B&W należy do najlepiej rozpoznawalnych marek spośród obecnych w Polsce producentów zestawów głośnikowych. Zawdzięcza to po części charakterystycznym kevlarowym membranom, po części zaś dużej skali produkcji i aktywności dystrybutorów. Gdy w latach 90. rozglądałem się za swoimi pierwszymi „poważnymi” głośnikami, ponure czarne skrzynki z alarmująco żółtymi „ślepiami” znajdowały się oczywiście wśród kandydatów. Była to ówczesna seria 600, na którą nie było mnie jednak stać. Nawet najtańsze B&W zaliczały się wówczas do raczej ekskluzywnych zakupów. Potem była jeszcze fascynacja serią P (nowatorskie P-6 z wydzielonym głośnikiem wysokotonowym) i podziwianie z daleka serii Matrix.
Znajomość z serią Matrix mogłem niedawno odnowić, gdy na kilka miesięcy trafiły do mojego domu stare „pralki” – studyjne Matriksy 801 – które potwierdziły wszystko to, co najlepszego o nich niegdyś napisano. Byłem pod głębokim wrażeniem jakości brzmienia muzyki odtwarzanej przez parę weteranów i z najwyższą niechęcią oddałem je w końcu szczęśliwemu koledze, który ściągnął te kolumny używane z jakiegoś zagranicznego studia. Matriksy okazały się potwierdzeniem tezy, że stary hi-end wciąż pozostaje hi-endem.
Jak z tego wynika, stosunek do produktów B&W, jakkolwiek przerywany i rzadko konsumowany, miałem pozytywny, toteż gdy nadarzyła się okazja odwiedzin w fabryce w Anglii, skorzystałem z niej chętnie. Ktoś może zapytać, o jakiej fabryce mowa, gdyż zestawy tej firmy produkowane są w wielu miejscach. Okazało się, że w tym wypadku będzie to bardzo ważna fabryka, bowiem ta jedyna, w której powstaje szczytowa seria Nautilus. Zestawy Nautilus, do niedawna powstające w Danii, obecnie po przeniesieniu linii produkcyjnych powstają w całości w Wielkiej Brytanii. Jak bardzo w całości, miałem okazję przekonać się na własne oczy.
Najpierw obejrzałem wystawę aktualnie produkowanych urządzeń, wśród których nie mogło zabraknąć modelu Anniversary w kształcie rury kanalizacyjnej z marmurowym jajkiem na czubku, oraz klasycznych Nautilusów w formie skorupy ślimaka. Można też było obejrzeć szczytowe modele kolumn przeznaczonych do instalacji wielokanałowych w ścianach. Wyglądają może niepozornie, ale ceną nie ustępują "normalnym" Nautilusom.
W wielkiej piętrowej hali B&W znajdują się kompletne linie produkcyjne obudów i głośników oraz lakiernia, linie montażowe i pakownia. Kompletnie zaskoczony obserwowałem proces produkcji i formowania sklejki na obudowy – co jak co, ale tego typu materiał sądziłem, że jest dostarczany z zewnątrz. Nic podobnego. Drewniane płaty są na miejscu sklejane warstwami i formowane do odpowiedniego kształtu w drewnianych prasach i przycinane. W innej sekcji sali widziałem formowanie membran kevlarowych z płaskich krążków. Niektóre membrany były barwione na czarno – te przeznaczono do instalacji ściennych. Widziałem też membrany granatowe, przygotowane dla głośników samochodowych. Niebieska plecionka nie była malowana, przychodziła do fabryki od razu w takim kolorze. Odlewane kosze głośników dostarczane są gotowe z zewnątrz – umieszczenie tu pod jednym dachem huty aluminium to jednak byłaby przesada.
W innym miejscu fabryki widziałem jeden z dalszych etapów przygotowywania obudów – polerowanie skrzyń wykańczanych na wysoki połysk oraz polerowanie marlanowych głów większych modeli Nautilusów. Wszystko to ręczna robota, mozolna praca z pastą polerską. Patrząc na niemal gotowe obudowy myślałem sobie, czy nie dałoby się kupić gdzieś tutaj pary bez tych wszystkich zabiegów – w końcu komu przeszkadza widoczna tylko pod światło morka? Sądząc po pracochłonności tej roboty, kolumny bez polerowania powinny być o połowę tańsze…
Wśród wielu innych osobliwości, które można zobaczyć na zdjęciach, moją uwagę zwrócił skromny kąt, w którym czekał na dalsze zabiegi rządek prawdziwych Nautilusów – znanych wszystkim ślimaków. Te wyjątkowe zestawy wciąż są produkowane, co jakiś czas wykonuje się parę na indywidualne zamówienie. Ostatnio wykonano dla kogoś parę w kolorze bordo-metalik, pod kolor wystroju pomieszczenia. Również linia montażu i testowania diamentowych głośników wysokotonowych była warta obejrzenia, łącznie z pojemnikiem, w którym lądowały uszkodzone kruche kopułki w charakterystycznym białym kolorze, znanym każdemu, kto przyglądał się z bliska głośnikom Nautilus z serii Diamond. Wzięcie do ręki czegoś tak drogiego, a jednocześnie tak nieważkiego, było na pewno jednym z interesujących momentów zwiedzania fabryki.
Po wizycie w fabryce B&W skłonny jestem przyznać, że takie zapoznanie się od wewnątrz z produktem audio ma spory sens. Nie miałem dotychczas większych doświadczeń z zestawami z serii Nautilus. Teraz, po przyjrzeniu się jak powstają, z tym większym zainteresowaniem i zrozumieniem będę mógł posłuchać, jak te interesujące głośniki odtwarzają muzykę.
Alek Rachwald