Będąc długi czas szczęśliwym użytkownikiem Audience 52SE (zapraszam do przeczytania mojej opinii) po pewnym czasie zaczęło mi brakować potęgi i dynamiki brzmienia jaką oferowały kolumny podłogowe lub duże monitory na 25 i więcej cm wooferze. Po nieśmiałych próbach z subwooferem zdecydowałem że drogą naturalnej ewolucji będzie wymiana podstawkowych Dynek na podłogowe.
O Dynkach 72SE krążą naprawdę różne i bardzo odmienne zdania. Na to, na co z pewnością można liczyć to zachowanie charakterystycznego Dynaudio-Sound brzmienia, gęstego, podanego mocnymi, pogrubionymi konturami z mocarnym basem i słodką gładką acz wyrazistą górą z jedwabnego tweetera. Mimo plotkom twierdzącym jakoby że podłogowa wersja 72SE oferuje w zasadzie podobne brzmienie do podstawkowych 52SE tylko więcej i głośniej, muszę przyznać że, zgodnie z opinią wyrażoną w Klubie Miłosników Dynaudio, różnice wśród poszczególnym modeli, nawet z tej samej serii technologicznej są znacznie większe.
Pierwsze rzucające się różnice w stosunku do podstawkowych 52SE to nareszcie odważne podanie skrajów pasma.
Mimo dokładnie tych samych głośników, najwyraźniej inaczej strojona zwrotnica powoduje mocniejsze podanie detali na górze. Dokładnie ten sam tweeter, Esotec a o jak różnym brzmieniu. Brak mu teraz charakterystycznego zaokrąglenia, gra odważnie, do końca, wydobywając wszystkie mikrodetale z nagrań. Oczywiście nadal jest obecne charakterystyczne osłodzenie maskujące nieprzyjemną szorstkość która powoduje że odechciewa się słuchać wielu nie do końca audiofilsko nagranych płyt. W porównaniu jednak z Esoteckiem w 52SE ten w podłogowych Dynkach gra zdecydowanie grubszą kreską. Talerze perkusji na mocniejszej muzyce rockowej i metalowej mają wreszcie swoją moc i uderzenie, co równie ważne słychać ich wibrujący, przestrzenny charakter.
Dół również mocniejszy, naturalnie za sprawą zdublowania woofera. Wiele czytałem opinii o spowolnionym basie Dynek, o jego miękkim, misiowatym charakterze, często odradzano wtedy Dynki do muzyki rockowej, metalowej. Wiele jednak osób po podłączeniu wydajnych wzmacniaczy jest gotowa się zarzec, że basior mają szybki, mocy i twardy. Haczyk tkwi w tym by zaaplikować Dynkom elektronikę która narzuci im swój charakter brzmienia. Można sugerować się nazwą głośników, Audience SE to tak naprawdę stare Contoury, te głośniki potrzebują naprawdę konturowo brzmiącego wzmocnienia. Więc nie wiem z jakimi słabymi, zamulonymi wzmacniaczami słuchali poprzednicy, faktem jest że z moim mocarnym, dzielonym Rotelem brzmienie basu posiada właśnie te pożądane przez rockerów cechy. W moim dość trudnym akustycznie pokoju, po naprawdę ekstremalnym remoncie, co ważne robionym głównie dla audio, bas potrafi być miejscami nawet nieraz aż za suchy ! (wina budżetowego źródła). Wielka pułapka basowa za plecami idealnie wyłapuje wszelkie rezonanse i zdudnienia. Nie zmienia to faktu jednak, że Dynki wymagają znakomitej, nawet Hi-Endowej elektroniki pamiętajmy, w rzeczywistości Audience 72SE to budżetowe obudowy od zwykłych Audience 72 do których wsadzono głośniki od Contoura 1,8MkII kosztującego w latach świetności katalogowo 9880zł, zresztą same 72SE nowe były niewiele tańsze. W moim przypadku mezalians tworzy tanie źródło o cechach typowo suchej na basie, jazgoczącej na średnicy budżetówki. Sprawdza się stara zasada, shit in – shit out. Pomimo to, wzmocniony Rotelem RB-990BX u którego współczynnik tłumienia osiąga kosmiczne 1000, bas podłogowych Dynek niezmordowanie twardo i szybko nabija rytm, noga sama chodzi w takt wszelakiej muzyki rozrywkowej. Typowe przez wielu opisywane rozwleczenie i misiowate spowolnienie serii Audience zostało jakby odwrócone w fazie o 180 stopni, skondensowane, zebrane w jeden mocarny, solidny, mięsisty, równocześnie konturowy wykop. Bas reflexy o znacznie większej średnicy niż w 52SE, niemal w ogóle nie pracują, ciekawe bo pamiętam że w podstawkowych Dynkach dmuchały dość mocno. Bas idzie więc głównie z membran wooferów a te trzymane są niczym żelaznym uściskiem, pracują bardzo szybko z małymi wychyleniami. Mimo przedniego bas reflexu dużym błędem początkujących audiofili jest stawianie Dynek pod ścianą. Podłogowe 72SE ze swoim bardzo mocnym basem, cierpią szczególnie na takich głupich, nieprzemyślanych pomysłach. Odsunięte 1m i więcej od tylnej ściany nawet w tak małym pokoju jak mój, odwdzięczą się znakomicie kontrolowanym, zebranym i sprężystym basem oraz przestrzenią...
Tak więc 72SE znakomicie grają w ustawieniu zalecanym przez inną firmę robiącą kolumny głośnikowe – Audio Physic. Ustawienie to, maksymalizujące efekty przestrzenne i oddanie sceny z muzykami, zaleca postawić kolumny w ogniskach elipsy pomieszczenia, czyli po prostu na środku pokoju. Prawdziwe są więc sugestie użytkowników Dynaudio, stwierdzające że wymagają one po prostu powietrza wokół siebie. Jeśli Dynki niezbyt chętnie znikają podczas grania muzyki, a podłogowe kolumny w szczególności mają z tym problem, należy je ustawić możliwie daleko od tylnych i bocznych ściany, nawet jeśli będzie trzeba za sugestią Audio Physica postawić je właśnie na środku pokoju. Gdy już spełnimy warunki potrzebne do prawidłowego napędzenia oraz ustawienia kolumn, uzyskamy niesamowitą przestrzenną scenę, bardzo naturalnie rozciągającą się okręgiem od linii bazy w głąb. Dzięki temu że źródła pozorne nie są wycinane jak brzytwą a przez to jednowymiarowe, tworzą niesamowity klimat przestrzeni i powietrza wokół siebie. Grając więcej wybrzmieniem niż krawędziami oddają wyobrażenie pomieszczenia w jakim tworzono nagranie, ściany pokoju w którym słuchamy muzyki znikają, zastępuje je aura akustyczna nagrania. Pierwszy kolega który posłuchał moich Dynek tym ustawieniu zasugerował że chyba jest coś nie tak z fazą (typowe objawy hiperprzestrzenne na efekciarsko nagranych płytach). Wynika to z tego, że głębia sceny jest zdecydowanie bardziej okazała niż jej szerokość, brak więc nieprzyjemnych, nienaturalnych efektów rozciągnięcia rąk perkusisty, za to bardzo wiernie oddane są efekty dookolne, jak wspomniane zabawy z fazą, te dźwięki ewidentnie grają za plecami lub z boku ale nie boku kolumn tylko głowy słuchacza.
Oczywiście Dynki to nie kolumny bez wad. To co będzie przeszkadzało na audiofilskich zlotach to z pewnością ich bardzo wąski „sweet spot”, wystarczy przesunąć głowę o kilka centymetrów by spektakularne efekty stereofoniczne znikneły. No cóż, odpadają romantyczne wieczory odsłuchowe z ukochaną przy boku, ale miłość wymaga wyrzeczeń, w tym przypadku ustąpienia „słodkiego” miejsca odsłuchowego drugiej połówce. Jednak gdy już słuchamy sami, bardzo łatwo możemy dzięki temu modyfikować brzmienie kolumn. Ze względu na bardzo mocne podanie góry w jednej recenzji miesięcznika Audio wyczytałem że zalecane jest ustawienie tych kolumn z lekkim odgięciem, tak by wysokotonowce nie celowały bezpośrednio w słuchającego, dodatkowo potwierdziły to pomiary. Warto do tego jeszcze dodać, że pomaga również lekkie podniesienie kolumn np. na cokołach z granitu (tak by tweetery krzyżowały się nad głową a uszy były na wysokości wooferów). Takimi bardzo prostymi sposobami możemy z łatwością pozbyć się np. natarczywej, wyższej średnicy na jasno nagranych płytach lub gdy mamy podpiętą tymczasowo tanią, jasną japońską elektronikę. Po za tym, pomaga to w „znikaniu” tweeterów, które właśnie celując bezpośrednio w głowę słuchającego, powodują efekt przyklejenia talerzy perkusji do głośników. Bardzo możliwe że właśnie taki był zamysł konstrukcji i strojenia zwrotnicy w tych kolumnach, gdyż właśnie odgięte lub podniesione uzyskują właściwą równowagę tonalną praktycznie bez negatywnych zmian w stereofonii. Wracając do cech jakie można uznać za wady, kolumienki mimo że wąskie niechętnie znikają, z pewnością wzorem pod tym względem mogą być nie posiadające zwrotnicy Eposy ES14 lub jakieś malutkie mini-monitorki. No ale w kolumnach podłogowych w pewnym sensie efekt znikania poświęca się za potęgę ilości wooferów. Wracając do basu, basior choć bardzo mocny i duży, to nawet 4x 18cm nie wytworzą takiego zejścia jak 30cm basowce w wielkich, trój i więcej drożnych kolumnach, ale też do średnich pomieszczeń wsadzać takie monstra byłoby szaleństwem. Żeby nie było, ja tego próbowałem, z JBLem L36 niestety mój niewielki pokoik pokazał jak ważna jest odległość od wielkich wooferów by choć poprawnie oddać stereofonię. „Na ucho” stwierdziłem że max woofer na jaki mogę sobie pozwolić w swoim15m pokoiku to 20cm, powyżej tej średnicy następuje efekt „latarki” czyli zbyt słabego rozproszenia fali dźwiękowej ze zbyt szerokiej średnicy głośnika. Co do góry pasma, użytkownikom innych Dynek może wydawać się nazbyt odważna, przyzwyczajeni raczej do zaokrąglenia i jedwabistości nie łatwo zaakceptują jej bezpośredni, rockowy charakter. Trzeba to zaznaczyć gdyż mimo wspomnianych wyżej porad dotyczących ustawienia, góra pozostanie zawsze dość mocna, z charakterystycznym ukłuciem czy pazurem na samym skraju pasma. Pozostała średnica i tutaj chyba ciężko się do czegoś przyczepić...
Średnica za sprawą odważniej podanych skrajów pasma wydaje się lekko wycofana, zwłaszcza osobom słuchającym wcześniej na podstawkowych 52SE. Złudzenie szybko mija gdyż za sprawą czterech wooferów źródła pozorne mają swoją właściwą, dużą wielkość, fizyki nie można oszukać i kreowanie źródeł pozornych z tego pasma jest zdecydowanie większe i przez to prawdziwsze niż z miniaturowych podstawkowych 52SE. Jaśniej zestrojony tweeter również nadaje średnicy innego charakteru niż mniejszym braciom. Jest bardziej przejrzysta, dzięki większej rozpiętości pasma i dynamiki znajduje się tu nareszcie miejsce na podanie szczegółów które mniejsze 52SE maskowały pod płaszczykiem przyciemnienia, zaokrąglenia. Wyższa średnica gra bardziej neutralnie, nadaje naturalnej drapieżności przesterowanym gitarom elektrycznym. Wokale również zyskują dzięki takim zabiegom, ustawiane są nieco dalej niż w podstawkowych 52SE przez to wiele bardziej przestrzenne. Pozostaje ich charakterystyczny czar, lekkie dosłodzenie nadające barwie głosu ludzkiemu, zwłaszcza żeńskim wokalom, silnego, emocjonalnego dopełnienia. Właśnie wspaniałe oddanie żeńskich wokali było tym czego najbardziej brakowało mi po sprzedaniu Audience 52SE. Mimo że wiele następnych kolumn których słuchałem miało od nich lepszy bas, dynamikę, wyraźniejszą górę, wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał wrócić do tej charakterystycznej barwy w której trzeba się zakochać i usłyszawszy ją raz nie można więcej bez niej słuchać muzyki z takim samym zaangażowaniem. Pozostaje zgodzić się z jedną ze starych opinii jaką wyczytałem w jakimś audiofilskim periodyku, że pod względem średnicy Dynki, zarówno 52SE jak i nawet w większym stopniu 72SE, są niewątpliwie wstępem do Hi-Endu.
Charakter Dyna-Sound pozwala podłączać 72SE do elektroniki z którą inne kolumny o przeciwnych, chłodniejszych biegunach zagrają sucho, twardo i nieprzyjemnie. Zaś Dynki z taką elektroniką, nawet przy bardzo głośnym słuchaniu (które preferują), podadzą bardzo przyjemny, nie męczący przekaz, który pozwala przesiedzieć przy muzyce długie godziny. Pomiędzy 52SE a 72SE miałem kilka innych typów kolumn głośnikowych. Dynamiczne, czysto rockowe Paradigmy Studio 40v2, grające na pierwszy rzut ucha bardzo efektownie jednak przy dłuższych odsłuchach męcząco. Podobną sygnaturę mają stare, vintageowe JBLe L19 i L36. Obie firmy postawiły w swoich konstrukcjach na detale kosztem wypełnienia, przez to zatraciły barwę. Dynki grają w sposób można to rzec kolorowy, wielkie znaczenie ma to szczególnie dla starych, często sucho brzmiących nagrań z lat 80-tych.
Dynki są wybredne w wyborze nagrań które lubią grać ale w pewien szczególny sposób. Zmasakrują tylko naprawdę źle nagrane płyty, mianowicie nienawidzą przesterowanych, tłusto i sztuczno podbitych, potężnie brzmiących współczesnych nagrań o dynamice gorszej od - 6 db. Rewelacyjnie natomiast podadzą muzykę nagrywaną w okresie złotego rozkwitu stereo – lat 80-tych (uwaga, unikać współczesnych remasterów, najkorzystniej brzmią wydania pierwszego tłoczenia). Nagrania te, są bardzo dynamiczne technicznie, dynamika nie raz zbliża się do poziomów -15, -20 db czyli takich jak na współczesnych, referencyjnych płytach z muzyką klasyczną wydawanych przez audiofilskie wytwórnie. Strona internetowa dr.loudness-war stanowi doskonały miernik dla jakości nagrań Dynaudio. Oddalenie sceny, duża szczegółowość, ostro, punktowo rysowane kontury i chłodna barwa tych nagrań stanowią idealny szkielet na który nakłada się gęste, basowe, mięsiste i kolorowe brzmienie Audience / Contour.
Kocham muzykę lat 80-tych, ostro brzmiące przesterowane, elektryczne gitary, wybijające morderczą dynamiką twardy rytm automaty perkusyjne, analogowe syntezatory o ulotnym, przestrzennym niepowtarzalnym brzmieniu. Albumy z lat 80-90 Roxette, Kim Wilde, Foreigner, AC/DC, Black Sabbath, Kate Bush, Yes, Depeche Mode, to muzyka którą Audience grają najchętniej, niemalże remasterują stare nagrania w locie wydobywają z niej to co najlepsze. Ponieważ 90% muzyki której słucham wywodzi się właśnie z tego okresu, nic więc dziwnego że Dynaudio Audience 72SE są dla mnie idealne. Czyżby króliczek złapany ? Kolejny krok to już chyba tylko Hi-Endowe Dynaudio Confidence ale to tylko po trafieniu 6stki w Totolotka.
Obecnie stare brzmienie Audience/Contour to rarytas. Pamiętam jeszcze gdy produkcja wciąż trwała sporo można było znaleźć tych kolumn na rynku wtórnym. Teraz po zaprzestaniu produkcji i wprowadzeniu nowych, niestety znacznie inaczej brzmiących serii, dość ciężko kupić te klasyczne i już powoli vintageowe paczki. Jeśli posiadamy wystarczająco wydajną, wysokiej klasy elektronikę warto zapolować. Wydaje się że głównie dlatego że stary, klasyczny Dyna-Sound odchodzi już do przeszłości, kolumny grające tym brzmieniem staną się legendą na którą warto wydać ostatnie pieniążki z zaciągniętego kredytu... ja tak zrobiłem i uważam że jest to do tej pory jeden z najlepszych zakupów audio jakiego dokonałem.