WL25, to urządzenie o wiele bardziej uniwersalnie, niż można się spodziewać po tzw. taniej lampie - świetnie daje sobie radę w pomieszczeniach do ok. 20 m^2, z obciążeniem "normalnymi" kolumnami; słuchałem na nim bez żadnych problemów niemal każdego gatunku muzyki, z przewagą jazzu i rocka oraz rozmaitej elektroniki, a w muzyce poważnej - głównie pianistyki i składów kameralnych.
Amplifon WL25, to świetny wzmacniacz, szczególnie dla osób początkujących tematyce technologii próżniowej. Zdecydowanie POLECAM ;-)