Tara tl201 ma ładną barwę, porównał bym ją nawet do kabli Van den Hula. Kabel ujmuje dynamiką i szybkością. Muzyka jest ożywiona i nabiera lepszego rytmu. Niektóre dźwięki brzmią bardzo realistycznie, np. skrzypce, fortepian, rozbijane szkło itp. Balans tonalny wygodny dla ucha. Scena szeroka i głęboka. Bardzo dużo słychać detali. Instrumenty brzmią bardzo dokładnie i wyraźnie, jakby muzycy stali bliżej. Dokładnie słychać wibracje gitar, tremolo i kostkowanie. Zwłaszcza gitary rytmiczne są fajnie podkreślone. Gitara basowa ma dobre kontury, jest wyraźna i mięsista. Kabel ma zdecydowanie rockowy sznyt. Świetnie jest tu połączona szybkość, drive i wykop przydatne w szybkiej muzyce, z magią brzmienia ujmującą w spokojniejszych kawałkach. Tara potrafi zabrzmieć potężnie. Przekazuje dużo emocji zawartych w muzyce. Dźwięk jest przyjemny, wciągający, aż ma się ochotę dawać głośniej i głośniej ale nie jest to ani ostry, ani łagodzący kabel. Jest dobrze wywarzony pod tym względem. Dźwięk jest zwinny i pozbawiony tłuszczu ale też masywny, gęsty i żylasty. Nie ma tu wyszczuplenia. Dźwięki instrumentów nie zlewają się ani trochę, są dobrze od siebie odseparowane.
Basy są bardzo mocne, wykonturowane, świetnie kontrolowane, szybkie, na poziomie rockowego przekazu i sięgają bardzo nisko. Są wyjątkowo głębokie. Nie są ani za twarde ani za miękkie. Nie są też jakoś wyczynowo krótkie, mają masę ale nie przysłaniają średnicy. Średnica jest wyrazista i jest jakby lekko wysunięta do przodu. Góry nie ma jakoś specjalnie dużo ale nie jest za bardzo złagodzona. Cyknięcia talerzy nie giną w muzyce. Nawet delikatne cykanie hi-hatu słychać gdzieś w oddali. Gitara akustyczna dzięki temu brzmi świeżo. Słychać dobrze struny jak i pudło rezonansowe. Góra nie objawia się żadną ostrością. Powiedziałbym, że jest naturalnie dźwięczna i wyrazista.
Legenda głosi, że Tara Labs wygrzewa się minimum 105 godzin. Coś w tym jest. Przez pierwsze kilka godzin dźwięk był przymulony. Następnie zaczęło brakować dociążenia i było to odczuwalne zwłaszcza na wokalach, a góra była szeleszcząca i natarczywa. Sybilanty. Po około 50 godzinach dźwięk zaczyna robić się coraz przyjemniejszy. Pojawia się dociążenie, a wyższe zakresy łagodnieją i nabierają subtelności.
Świetny kabel, pozbawiony kompromisów. Dostarcza niesamowitych wrażeń. Odkrywa piękno muzyki. Druzgocąco lepszy od pozostałych testowanych przeze mnie kabli, w tym takiego hitu jak QED Reference Audio40. Jeśli komuś się wydaje, że jest za drogi to niech lepiej go posłucha to zmieni zdanie, bo TL201 ma bardzo dużo do zaoferowania.