Nie pisuję recenzji, moja opinia nie jest techniczna, Audiofilia techniczna nigdy mnie nie wciągnęła. Szkoda mi czasu, sprzęt ma po prostu grać moją muzykę dobrze. Niestety tu jestem konkretnie wybredny.
Zauważyłem, że autorzy wylewnych - choć i często dopracowanych - tekstów, robią to w afekcie i piszą jak młodociani zakochani. Potem ... zauroczenie mija i wszelkie "obiektywne", "racjonalne", "techniczne" "pomiarowo-inżynierskie" opinie już są nieaktualne i przestają być obiektywne, racjonalne itd.
U mnie jest inaczej - po chwili przerwy, Genki powrócił do drugiego systemu.
Wiem, że to nie jest najlepsze źródło na świecie - wielu audiofilów to urządzenie nie zadowoli, (ale ich nic nigdy nie zadowoli.) Odtwarzacz jest jednym z moich ulubionych urządzeń audio i może zdarzyło się tak przypadkowo .... nie miałem jeszcze okazji posłuchać i kupić np. Ikemi ani Majika.
Genki brzmi podobnie do mojego skromnego Sondeka - jest to jego cyfrowa, czyli lekko odchudzona wersja. Oczywiście Sondeka można up-gradować w nieskończoność, jeśli się ma zachodnioeuropejskie zarobki. W Genki 'm zostaje nam jedna opcja - Linn Genki, ewentualnie można kombinować kablami i ustawiać go na różnych powierzchniach.
Linn nie jest sprzętęm dla każdego, wymaga od słuchacza docenienia subtelności - spójności sceny. Źródło Linna powinno grać poprawnie - bez wydr, ubytków, zapiaszczeń, nierówności, wybrzuszeń, ostrych krawędzi. Jeśli ktoś takich spraw nie słyszy - i śmieszą go poniekąd niedoskonałe metafory tego typu - może podarować sobie Linnowskie brzmienie na zawsze.
Genki musi mieć bardzo dobrze przygotowane podłoże - można go spróbować "jakoś" zawiesić z "sufitu" półki w stoliku rtv (przednie łapki do góry, tylne na krążkach antywibracyjnych.) Trzeba także sporo poczekać aż się dźwięk ułoży. Dopiero kiedy gra soczyście i gładko - można się delektować i w ogóle wypowiadać.
Szkoła Linna, podobnie jak to jest u Naim'a, nie urzeka tzw. realizmem. Sprzęt może grać "jak na żywo" ale, w jakiś sposób, nie dawać przyjemności ze słuchania muzyki. I co wtedy? Kompletna klapa. Podobnie jak Linnowski gramofon, Genki mierzy w przyjemny klimat i angażuje muzykalnością. Można też łatwo wyostrzyć brzmienie kablami, granitami itp., ale tą drogą się więcej traci niż zyskuje.
Ogólnie gra bardzo fajnie - barwą, subtelną magią, sprytną symulacją szczegółów, która jest na tyle delikatna, że nie odciągnie nas od samej muzyki. Zachowam na dłużej niepozorną skrzyneczkę --to klasyk, niejeden malkontent jeszcze w przyszłości do niej zatęskni.
Ocena cztery gwiazdki w "stosunku" - w proteście wobec całego przemysłu audio. Nowe urządzenie hi-end nie powinno kosztować więcej niż 2000 PLN.