"Uniknąłem dziś tragedii! - potężny dzwon 30 metrów ode mnie!" - historia z dn. 25.01.2009 r.
CytatMoi Drodzy
Muszę podzielić się z Wami historią, która miała miejsce dzisiaj (niedziela 25.01) przed godziną 14:00 we Wrocławiu. Dzień był bardzo ładny. Po tych deszczowo-śnieżnych dniach nadeszło słońce i temperatury powietrza nawet rzędu 14-15 stopni Celsjusza, ale kto by akurat pomyślał, że pirat drogowy skorzysta z walorów pogodowych i że znajdzie się tak blisko... Otóż jechaliśmy samochodem (wraz z moją żoną i moją mamą) od ulicy Weigla (przy szpitalu wojskowym - tam zresztą przyszedłem na świat) i skręcam w ulicę Ślężną. Mam pustą ulicę, skręcam w prawo, aż tu nagle dwie młode dziewczyny ładują mi się wprost pod maskę auta, a nie ma tam żadnego przejścia dla pieszych! Jedna opamiętała się i zatrzymała jeszcze na krawężniku, ale druga z miną wyluzowanej nastolatki bez pomysłu na życie idzie dalej i ma w poważaniu, że wymusza pierwszeństwo (a dokładniej nie ustępuje pierwszeństwa. Oczywiście zahamowałem, przeszła mi przed maską i obtrąbiłem "dziewuchę"! Straciłem przez to jakieś 10-15 sekund. A może właśnie to te sekundy mnie uratowały?
Ale do rzeczy. Jadę Ślężną i chcę skręcać w prawo w ul. Armii Krajowej - jak wiecie w ulicę bardzo ruchliwą - tranzytową, której pasy ruchu są oddzielone potężnym pasem zieleni. Nie wiem - może 8 czy 10 metrów szerokości. W środku młode drzewka, na skraju potężne krawężniki. Na tym skrzyżowaniu ze światłami skręciłem w prawo i jadę sobie spokojnie ul. Armii Krajowej. Pobluźniłem w myślach, że tę "babę" powinienem po prostu opierdzielić mocniej, może nawet wyjść z auta i pogrozić, bo innym razem ktoś ją rozjedzie i będzie tragedia. Jadę dalej i rozpoczyna się ta sytuacja, o której piszę w nagłówku swojego listu.
Jadę prawym pasem, a tu z naprzeciwka (powtarzam, że przeciwne pasy dzieli szeroki pas zieleni!) w odległości około 60-70 metrów ode mnie podbija autem do góry - była to Astra 2 srebrna trzydrzwiowa tuningowana, z chromowanymi ramkami na tablice rejestracyjną jak się później okazało. Auto to jedzie tym trawnikiem, zarzuca nim mocno, samochód ścina cienkie drzewka. Dodam, że widzę to z odległości ok. 60m. Auto zjeżdża z trawnika, z krawężnika, jedzie asfaltem, myślałem że prosto na mnie. Przez chwilę pomyślałem, że jest pościg policyjny i jakiś "naćpany" czy "wypity" koleś celowo wjechał na trawnik i ucieka gdzie popadnie. Na szczęście auto nie jedzie na mnie tylko po skosie jedzie prosto na sporej wielkości drzewo. Wpada jeszcze przedtem na kolejny krawężnik oddzielający jezdnię od ścieżki rowerowej. Swoje auto zdążyłem wyhamować. Jestem jakieś 30m od tego auta. Dodam, że jechałem pierwszy ze świateł i szczęście gościa, że nie uderzył w żaden z samochód z naprzeciwka. Jego Astra II jedzie dalej, podbija się od wysokiego krawężnika i wali z impetem w drzewo! Słychać nieziemski huk!! Podjeżdżam autem jeszcze jakieś 40-50m, zatrzymuję swoją Felkę na prawym pasie, włączam awaryjne i idę do gościa. Facet prawie wjechałby w dwie kobiety, które na szczęście spacerowały przy Parku Południowym i zdążyły odbiec. Babki wyciągnęły gościa z auta. Gdy podszedłem, stał już samodzielnie. Wyglądał jakby nic mu nie było. Pewnie później odczuje ból. Chodził "zakręcony" i mamrotał pod nosem. Wykręcam nr 112 i jak mogłem się spodziewać - zajęte!! Ktoś podszedł i zapytał mnie czy ma zadzwonić na Policję. Mówię, że tak, bo nie mogę wykręcić numeru. Byłem w niewielkim szoku, ale zawsze to coś. Stoję koło gościa i jego auta. Przód rozpierdzielony całkiem!! Ale słyszę, że silnik chodzi. Może zdawało mi się... W sumie to niemożliwe żeby silnik po takim dzwonie jeszcze chodził. Pomyślałem, żeby uciekać na bok, bo być może zaraz eksploduje zbiornik z benzyną. Wszedłem do jego auta, słychać głośno ostrą rockową muzykę, poduchy wypaliły obie, straszny smród od gazu z poduszek. Jedna poduszka lekko zakrwawiona. Zgasiłem silnik. Zdawało mi się że chodził - już nie wiem sam... nieważne... i wyjąłem kluczyk. Stwierdziłem, że chłopu nic strasznego nie będzie i pobiegłem do swojej Felki, by ją przestawić, bo okazało się, że tylko ona stała z awaryjnymi na prawym pasie i tarasowała ruch. Zeszło się w międzyczasie sporo gapiów. Przestawiłem auto i wróciłem na miejsce kolizji. Przyjechały dwa wozy Straży Pożarnej, karetka i radiowóz. Wszyscy świadkowie w szoku, bo sceny jak z gangsterskiego filmu! Ponoć koleś ścigał się z jakąś Beemką i w sumie nie dowiedziałem się, co było przyczyną, że stracił sterowność auta i ciął przez trawnik, przeciwległy pas, ścieżkę rowerową i zatrzymał się na drzewie. Najprawdopodobniej zablokowane miał koła i ustawione były na wprost. Z tego, co kierowca mówił - kręcił kierownicą i nie mógł panować nad autem. A może to przez to, że był w szoku i gadał głupoty. Tak czy siak po uderzeniu w drzewo koła były ustawione na wprost do kierunku jazdy.
Mieliśmy mnóstwo szczęścia! Gdybym jechał szybciej lub gdyby tamtej dziewczyny, co wymusiła pierwszeństwo w tamtym czasie nie było, to najprawdopodobniej nadziałbym się na tego bezmyślnego młodzieńca z Astry. Bo też lubię czasami pociąć lewym pasem swoją Felką. Tym razem jechałem jak typowy schorowany emeryt. Ten młodziuteńki koleś miał poduszki powietrzne, ja nie mam żadnej. Myślę, że pasy i poduszka uratowały mu skórę. Dobrze, że tamte panie nie oberwały od niego i że żaden rowerzysta nie jechał akurat tą ścieżką (pomyślałem wtedy przez chwilę o Grzesiu K.* ;-), bo tragedia gotowa! Nie wiem czy ten koleś zrozumie, że zachował się debilnie i nieodpowiedzialnie i że miał mnóstwo szczęścia. Rejestrację miał Nyską "ONY". Tamta Beemka też. Zrobili sobie wyścig po Wrocławiu.
Tak tylko chciałem Was ostrzec, bo zrozumiałem dzisiaj, że człowiek na pewne rzeczy nie ma w ogóle wpływu i nawet gdy zachowa wszelkie normy właściwego zachowania na drodze, będzie jechał zgodnie z przepisami ruchu drogowego, technicznie sprawnym autem, to i tak znajdzie się gamoń, który nagle znikąd może wjechać w Twoje auto i nie masz na to wpływu, bo to sekundy lub ułamki sekund!! Ja byłem 30m od niego i miałem szczęście.
Łukasz Piechocki
*) Grzegorz K. to etatowy rowerzysta robiący w tamtym okresie w sezonie od min. 5000 - 8000 km rowerem rocznie.
25.01.2009 r.
Zdjęcie zapożyczone z www.osp.pl - nie z tamtego zdarzenia.