Mój sceptycyzm co do "chińskiego wynalazku" rozwiał się natychmiast po pierwszym odsłuchu. Zreszta już sam wygląd robi wrażenie. Kawał kloca (17 kg - nie dla lubiacych częste przemeblowania) gruby panel przedni z aluminium, trochę przypomina Krella. W środku wygląda jeszcze lepiej. Rzadko widzi się tak elegancką, modułową konstrukcje, nawet w znacznie droższych klockach. Zero bałaganu. Elementy też niezłe. Oczywiście, jak zawsze można by coś poprawić (co wielu kolegów z forum robi).
Według producenta do 30W pracuje w klasie A. Fakt - grzeje się mocno bez podanego sygnału. W małych pomieszczeniach może robić za kaloryfer a i prądu wypali swoje.
Porównując inne (słuchane przeze mnie) wzmacniacze w tej klasie cenowej nie miałem cienia watpliwości co do przewagi Vincenta. Różnice były duże i identyfikowalne od razu. Wicek gra od pierwszej chwili efektownie, ale nie efekciarsko. Dłuższe słuchanie nie męczy - przeciwnie, budzi ochotę na więcej. Odsłuchy w sklepie uświadomiły mi, że aby wykorzystać pełen potencjał muszę kupić wyższej klasy kolumny.
Dźwięk jest bardzo czysty, czuje się ogromny potencjał mocy (2 x 200W przy 8-miu ohmach). Ja słucham najczęściej w położeniu gałki w okolicach godziny 9-tej. SV-233 jest uniwersalny - sprawdza się zarówno w rocku, spokojnych, akustycznych klimatach jak i w muzyce poważnej. Nie gubi się nawet przy największych składach symfonicznych (przy wielu innych wzmacniaczach pojawia sie zamieszanie na scenie a dźwięk "zdycha").
Aha. Zarówno SV-233 jak CD-S3 maja przełącznik przerywający petlę masy. Przydaje się to, bo w pierwszej chwili po podłączeniu miałem słyszalny przydźwięk.