Pomiary bez miary
Ta.... pomiary, nie mierzyć źle, mierzyć często jeszcze gorzej. Problem w tym aby pomiary nie przesłoniły istoty rzeczy, by nie stały się ważniejsze niż muzyka, emocje które niesie, niż zadowolenie chłopca ze swoich zabawek..... Same pomiary nie są złe, pomagają zdiagnozować problemy i niech temu służą. Gorzej jeśli zaczynają być najważniejszą w naszej zabawie rzeczą, gdy powodem do dumy, zmartwień, zadowolenia czy ekstazy staję ilość zer po przecinku, czy też przed nim. Chyba największym problemem jest to, że nie za bardzo wiemy co mierzyć. Przypomnę małe wpadki wyznawców pomiarów:
zniekształcenia intermodulacyjne, wzmacniacze tranzystorowe dzięki głębokiemu sprzężeniu zwrotnemu pozwoliły osiągnąć poziomy zniekształceń liniowych nieosiągalne dla konstrukcji lampowych. Na głosy, że grają gorzej inżynierowie odpowiadali, bzdura wystarczy spojrzeć na pomiary, wrażenia słuchowe są subiektywne i nie miarodajne! Do czasu gdy ktoś zmierzył jak zachowuje się wzmacniacz gdy nie podajemy mu prostą sinusoidę, ale dwie takie nałożone na siebie o małej i dużej częstotliwości. I okazało się jak kiesko wychodzą w tych pomiarach tranzystorowce! , Ucho wygrało :)
Jitter – przyjęto, że generator kwarcowy jako wzorzec częstotliwości jest niedościgły. I jest (no w sensownych zastosowaniach), ale tylko gdy mierzymy jego parametry z dłuższym czasie, a tu proszę niespodzianka.... wystarczyło mierzyć poszczególne okresy przebiegu i wtopa. Mierzyliśmy, ale nie wszystko co ważne. W gruncie rzeczy mierzyliśmy to co mniej ważne, ucho ludzkie jest miej czułe na małe zmiany prędkości odtwarzania (odtwarzacze strumieniowe przy problemach z łączem i pustym buforze manipulują prędkością odtwarzania i wcale tego nie słychać) za to BARDZO czułe na różnice faz sygnałów. Okazało się, że trzeba dobrego projektu, dobrych elementów i są one ważniejsze niźli sam kwarc. Każdy kto wymieni zegar w swoim CD'ku sam łatwo się może o tym przekonać. Swoją drogą ciekawe jak znacząco jitter wpływa na odtwarzanie basów. Na zdrowy rozum małe częstotliwości powinny być na niego bardziej odporne. Myślałem o tym trochę i wyszło mi na to, że być może ludzkie ucho jest doskonałym filtrem, więc jeśli sygnał niskiej częstotliwości jest 'wzbogacony' o przypadkowe, lokalne 'nachylenia' zakłócające jego krzywiznę, takie Norwidowskie 'sinusoidy basu ruchome płaszczyzny' to może ucho automatycznie nie traktuje tego jako sygnał niskiej częstotliwości? Mam gdzieś grubą cegłę, zdaje się podręcznik psychologi „Procesy przetwarzania informacji u człowieka”. Są tam nie tylko opisane procesy neurologiczne, ale także 'wstępne' obróbki bodźców przez ucho, oko itd. chyba będę musiał poczytać co nieco.... Może to i dobrze, czytałem ją ze 20lat temu, ale pamiętam, że była całkiem ciekawa :).
Problem nie leży więc chyba w tym ile, ale co?! Czy naprawdę mierzymy to co powinno być zmierzone czy tylko mierzymy to co umiemy mierzyć? Ekscytacja producentów sprzętu i większości 'audiofilii' zerami po przecinku, ilością bitów ect. dziwnie kojarzy mi się z blondynką oceniającą auto po kolorze lakieru....
Zastanawiam się nawet czy ta żądza pomiarów nie szkodzi jakości? Skoro ucho jest najdoskonalszym filtrem jaki znamy to po co w ogóle stosować przed nim inne z założenia niedoskonałe? Po o by dokonać pomiarów?? Gdzie w tym sens? Nie chcę nikogo do niczego przekonywać czy namawiać, jednak sam zrezygnowałem z tych udziwnień. Buduję sprzęt uproszczony jak tylko można. A naczelnym i jedynym kryterium jego oceny jest dla mnie tylko i wyłącznie moje subiektywne doznania w czasie słuchania muzyki. Oczywiście sprawdzam poprawność działania budowanych przeze mnie układów i przez takie kontrole po wielokroć udało mi się poprawić brzmienie, ale nie poświęcę absolutnie nic z przyjemności słuchania dla jakiś cyferek.