Był już czarodziejski pierścień Arabelli, „Pierścień Nibelunga”, nawet „Władca Pierścieni” był, ale audiofilskiego pierścienia jeszcze nie było. A teraz jest – dostępny w ofercie Furutecha psuje krew i samopoczucie nie tylko audiosceptykom, ale i twardo stąpającym po ziemi audiofilom, dla których wszystko ma swoje granice. Granice po przekroczeniu których zaczyna się audio-voodoo, szamanizm i błądzenie w oparach absurdu. Z podobnego założenia wyszedłem w momencie, gdy zobaczyłem tytułowy pierścień w dziale nowości tego szanowanego producenta. Czy tych Japończyków do końca po…gięło? Demagnetyzer do winyli za ponad 10 kzł zdzierżę, płyn poprawiający kontakt za siedem stów , proszę bardzo, ale obrączka na wtyczkę IEC? Sorry, ale dziękuje, postoję. Problem w tym, że Polski dystrybutor Furutecha ma godny pochwały zwyczaj nie sprzedawania niczego, do czego osobiście nie ma przekonania. Tak ....
