Dziewczyna z Orla
Dziewczyna z Orla
Rok 2002. Wakacje nad Jeziorem Głuszyńskim. Miejscowość Orle k/Topólki. Wypoczywałem tam przez trzy tygodnie. Był to bardzo "gęsty" dla mnie okres. Wszystkie wyjazdy "dzień w dzień" bez przerw w życiorysie. I wyjazd rowerem z Wrocławia do Monachium, Orle i na koniec praktyka wakacyjna w Elektrowni Opole.
Była to działka rekreacyjno-wypoczynkowa mojego wujka, który udostępnił nam ją w lipcu.
Poznałem wtedy dziewczynę. Jej rodzice mieli tam domek. Był usytuowany tuż za naszym ogrodzeniem. Przyjechała tam na wakacje, tak samo jak ja - ze swoimi rodzicami. Miała na imię Agnieszka. Była starsza ode mnie o dwa lata. Była nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej. Szczupła, jasnobrązowe włosy przycięte do górnej części ramion. Wzrost ok. 172cm. Co kilka dni, na kilka dni przyjeżdżał jej starszy brat Jarosław. W tamtym czasie wrażenie na mnie robił jego FIAT Punto HGT koloru żółtego, w wersji ABARTH. Nówka sztuka z salonu. Dość mocny silnik benzynowy o pojemności 1,8 litra, zapewne turbodoładowany. Ciekawie brzmiący wydech. Zawieszenie obniżone, dość sztywne, niezbyt dobrze znoszące wszechobecne dziury w miejscu, w którym dopiero powstają baraki i domki wypoczynkowe. Wiem, bo Jarek dał mi się nim przejechać.
Agnieszka początkowo była małomówna, ale gdy tylko tematy rozmów były zbieżne z jej zainteresowaniami i światopoglądem, chętnie podtrzymywała dyskusję. Jej dom był bardzo luksusowy jak na ówczesne standardy działek rekreacyjnych nad jeziorem. Była córką uznanego lekarza oraz bodajże pani mecenas/prawnik/prokurator z Włocławka. Jej rodzice byli dla mnie bardzo mili, gościnni. Pamiętam, że władali nieskazitelną polszczyzną. Mówili wolno, wyraźnie, jak gdyby nigdzie się nie spieszyli.
W tamtym czasie byłem "wolnym strzelcem". Nie miałem dziewczyny. Agnieszka wpadła mi w oko. Lubiłem patrzeć jak się uśmiecha i słuchać co do mnie mówi, jak buduje zdania. Początkowo uśmiechała się niechętnie. Chyba trochę się w niej zakochałem. Chodziliśmy na spacery, jeździliśmy na zakupy do pobliskiego sklepu w Topólce. Wspólnie graliśmy w badmintona, koszykówkę, siatkówkę, karty i szachy. Któregoś popołudnia poszliśmy popływać w jeziorze. Nagle chmury zrobiły się ciemne, a za chwilę czarne, prawe jak w słynnym polskim serialu z roku 1973 pt. "Czarne chmury". To rok wydania "Dark Side of the Moon" Pink Floyd. Przestraszyliśmy się oboje. Wiedzieliśmy czym grozi przebywanie w jeziorze podczas burzy. Trzymaliśmy się za ręce i pospiesznie zmierzaliśmy do brzegu i potem do domków.
Trzy tygodnie minęły bardzo szybko. Wymieniliśmy się adresami i numerami telefonów.
Po kilku miesiącach podczas odwiedzin rodziny we Włoclawku pojechałem do Agnieszki. Poszliśmy do dyskoteki ("na dyskotekę" - ta forma nie jest chyba poprawna, ale ciut lepiej brzmi wg mnie). Potańczyliśmy, wypiliśmy po dwa piwa. Miałem myśli że chciałbym czegoś więcej od tego "związku", ale dobrze wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Zbyt duża odległość nas dzieliła. Później było kilka telefonów, kilkadziesiąt smsów. Wysyłaliśmy sobie listy i kartki świąteczne. Pamiętam, że Agnieszka wraz z bratem Jarosławem obchodziła imieniny tego samego dnia, a dokładnie 21 stycznia.
Znajomość niestety wygasła z czasem. Wiem, że koleżanka wyszła za mąż. Ma dwójkę dzieci. Pozostała we Włocławku. Ponoć odwiedza rodziców na Orlu.
Nawet nie mam z nią żadnego zdjęcia. Ba, nawet nie mam zdjęcia jej samej. Pozostały wspomnienia...
Jeśli Czytelniku Drogi masz chęć zadać pytanie czy uprawialiśmy seks, to już spieszę z odpowiedzią. Nie. Byłem, a wręcz chyba nadal jestem nieśmiały. Agnieszka pociągała mnie seksualnie, była w moim typie, jednak nie miałem odwagi zaproponować jej współżycia.
P.S. Na zdjęciach moi kochani rodzice. Było to 21 lat temu. Czas nas wszystkich zmienił, zarówno jeśli chodzi o wygląd i doświadczenie. Wakacje "na Orlu" nad Jeziorem Głuszyńskim jeszcze długo będę wspominał. Szkoda, że tak mało zdjęć i zdecydownie zbyt mało pocałunków.
Dziękuję tym, którzy wytrwali do końca.