"Idy marcowe" - wiersz
"Idy marcowe"
Ósmy z rzędu szczyt Matki Ziemi
Ośmiotysięcznik Kutangiem zwany
Nie jest to obiekt dla zwykłych leni
Większości ludziom wciąż nieznany
Patrzysz na fotki internetowe
Przepiękne widoki, bliskość nieba
Niedługo wejdą prosto w Twą głowę
Pachnące jak kromka świeżego chleba
Nadszedł ten marzec Roku Pańskiego
Anno Domini Dwadzieścia Pięć
Wyprawa z gatunku iście żeńskiego
Pozazdrościć będzie niejeden zięć
Najwyższe góry to Himalaje
Nie tak daleko od Annapurny
Na piękny ich widok nie tylko mózg staje
Kto nie docenia, ten zwyczajnie durny
Manaslu, Nepal, Tybet, Chiny
Nie jest nisko, jest bardzo wysoko
Nie będzie to Teatr Pantomimy
Niełatwo będzie przymykać oko
Mimo zmęczenia i braku tlenu
Przygoda życia, nie z pierwszej łapanki
Niektórzy chcą żyć po bożemu
Dość tej codziennej nudnej sielanki!
Gdy spojrzysz w prawo – ujrzysz Alicję
Uśmiecha się niczym muza poety
Wiesz, że uwielbia wiśniowe delicje
W jej myślach facet o budowie atlety
Popatrzysz w lewo – zobaczysz Anetę
Co chwilę zerka na swego smartfona
Zwiedziła praktycznie całą planetę
Na szczyt Manaslu – jest napalona!
Niewiele przed Tobą drepcze Dorota
Plecak jej duży jak szafa u babci
Pozostawiła w domu swojego kota
Zapomniała z wrażenia zabrać swych kapci
Pośród kobiet mężczyzna Nima
Sherpa – jak wszyscy tamtejsi herosi
Zazdrosna o niego niejedna dziewczyna
Tężyzną fizyczną morale podnosi
Wszyscy uzbrojeni w specjalne kijki
Okulary słoneczne, kolorowe czapki
Ustawieni w szeregu jak od linijki
Marzą o smaku białej czekoladki
Osiemdziesiąt jeden sześćdziesiąt trzy
Nie jest to numer korporacyjny
Wysokość to szczytu, brak deszczu, mgły
Wyprawa charakter ma stricte misyjny
Gwiazdą jest Lidia – w pełni dojrzała
Lat osiemnaście stuknęło jej
Widok obłędny, że głowa mała!
Lipali, chciej, ja błagam – chciej!
Aż prosi się by otworzyć tę flaszkę
Zimno jest tu jak jasna cholera!
Ten trekking z lekkością jak Kochanowski fraszkę
Zima uczuć już nie doskwiera
Nagle woła Naczelna - Joanna
„Stop, zostajemy, będzie lawina!”
Ze strachu zemdlałaby niejedna panna
Odważny chłop i skromna dziewczyna
Na to odparła wygadana Ula:
„Joanna, myślę, że teraz przeginasz!”
Do poduszki głowę swą czasem przytula
„Miałaś być cicho! Znowu zaczynasz?!?!”
Idą pod górę, lina za liną
Czekan co chwilę wypada z ręki
Jak do złej gry z dobrą miną
Na bok życiowe codzienne udręki
Patrycja krzyknęła ochoczo do Ewy
„Zobacz jak tutaj pięknie, wręcz błogo!”
W głowie jej sady, ptaki i śpiewy
Niejeden zachwyca się jej urodą
Na samym końcu jest Katarzyna
Radosna, wesoła, pełna wdzięku
Jak chłopów nie było – tak nadal ni ma
Wycieczka udana, bez lipy, bez lęku
Kangie
30.08.2024