Postanowiłem dać Rotelowi szansę, w końcu niewygrzane B&W mogą narobić wiele złego a takie były podczas poprzedniego odsłuchu. Na odsiecz ruszył Proac Studio 100.
Faktycznie dźwięk zyskał na spójności ale……. właściwie wszystkie główne zarzuty co do Rotela pozostały aktualne. Jest niezły basik, sprężysty, nie za krótki, miałbym zastrzeżenia co do głębi, niemniej da się żyć. Ale średnica…. Nadal brakuje plastyczności, mięsa i dolnego skraju tego pasma. Jest chudziutka i sucha. Jest wszystko dobrze przy akustyce ale gdy nadchodzi czas na mocne uderzenie… To z mocy pozostają wyższe, zazwyczaj drażniące ucho składowe…. Poza tym przy wejściu perkusji na „Shine on part 1” Floydów spodziewam się porwania a tu jakoś płasko, anemicznie i lekko sztucznie………..
Góra bywa zapiaszczona a z cała pewnością brak jej blasku. Znakomita jest analityczność i można się spokojnie czegoś nowego o płytach dowiedzieć, bez dwóch zdań.
Słuchając głównie rocka na pewno bym omijał tego Rotela z daleka, śmiem twierdzić że taki nad 320BEE bardziej się nada :)) Zaznaczam że mam Creeka, aby mnie nikt nie posądził o kumoterstwo i płatną protekcję.