Po wcześniejszym przybliżeniu czytelnikom zaobserwowanych podczas monachijskiego High Endu trendów i mniej, lub bardziej konwencjonalnych systemów w drugiej części relacji pozwolę sobie na prezentację urządzeń kontrowersyjnych, dziwnych i nie do końca poważnych.
Na początek proponuję coś z gatunku form intrygujących. O ile sama elektronika B.M.C zdążyła się już opatrzyć i jej dość industrialna szata wzornicza nikogo nie dziwi, to kolumny Vivid Audio z serii Giya mogłyby stanowić nie tylko wysokiej jakości element systemu audio, ale i miły oku akcent wzorniczy w niejednym salonie.
Kolejną nowością były kolorowe nabiurkowo – sypialniane minimonitorki Neat Acoustics Iota oparte o 10cm midwofery i 5cm wstęgi.
Co prawda cena wynosząca ok.650 £, przynajmniej w polskich realiach nie wróży jakiegoś specjalnego na nie boomu wśród miłośników PC Audio. Proponowałbym jednak powoli przyzwyczajać się do tego, że również na tym polu alternatywą dla komputerowych plastikowych „pierdziawek” będą właśnie tego typu konstrukcje kosztujące tyle samo, bądź ciutkę taniej, co konwencjonalne podstawkowce.
Na potwierdzenie moich słów zamieszczam zdjęcia stojących nieopodal Neatów Eopozów z serii Aktimate, których ceny rozpoczynały się od 385 EUR za model Micro i kończyły na ok. 600 EUR za Maxi +.
Jednak naprawdę fikuśne kolumienki Minipod zaprezentowała Scandyna mająca polskiego dystrybutora, który jakoś niespecjalnie przykłada się do promocji tych nad wyraz oryginalnych maluchów.
Do tej pory uważałem, że jeśli chodzi o miniaturyzację to prym wiodą mieszkańcy Azji, jednak po tym jak zobaczyłem kolumienki DoAcoustics taki pewny już nie jestem, tym bardziej, że zaprezentowane w Monachium maluchy (model Macrocosmo) były w hierarchii drugie od dołu, gdyż włoski producent ma w ofercie jeszcze mniejsze zabawki – Microcosmo.
Temat segmentu Micro pozwolę sobie zamknąć fińskimi Amphionami Ion oferowanymi w zestawie z dopasowanymi kolorystycznie „wzmako-DACami” NuForce’a
Oczywiście, jeśli komuś wersje „cywilne” niezbyt korelują z własnym profesjonalizmem może zainteresować się A.D.A.M.ami:
Całe szczęście część wystawców podeszła do tematu Hi-Fi z przymrużeniem oka i przywiozła standardowe modele w dość niestandardowych malowaniach. Przykładowo Hegel i System Audio oferujący zazwyczaj swoje produkty w dość stonowanych i neutralnych barwach tym razem poszli po bandzie:
Również spokojny na co dzień ASW zaszalał ustawiając przy wejściu mocno dające po oczach podłogówki
W ślad za mniejszymi manufakturami poszli również starzy wyjadacze jak KEF:
i Focal
Do jednych z bardziej odważnych propozycji można zaliczyć dwie włoskie manufaktury:
- Emme Speakers
i Montagna Hi-End Systems
Powoli kończąc kolorowy zawrót głowy dorzucę jeszcze, również włoski (czyżby zalegalizowali u nich zioło, albo zaczęli refundować inne antydepresanty?) niepoważnie piękną lampową integrę Atelier Du Triode:
Tym oto sposobem od niewielkich nabiurkowych systemów PC-Audio doszliśmy do starej, dobrej techniki lampowej, której reprezentanci wykazują spore zainteresowanie tubowymi przedstawicielkami płci pięknej. Skoro w pierwszej części relacji „poszły” Avantgarde i monstra przywiezione przez ekipę Silbatone w tym odcinku mogę na spokojnie zająć się zdecydowanie większą egzotyką.
Weźmy Tron Electric wystawiające się z gramofonem TW-Acustic i tubami Cessaro Gamma wspomaganymi basshornami. Pod ścianą za to stał natomiast niepozorny polski akcent – model Chopin.
Równie intrygująco, choć już w nie tak przytłaczającej skali zaprezentowały się charakteryzujące się 109 dB skutecznością Tune Audio Anima, o których fundament basowy troszczył się tubowy subwoofer Pulse. Szkoda, że w tym roku Grecy nie przyjechali z wersją fioletową tych przetworników, która wygląda wprost obłędnie. Nie ma jednak co marudzić, bo i popielate Animy łapały za oko swoja niebanalną formą.
Na koniec zostawiłem coś dla miłośników retro w najlepszym wydaniu
– kopię tub Western Electric 22A z 1935r!
Oraz przepiękny zestaw ósemek Marantza (St-8 i Pm-8)
Jeszcze tylko rzut oka na wystawę
coś dla miłośników wielosilnikowych odrzutowców
i … do zobaczenia za rok.
Tekst i zdjęcia: Marcin Olszewski